Daniele Tascini tworzy duże, wymagające euro zaczynające się na literę „t”. Jedną z nich jest Tabannusi. Czy będzie to kolejna perełka na miarę genialnego Teotihuacana?
Jak zbudować Tabannusi?
Tabannusi jest kolejną wielką i złożoną planszówką Daniela Tasciniego autora świetnego Teotihuacana Miasta Bogów. Gdybym chciał wyjaśnić zasady gry, musiałbym zrezygnować z własnej opinii i skupić się tylko na przedstawieniu mechanizmów. Zatem tylko skrótowo opowiem, co mniej więcej można tutaj robić. Mianowicie w swojej turze wybiera się do której dzielnicy, a tych jest pięć, powędrujemy w kolejnej turze. Determinuje to wartość na zabranej kości z łódki. W trzech dzielnicach możemy stawiać domy w trzech różnych kolorach oraz nawadniać pola i uprawiać na nich ogrody. Aby wybudować domostwo, trzeba jednak najpierw zarezerwować miejsce przy użyciu planu budowy, co pozwala zdobyć premię nadrukowaną na planszy. Co ciekawe inny gracz może taniej wybudować domek przy użyciu umieszczonego przez nas wcześniej planu! Na szczęście w ramach rekompensaty otrzymamy wtenczas korzystną premię. Poza tym w porcie kontrolujemy okręty oferujące stałe zdolności, zaś w dzielnicy Zigguratów można zapunktować na rozmaite sposoby.
Gra kończy się po piątej rundzie, a tę rozlicza się gdy w danej dzielnicy zabraknie kostek, wtedy też dochodzi do punktowania tylko w tym miejscu. W zasadzie to jedynie ogólny zarys rozgrywki, bo jest tu jeszcze sporo ciekawych detali. W każdym razie założenie jest proste – za surowce wykonuje się dwie akcje w dzielnicy. Zasoby i punkty można zdobyć na wiele sposobów, ale trzeba się trochę napracować, aby je pozyskać!
Walka o statki i zigguraty
Tabannusi to bardzo wymagająca gra o wysokim progu wejścia. Po raz pierwszy po przeczytaniu instrukcji miałem wrażenie, że nie będę w stanie dobrze wytłumaczyć zasad. Mało tego nie do końca rozumiałem, w jaki sposób te mechanizmy mają się zazębiać. Po części tę dezorientację spowodował układ tekstu. W instrukcji po opisie przygotowania gry znajduje się dłuższy fragment poświęcony kluczowym pojęciom. Nie przekonało mnie zwracanie uwagi najpierw na ważne elementy, których przeznaczenia jeszcze nie poznaliśmy.
Nie miałem niestety okazji rozegrać partii w tego „potwora” w większym składzie, niemniej w duecie śmiga doskonale. Nim polubiłem Tabannusi minęło – co prawda – trochę czasu (ograłem również kilka solówek), jednak mój towarzysz nadal ma mieszane uczucia do tej pozycji. Nie da się ukryć, że gra nie jest zbyt intuicyjny. Do tego duży wybór możliwości punktowania, a także na pierwszy rzut oka kłopotliwe i czasem nieoczywiste sposoby pozyskiwania zasobów czy punktów potrafią przytłoczyć.
Uroki matematyki
Bardzo podoba mi się, że można na wiele sposobów zdobyć punktów. Najciekawsza jest przejmowanie planów innego gracza, aby taniej zbudować swoją budowlę. Podoba mi się negatywna interakcji, choć może on być momentami dotkliwy pomimo zacnej rekompensaty. Wszystkie mechanizmy świetnie się ze sobą zazębiają, a dzięki temu można wyczyniać niesamowite akcje. Należy w tym celu tylko dedukować i przewidywać. No i trzeba mieć na uwadze, że działania naszych współgraczy mogą nam pokrzyżować nasze plany. Nawet losowość w kościach nie jest dokuczliwa, bo istnieje kilka sposób, aby poradzić sobie z niekorzystnymi wynikami na kostkach. Lubię obserwować jak wszystkie mechanizmy w Tabannusi świetnie ze sobą współgrają.
