W okresie wakacyjnym organizowana jest masa wydarzeń, na które warto się udać. Konwenty czy festiwale to tylko kropla w morzu tego, co oferują najróżniejsze organizacje i kluby. Poza wielkimi imprezami odbywają się też nieco bardziej kameralne i niszowe, a jednocześnie posiadające niezapomniany klimat.
Rok temu poznaniacy zakochali się we współpracy trzech poznańskie kin – Muzy, Pałacowego i Rialto. Ich wspólna inicjatywa Nic Się Tu Nie Dzieje zorganizowała na terenie miasta liczne warsztaty, koncerty, pokazy plenerowe i przede wszystkim – filmy.
Powrót do epoki VHS
Ja udałam się dopiero w tym roku. Sobotniego wieczoru organizowane było VHS HELL, czyli cykliczne pokazy filmów klasy B. Wiecie, te gumowe potwory i śmieszne ujęcia, szaleństwa ze światłem i dźwiękiem, Ed Wood… Był to pierwszy pokaz VHS HELL w Poznaniu, w dodatku wybrane zostały filmy, które zdecydowanie pasowały do mojego pooldtownowego nastroju – Hardware z 1990 roku i o trzy lata starszy Creepozoids. Oba zdecydowanie polecam, o ile jesteście w stanie wytrzymać te niskobudżetowe produkcje.
A tak naprawdę, warto spróbować. Nie tylko dla niewątpliwego poszerzenia swoich horyzontów. Swego czasu powyższe filmy robiły furorę na niejednym osiedlu.
Bunt maszyn(y)
Hardware jest uznawany za klasyk science-fiction klasy B. Możliwe, że od innych podobnych mu filmów odróżnia go pojawienie się na ekranie legend muzyki rockowej, Lemmy’ego Kilmistera (Motorhead) oraz Iggy’ego Popa (no dobra, Iggy raczej się nie pokazuje, a gada jako postapokaliptyczny spiker radiowy). Jednak sama fabuła też jest ciekawa. Historia osadzona w nie aż tak dalekiej przyszłości po wojnie nuklearnej opowiada o parze kochanków, Moses i Jill. Muszę przyznać, że ich perypetie są dziwne. Równie, albo i bardziej, zaskakujące są charaktery ich znajomych, jednak stanowią oni tylko tło do głównej historii. W wielkim skrócie: Moses zajmuje się zbieraniem wszelkiego złomu, część sprzedaje, a ciekawsze znaleziska prezentuje swojej ukochanej. Jill tworzy sztukę z pozostałości po minionej świetności cywilizacji. Jednego feralnego dnia Moses odkupuje od innego zbieracza fragmenty robota. Szybko okazuje się, że nie będzie z nich popielniczki, jak bohater proponował kochance, ponieważ robot sam się aktywuje. A jego głównym i jedynym celem jest zagłada wszystkich, których napotka na drodze.
Zmutowany nonsens
O Creepozoids niestety nie napiszę tyle dobrego. Może dlatego, że prezentowano go jako drugi i dawka absurdalnego kina już dawno została przekroczona. Tutaj mamy do czynienia znowu z historią po wojnie nuklearnej. Grupa ludzi, uciekając przed kwaśnym deszczem, znajduje laboratorium. Bardzo szybko okazuje się, że budynek miał już lokatora, a był nim – oczywiście – mutant. Na szczęście nie zaczęłam poznawać horrorów klasy B od tej produkcji. Gdybym swoje zdanie miała wyrobić w oparciu o Creepozoids, najpewniej zraziłabym się do całego gatunku. Moim subiektywnym zdaniem, fabuła nie ma ni grama sensu. Wręcz przyznam, że nie wiem, o co w tym filmie – tak na dobrą sprawę – chodziło.
Postapokalipsa w Muzie
Pokaz odbywał się w kinie Muza. Wyjątkowo na czas tego sobotniego popołudnia brama prowadziła wiek do przodu. Miałam to szczęście, że weszłam już po krwawej bitce, o której świadczyły liczne rany wśród Alkochemików i cywilów. Nawet bileter nie uszedł bez szwanku.
Za stworzenie klimatu odpowiedzialny był Drugi Schron, czyli postapokaliptyczna sekcja Drugiej Ery (to oni robią Pyrkon!) oraz kilka ekip, które pewnie ledwo zdążyły rozpakować się po tegorocznej Porze Przybyszów (OldTown): Alkochemicy, Hydronomadzi, RadRat oraz Hotel Moskwa.
Od godzin popołudniowych zaangażowane grupy prowadziły Podwórko postapo, gdzie nie brakowało atrakcji. Uczestnicy mogli podziwiać szeroko pojęte rękodzieła w klimacie, zobaczyć z bliska sprzęt ASG, pokaz walk w rynsztunku, a także nauczyć się co nieco obserwując proste eksperymenty w postapokaliptycznym laboratorium. Ponadto ci odważniejsi mogli zdecydować się na charakteryzacje wykonaną przez Inkę.
Zadbano nawet o wystrój podwórka i kinowego baru.
Jedyne, co warto jeszcze napisać, to oby organizowane było więcej równie klimatycznych wydarzeń, a do kina klasy B warto się przekonać!
Zdjęcia z Podwórka postapo: Zuzanna „Inka” Kuncewicz