Michał: Powoli zbliżając się do końca naszej dyskusji, zahaczyłbym o pewien poboczny wątek. Nie zapominajmy, że oprócz filmów o samym Harrym wyszły także filmy Fantastyczne zwierzęta, opowiadające o przygodach młodego Newta Skamandera, mające rozszerzyć tzw. Czarodziejski Świat. Seria wywołała niemałe kontrowersje, a już na pewno żywe reakcje fanów. Czy i Wy zareagowaliście równie emocjonalnie po obejrzeniu tych filmów?
Ja na początku byłem mega pozytywnie zaskoczony. Już sam koncept, tj. poszerzenie owego Czarodziejskiego Świata poprzez filmy, do których scenariusz miała napisać sama Rowling, wydawał mi się bardzo ciekawy. I rzeczywiście – pierwsza część nowej serii, tj. Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć, okazała się czymś zupełnie nowym, a przy tym, co ważne, dobrym jakościowo, nawet jeżeli nieco pozbawionym klimatu oryginalnych filmów o Harrym. Intrygujący bohaterowie (na czele z Jacobem Kowalskim, mugolem, który jednak odgrywa o wiele większą rolę niż Dursleyowie w serii o Harrym), zalążek nowej historii i przede wszystkim uczynienie z dobrze znanego nam Grindelwalda głównego antagonisty serii sprawiały, że widz napalał się na kolejną część, która, jak można było oczekiwać, pogłębi kilka wątków i będzie się ją oglądało z jeszcze bardziej zapartym tchem niż jedynkę…
I tutaj nastąpiło coś dziwnego. Dziwnego, bo podczas gdy pierwsza część niesamowicie trzymała się kupy, tak dwójka, zatytułowana Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda, okazała się jednym wielkim scenariuszowym bałaganem. Postacie stały się płytkie, a wszelkie dylematy i rozterki zostały raptem nakreślone, przez co kompletnie nie obchodziły one widza. Choć Rowling dowiodła niejednokrotnie, że potrafi pisać złożone wątki, to tutaj za bardzo popuściła wodze fantazji i przekombinowała wątek Lestrange’ów, tak kluczowy dla całego filmu. Pojawiło się ponadto zbyt dużo motywów, które w gruncie rzeczy nie wkomponowały się zgrabnie w film, a jedynie sprawiały wrażenie, jakby wprowadzono je po to, by móc nakręcić kolejne części. O zupełnie bezsensownym i podważającym kanon zakończeniu już nie mówiąc… Jedynym plusem jest chyba pojawienie się młodego Dumbledore’a, który jest dość zgodny ze swoją starszą wersją (oczywiście aktor go grający – Jude Law – też swoje zrobił), ale to niestety za mało, by ratować film.
Przyznam szczerze, że po seansie Zbrodni Grindelwalda przestałem darzyć Rowling takim szacunkiem, jakim darzyłem ją, odkąd przeczytałem Harry’ego. Ten jeden film sprawił, że przestała być moim autorytetem i że sam przestałem wierzyć w to, że potrafi jeszcze tworzyć sensowne historie. Odnoszę wrażenie, że najlepiej by było, gdyby już zostawiła świat Harry’ego w spokoju – im bardziej stara się go poszerzyć, tym jest coraz gorzej. Ponieważ jednak nie chce tego zrobić, a nowe filmy o fantastycznych zwierzętach mają powstać, boję się o przyszłość uniwersum. Jedno jest pewne – na trzecią część przygód Newta Skamandera nie wybiorę się do kina, bo po prostu nie widzę w tym sensu.
Krzysztof: Dla mnie Fantastyczne Zwierzęta okazały się średnio strawnym dziwadłem. Zanim pierwsza część trafiła do kin, zachodziłem w głowę, czemu ze wszystkich postaci i historii wybrano akurat Newta Scamandera i jego przygody jako centralny punkt nowej serii. Myślałem sobie, że znacznie ciekawszy byłby jakiś prequel ze szkolnych czasów Huncwotów, Lily i Severusa albo może coś kompletnie odjechanego, jak średniowieczne perypetie założycieli Hogwartu. Mimo wszystko jednak pierwsze Zwierzęta zrobiły na mnie całkiem dobre wrażenie, ukazując nam „magiczną” Amerykę oraz oferując pełną energii i humoru opowieść z nowym, tak przecież sympatycznym i dynamicznym protagonistą. Postaci poboczne, o których wspomniał Michał, też się zresztą do tego przyczyniły.