Zmienne koleje losu
Wypada mi także docenić regrywalność tytułu. Za każdym razem losujemy inny zestaw żagli oferujących rozmaite umiejętności, a także zigguratów. Losujemy też inną kartę miasta, która znacznie wpływa na nasze działania (określa dzielnice, w jakich musimy mieć budowle, aby na koniec zdobyć dziesięć punktów zwycięstwa). Są też cele dla wszystkich graczy, a ich pula jest całkiem spora. Ogólnie w Tabannusi występuje wiele zmiennych, a podczas rozgrywki istotną rolę odgrywają też kości. Każda partia będzie, więc oferowała odmienne wyzwanie. Nie spodobał mi się jedynie pomysł na zamienianie, co grę, koloru kości w poszczególnych dzielnicach. Autor wykorzystał podobny pomysł co w Teotihuacanie, ale w tym wypadku według mnie nie jest to niezbędne.
Najpiękniejsze ogrody
Po rozgrywce plansza robi fenomenalne wrażenie – ustawiamy na niej budowle, zakładamy ogrody, umieszczając je na kaflu wody. Wszystko to sprawia, że z wielką przyjemnością patrzy się na efekt końcowy w trzech pierwszych lokacjach. Dzielnica zigguratów czy portowa już tak spektakularnie się nie prezentuje. Niemniej przyznaję, że Tabannusi to dopracowany i bardzo solidny produkt.
Pewną wpadką, o której wydawnictwo już wspominało, jest umieszczenie w instrukcji informacji o woreczku wykorzystywanym do gry solo, który rzekomo powinien znaleźć się w pudełku. Tymczasem nawet oryginalny wydawca nie planował dodawać tego elementu do gry! W kwestii wykonania doceniam również, że udało się znaleźć miejsce na głównej planszy czy na planszach graczy na prawie wszystkie elementy. Dzięki temu też o wiele łatwiej wszystko się rozkłada i składa. Rozgrywka może trwać ponad dwie godziny, ale samo przygotowanie gry mi osobiście szło bardzo sprawnie. Oczywiście wydawca nie dołożył woreczków strunowych (warto się w nie zaopatrzyć!).
Pojedynek z Gilgabotem!
Myślałem, że po starciu z Teotibotem nic trudniejszego mnie nie spotka, tymczasem okazało się, że może być gorzej. O ile prowadzenie automy w Tabannusi nie jest upierdliwe i nie odbiera mi frajdy z rozgrywki, tak nie jest zbyt intuicyjne. Nim zagrałem pierwszą grę, przeczytałem dwa razy akapit poświęcony temu trybowi, a i tak miałem poczucie, że coś mi umyka. Powiem więcej, pomimo wątpliwości nie zerkałem do instrukcji za każdym razem, bo zabrakło mi by do tego cierpliwości. To rozwiązanie sprawiło, że grało mi się nawet przyjemnie. Niestety bot przez losowy dobór akcji bywa mało konsekwentny i skuteczny, niemniej umiejętnie oddaje możliwości, jakie miałby żywy gracz. Czasem automa potrafi też dać w kość!
Mamy do wyboru cztery rodzaje botów, ale ich unikalne akcje wchodzą losowo, więc w ostateczności można nawet nie odczuć większej różnicy, grając czy to z Gilgabotem czy Sarbotem. Na dodatek w instrukcji nie znalazłem informacji o rozpatrywaniu karty miasta automy. Pewnie jeszcze skuszę się na solowe starcie, ale nie po to, aby wygrać z automatem, ale aby mieć frajdę z gry.
Czy warto zainteresować się kolejną grą Daniela Tasciniego?
Tabannusi to kawał solidnego, soczystego eurosa, do którego potrzeba masy cierpliwości. Niełatwo też będzie znaleźć towarzyszy do zmagania się z tym potworem, a jeszcze trudniejsze może być wytłumaczenie im zasad gry. Niemniej sama rozgrywka wynagradza wszelkie trudności, bo oferuje mnóstwo możliwości, a tym samym dostarcza wiele przyjemności. Bawiłem się przy tej grze świetnie, choć gdybym miał wybierać z dwóch gier Daniela Tasciniego, które posiadam to zdecydowanie postawiłbym na Teotihuacana. Nie zmienia to faktu, że Tabannusi Budowniczowie Ur ma pewne miejsce w mojej kolekcji.
Nasza ocena: 7,5/10
Tabannusi Budowniczowie Ur to kolejna genialna gra Daniela Tasciniego.Grywalność: 7,5/10
Jakość wykonania: 8/10
Regrywalność: 7/10