Martwe ciała powstałe z grobów, wydające z siebie przeraźliwe jęki. Niekompletne zwłoki, czasem pozbawione kończyn, niekiedy jedynie ponadgryzane przez szczury.
Bezmyślnie prą przed siebie, pozostawiając za sobą fetor rozkładu. Coraz liczniejsza tłuszcza ciągnie się przez opustoszałe miasto tylko w jednym celu – aby zatopić wybrakowane uzębienie w żywych ludziach.
Noc żywych trupów, The WalkingDead, World War Z, ResidentEvil, Left 4 Dead, Zombie Survival, Martwa Zima i wiele innych. Odnalezienie w popkulturze nieumarłych miłośników centralnego układu nerwowego nie jest niczym trudnym, a nawet mówi się, że mamy do czynienia z przesytem tego tematu. Wizerunek zombie jako niewrażliwego na ból, martwego ciała przywróconego do życia, które można umieścić ponownie w grobie jedynie za pomocą uszkodzenia mózgu, utrwalił się w umysłach miłośników fantastyki. Mimo sporej eksploatacji wizji wstających z mogił zmarłych, wciąż istnieją pewne nieścisłości co do niektórych faktów dotyczących tych istot.

Kadr z 1 odcinka drugiego sezonu serialu The Walking Dead
Niedawno podzieliłem się z wami moimi rozmyślaniami na temat kosmosu (link), tym razem zejdziemy na ziemię, by przyjrzeć się kolejnej z niecodziennych teorii.
Szaman prawdę ci powie
Podążając za mądrościami zawartymi w najpopularniejszej encyklopedii w sieci – „pojęcie zombie wywodzi się z kultu voodoo, w którym oznacza osobę silnie zniewoloną i ślepo lub nieświadomie wykonującą polecenia osoby kontrolującej ją, najczęściej będąc pod wpływem środków odurzających” (Wikipedia). Choć takie pojmowanie nieświeżych przyjemniaczków już dawno odeszło do lamusa, nie sposób nie zauważyć cechy, która przetrwała do dziś – bezwolnego działania. Nie jest to jedyna spuścizna afrykańskich wierzeń. Jak czytamy dalej – „według wierzeń wyznawców voodoo (głównie na Haiti i na południu USA) kapłani – houngan, mambo lub bokor – mogą uśmiercić człowieka, a w kilka dni po jego pogrzebie znowu przywrócić go do pozornego życia. W rzeczywistości nie jest to jednak żywy człowiek, a jego ciało zamieszkane przez jednego z duchów śmierci Guédé. Taki bezwolny żywy trup (nazywany na Haiti także cadavre – zwłoki) jest używany do różnych prac w polu i gospodarstwie”. Choć nie ma mowy o tym, by „współczesne” zombie można by zaprzęgnąć do pracy w naszym interesie, doskonale widać spory potencjał materiału źródłowego do tworzenia ciekawych historii.