Tyle że dalej jest tylko gorzej. Szczerze mówiąc wątek Grindelwalda wydaje mi się tu zupełnie zbędny i doklejony na siłę, a historia Scamandera wcale nie potrzebuje całego tego mroku i kolejnego groźnego antagonisty. Chyba wystarczyłoby mi dalsze radosne ganianie za intrygującymi stworami, bez wikłania się w afery na światową skalę. Zbrodnie Grindelwalda niestety uznałem za bezładną łataninę wątków autorstwa osoby, która uparła się na przyrządzenie dwóch pieczeni na jednym ogniu. Wiecie, trochę śmiechu, zwierzątek i Newta Scamandera, a trochę sromoty, społecznych napięć i terroru złego czarnoksiężnika. Jak to mówią niektórzy, pasuje jak świni siodło.
Eliza: Fantastyczne zwierzęta zupełnie mnie nie urzekły. Od samego początku obu filmów, do samego ich końca mam poczucie przeładowania, dramatycznego przesycenia i wielkiej przesady, szczególnie w Zbrodniach. Pisałam już wcześniej, że filmy z serii Harry Potter nie oddały moim zdaniem wspaniałości książek, ale niosły jeszcze same w sobie jakąś wartość. Tutaj nie potrafię jej dostrzec. Scenariusz sprawia wrażenie, jakby został napisany „na szybko”, na zasadzie: „Mamy teraz nowy pomysł, jak na serii możemy jeszcze zarobić. Zróbmy wybuchy, dużo efektów (notabene bardzo dobrze zrealizowanych) i mroku, z którym w końcu wygra światło”. Żadna z postaci nie wzbudziła we mnie jakiejś głębszej sympatii, może jedynie niektóre z tytułowych zwierzaków. Postacie są mało wiarygodne i przerysowane. Oglądając Fantastyczne Zwierzęta odnoszę wrażenie, że stworzono bardzo wysokobudżetowe filmy, które wizualnie może i robią wrażenie, ale zapomniano dopracować ich treść.
Mateusz: Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć stanowiły dla mnie ciekawe poszerzenie uniwersum Harry’ego Pottera. Poznaliśmy niesamowity świat czarodziejów z Ameryki, nowych bohaterów, wreszcie mugola, nie będącego wyłącznie statystą dla fabuły, a przede wszystkim całą gamę tytułowych stworów (niuchacz czy nieśmiałek kradły każdą scenę). To wszystko składało się na całkiem niezłą rozrywkę, która ponownie pozwoliła mi wrócić do świata magii J. K. Rowling.
Nie mogę się z Wami zgodzić, co do całościowej słabości Zbrodni. Wydaję mi się, że pomysł ukazania przełomowego pojedynku o duszę czarodziejów (dosłownego również) pomiędzy Dumbledorem a Grindewaldem dawał twórcom olbrzymie możliwości. Przypomina mi to trochę prequele wspomnianych wcześniej Gwiezdnych wojen, dzięki czemu poznajemy kluczowe wątki fabularne, które wpłynęły na późniejsze losy bohaterów, świata magii czy nawet rebelii Voldemorta.
Nie jestem fanboyem Johnny’ego Deppa, jednak przypadła mi do gustu jego kreacja. Aktor kradnie każdą scenę ze swoim udziałem. Grindelwald pociąga za sobą tłumy, potrafi być szalenie charyzmatyczny i czarujący. To typ polityka populisty, potrafiącego skusić ludzi swoją szeroką ideologią. Całkiem nieźle przedstawiono również Dumbledore’a, dzięki czemu odczuwamy spójność tej postaci z bohaterem z HP (tym razem do swoich celów wykorzystuje Newta). Niestety Rowling wydawało się, że potrafi pisać ciekawe intrygi, czym kładzie całą fabułę. Newt okazuje się niepotrzebny dla rozwoju akcji, na ekranie obserwujemy jakieś popłuczyny po wybrańcach do zrównoważenia mocy (tutaj Dumbeldore’owie), a film urywa się w najgłupszym możliwym momencie.