Pojedynek na kostki i pazury
Wybieramy jednego z sześciu potworów z unikatowymi mocami. Mamy tu między innymi ziejącego ogniem Meka Dragona, brutalnego The Kinga, drapieżną Cyber Kitty czy klasycznego Gigazaura. Rozgrywka opiera się na rzutach kośćmi, co dodaje sporo losowości, ale dzięki możliwości ich przerzucania nie jesteśmy całkowicie zdani na przeznaczenie. Kości pozwalają nam się leczyć, atakować przeciwnika, zbierać energię potrzebną do zakupu kart oraz przesuwać znaczniki Sławy i Zniszczenia. Karty kupujemy za energię zebraną podczas tury, niektóre z nich dają jednorazowy efekt, inne zostają z nami na stałe i oferują dodatkowe akcje, bonusy lub utrudnienia dla przeciwnika. Potrafią naprawdę namieszać i warto z nich korzystać, jeśli chcemy zdobyć przewagę.
Wygrywa potwór, który albo zabije konkurencję, albo przesunie jeden ze znaczników do swojego końca planszy, albo przesunie oba z nich do Stref Kluczowych. Ta ciekawa mechanika przeciągania liny dodaje dodatkową warstwę rywalizacji i napięcia, każda decyzja ma znaczenie, a gra ani przez chwilę nie zwalnia tempa.
Małe pudełko obfitości
Gra wydana jest w niesamowity sposób, mocno nawiązuje do komiksów. Zarówno samo pudełko, jak i instrukcja stylizowane są na klasyczne zeszyty komiksowe. Mamy nawet numer wydania, sugerowaną cenę na okładce i charakterystyczną grafikę z grubymi konturami. Całość wygląda jak wyjęta prosto z półki fana retro-superbohaterów. Nawet papier instrukcji ma przyjemną, lekko matową fakturę, która od razu buduje klimat i sprawia, że chce się go przekartkować. Wszystkie komponenty gry są wykonane z dbałością o najmniejszy szczegół. Kostki mają przyjemny ciężar i dobrze leżą w dłoni, a ich kolory świetnie współgrają z całą stylistyką. Elementy z grubej tektury są solidne i wytrzymałe, a drewniane znaczniki Sławy i Zniszczenia nie tylko dobrze wyglądają, ale też okazały się zaskakująco odporne, jeden z nich przetrwał nawet atak mojej kotki… Całość sprawia bardzo porządne wrażenie i daje poczucie, że mamy do czynienia z produktem dopracowanym i pomyślanym tak, by cieszył nie tylko mechaniką, ale też estetyką.
Zasady są wyjaśnione w sposób przystępny, bez zbędnego lania wody. Po szybkim przekartkowaniu instrukcji można od razu zaczynać grę, bez konieczności oglądania tutoriali czy wertowania forów. To duży plus, zwłaszcza jeśli chcemy zagrać z kimś, kto nie ma dużego doświadczenia z planszówkami.
Dodatkowo bardzo podoba mi się element oznaczania osiągnięć na przestrzeni rozgrywek przy pomocy dołączonych naklejek.
Kto się lubi, ten się bije (w Tokio)
Mimo że Potwory w Tokio: Duel to gra wyłącznie dla dwóch osób, każda partia potrafi wyglądać zupełnie inaczej. Czasem kończy się szybkim starciem na gołe pięści (i pazury), innym razem trwa dłużej i zamienia się w emocjonujące przeciąganie liny na torach Sławy i Zniszczenia. Gra daje poczucie, że każda decyzja ma znaczenie, a mimo prostych zasad nie brakuje miejsca na taktykę i odrobinę cwaniactwa. Dzięki różnym potworom i kartom, każda rozgrywka układa się trochę inaczej, więc nie ma mowy o nudzie czy powtarzalności.
To świetna pozycja dla par, znajomych, a nawet nastolatków, którzy chcą pograć razem bez potrzeby zbierania większej grupy. Zasady są proste i szybko wchodzą w głowę, więc spokojnie można grać nawet z kimś, kto na co dzień nie sięga po planszówki. Jednocześnie gra nie jest banalna i daje satysfakcję z dobrze rozegranej tury, wyczucia ryzyka czy dobrze wydanych punktów energii.