Warhammer
Kelner! Czy mogę prosić o menu?
Zostawmy już historię z mądrościami i przyjrzyjmy się temu, co już wiemy. Bezsprzeczne jest to, że omawiani nieumarli mogą funkcjonować pozbawieni kończyn, większości tułowia, a nawet sporych fragmentów czaszki. Są bezmyślne, powolne, wiecznie łaknące ludzkiego mięsa bądź mózgu. Ich ugryzienie powoduje przemianę żywego stworzenia w im podobne. Aby ponownie ich uśmiercić potrzebny jest precyzyjny strzał w głowę. Pomijając wyjątki pojawiające się w różnych utworach, które wymykają się niektórym punktom z powyższej specyfikacji, można zauważyć pewną nieścisłość pomiędzy ich skomplikowaną dietą a przenoszeniem wirusa. Po prostu obie te kwestie wykluczają się wzajemnie.
Nie jest nam obca scena, gdzie nieszczęśnik znika pod zwałami zjadających go żywcem potworów tylko po to, by nieco później ujrzeć jego w niewielkim stopniu uszkodzone zwłoki paradujące sobie w najlepsze z niedawnymi katami. Tu rodzi się pytanie – skoro zombie chciały pożreć go żywcem, a ich liczebność była na tyle duża, że całego ciała starczyłoby zaledwie na kęs dla każdego, czemu praktycznie nic z tego nie zjadły? Skoro ich bezgraniczne łaknienie pcha do pożerania ludzi, to czemu dopinając swego nagle przestają, pozwalając ofierze na przemianę? Co więcej, nie raz można spotkać się z widokiem nieumarłego ze smakiem pałaszującego niezbyt świeże zwłoki znalezione na ulicy. Skoro więc nie przeszkadza im jakość mięsa, dlaczego w bezmyślnym marszu nie wrzucą na ruszt swoich pobratymców? Gdyby brać dietę zombie na poważnie, przenoszenie zarazy byłoby dość trudne, a bycie zakażonym świadczyłoby o niewiarygodnym pechu. Wszak trzeba by było być zaatakowanym przez tego jednego ożywieńca, który uchronił się przed swymi kamratami poprzez zrobienie z nich śniadania. Nawet gdybyśmy odrzucili dietę ogólno-mięsną na rzecz delektowania się mózgiem, czyli jak dobrze wiemy jedynym organem potrzebnym do funkcjonowania po śmierci zarażonego, pandemia żywych trupów jest zwyczajnie niemożliwa.
Skoro więc bogate menu wyklucza rozprzestrzenianie się tego niezbyt przyjemnego choróbska, to czy nie jest ono po prostu miejską legendą? Takie podejście prowadzi do wymyślonej przeze mnie teorii (a przynajmniej z takową się nigdzie nie spotkałem), że zombie są tak naprawdę… wampirami.
W każdym stadzie musi znaleźć się jakaś czarna owca
Oczywiście daleko ożywieńcom do szlachetniejszych potomków hrabiego Draculi, że już o błyszczących brokatem krwiopijcach nie wspomnę. Brak im manier, ogłady, rozumu, aparycji i na pierwszy rzut oka łączy ich zaledwie bycie ożywionymi umarlakami. Dlaczego więc wrzucam ich wszystkich do jednego, brudnego od posoki wora?
Zacznijmy od tego, że krwiopijcy nie ograniczają się tylko do szarmanckich elegantów z gracją udzielających wywiadów. Są też wśród nich zdecydowanie bardziej zwierzęcy przedstawiciele. Geralt z Rivi nie raz spotykał na swojej drodze Katakany, Fledery, Ekimmy czy Garkainy, które nijak się mają do wcześniej wspomnianych dżentelmenów. Choć zombie nie są tak silne, zwinne i przebiegłe, bez problemu mogłyby się znaleźć na liście miłośników życiodajnego płynu, szorując po jej niezbyt wyrafinowanym dnie.

Garkain – Wiedźmin 3 Krew i Wino
Pozostaje jeszcze kwestia diety. Co prawda, wywodzące się z voodooumarlaki nie posiadają kłów zdolnych do wbicia się w tętniącą życiem żyłę, lecz zawsze są inne sposoby na dostanie się do smacznie tryskającej krwi. Wszak zęby, jakie by one nie były i ile by ich nie zostało, potrafią wbić się głęboko, a wyszarpana dziura natychmiast stanie się dość obfitym źródłem, z którego można upijać się bezpośrednio. W ten oto sposób ożywieńcy mogą gramolić się na ofiarę tak samo jak w przypadku mięsnej diety, a po uczcie wciąż pozostaje ciało, które może ulec przemianie. Prymitywne, ale skuteczne.
A co z wrażliwością na światło? Cóż, jedni mają rozum i aparycję, drudzy siłę i spryt, a inni są na tyle prości, że nie rozróżniają dnia od nocy i nie wiedzą, że w trakcie tego pierwszego mają się spopielać. Przynajmniej jeden plusik dla bohaterów tego artykułu.
Czy zombie faktycznie są najprymitywniejszymi z wampirów? A może jest jakieś inne wytłumaczenie niezgodności zarażania ze sposobem pożywiania się? Macie jakieś pomysły? A może bardziej rozbudowane teorie?