Praktycznie każdy z nas ma jakieś miłe przygody związane z najbardziej znanymi, duńskimi klockami. Jakie to wspomnienia mają nasi redaktorzy?
Arg piraci!
Moja kolekcja klocków Lego nie była z pewnością ogromna, ale też do najmniejszych nie należała. Miałem jakiś samochodzik, helikopter czy koparkę. Jako osoba wychowana w latach 90. zbierałem głównie jednak zestaw Lego Piraci, najbardziej w pamięć mi zapadły liczne rekiny, łodzie, krokodyle, szable, papugi i mapy skarbów. Posiadałem też złoty puchar, kościotrupa i świecącego w ciemności ducha. Moim największym zestawem była Wyspa Skarbów, którą dostałem od rodziców na gwiazdkę. Uwielbiałem składać wszystko zgodnie z instrukcją i ustawiać na półce. Raz na jakiś czas rozkładałem całość, przebudowywałem według własnego „widzimisię”, ale ostatecznie wszystko ponownie wracało do wyglądu z pudełka. Po latach klocki skończyły w dużych, metalowych wiadrach po lizakach Chupa-Chups, na półkach znalazły się głównie książki, ale o ludzikach z Lego nie zapomniałem. W dobie „Małyszomanii” piraci, żołnierze, tubylcy oraz kierowcy pojazdów zmienili się w skoczków narciarskich, którzy raz za razem skakali z poduszki na podłogę, bijąc kolejne rekordy wymyślonych skoczni. Dziś wciąż okazują się przydatni i stają w szranki ze smokami i innymi bestiami, kiedy brakuje mi innych figurek do Dungeons & Dragons. – Piotr Markiewicz
Miotacze dysków
Każdy z nas ma jakieś wspomnienia dotyczące duńskich klocków. Będąc małym chłopcem, wychowywanym w latach 90., miałem szczęście bawić się różnorodnymi zestawami. Bardzo lubiłem Lego System i serię Adventures, niemniej jednak szukałem czegoś bardziej zaawansowanego. Tym czymś okazali się duchowi ojcowie Bioniclów – Slizers. Seria powstawała między rokiem 1997 a 2001, gdy Lego było w kryzysie, a przyszłość całej firmy leżała rękach zestawów Technic przeznaczonych dla młodzieży. Historia, którą wymyślono na potrzeby serii, była dość mocno innowacyjna i opowiadała o pewnej planecie, podzielonej na sektory, których bronią roboty dysponujące różnymi mocami żywiołów. Oprócz bardzo ciekawej struktury oraz szeregu mechanizmów czy specjalnego, nieco futurystycznego etui, ciekawym elementem zestawubyły wprowadzone dyski, jakimi można było strzelać do przeciwnego slizera i w ten sposób tworzyć „epickie pojedynki”.
Koniec lat 90. to także pierwsze licencyjne zestawy bazujące na Star Wars. Z czasem Lego zaczęło współpracę z innymi wielkimi markami. W ten oto sposób dostaliśmy też klockowe breloczki oraz specjalne figurki BrickHeadz. – Bartosz Stuła
Najbardziej cieszyły mnie najprostsze konstrukcje
Pamiętam dzień, w którym dostałam swoje pierwsze Lego. To były chyba moje piąte urodziny i po latach dowiedziałam się, że rodzice byli pełni obaw, czy taki rodzaj klocków się sprawdzi. Różniły się one bowiem zupełnie od tych, którymi bawiłam się do tej pory, były dużo mniejsze, wymagały większej kreatywności dziecka i dokładnego sprzątania po zabawie. Dla jasności: mowa tu o 5 litrowym pudle wypełnionym po brzegi kilkucentymetrowymi prostopadłościanami, więc te wątpliwości były w dużej mierze uzasadnione.
Szczególnie upodobałam sobie budowanie niezwykle wysokich wież albo skomplikowanych pojazdów kosmicznych. Cieszyło mnie też konstruowanie „gigantycznej superkostki” – był to zlepek wszystkich możliwych elementów.
Wieloletnią przygodę z lego przeżyłam z radością i wspominam z przyjemnością. Gdybym skupiła się odpowiednio dobrze, mogłabym przywołać z pamięci ten rozkoszny dźwięk wysypujących się klocków. U moich rodziców ten sam dźwięk wywoływał pewnie odwrotny efekt. – Aleksandra Woźniak
Uniwersum bohaterów
Uwielbiałem klocki odkąd tylko pamiętam. Miałem szczęście, że tata pracował za granicą i przywoził całą masę Lego. Bardzo ceniłem serię Creator w szczególności tę ze zwierzętami i dinozaurami. Wszelkie zestawy związane z wikingami, smokami czy z postaciami z filmów przygarniałem również z wielką radością. Gdy tylko udało mi się zbudować konkretny zestaw,już mi się znudził, szukałem dla niego odpowiedniego, widowiskowego miejsca w pokoju. Kiedyś moja mama spytała: „jak ty potrafisz odnaleźć się w tych małych częściach?” No, jakoś potrafiłem, bo największa frajda to moment ich układania.
Jednak najbardziej uznana seria, którą do dziś uwielbiam to Bionicle. Cała mitologia, biografie postaci, filmy animowane i wygląd tych figurek wprawiały mnie w zachwyt. Do dzisiaj łapię się na tym, że czytuję jakąś fanowską Wikipedię a na niej teksty o różnych modelach. A klocki do dzisiaj spoczywają w swych pudełkach bezpiecznie w mojej szafie. Jakoś nie potrafię ich komuś oddać. – Mateusz „Krake” Zelek
Kosmiczne przygody
Klocki Lego towarzyszą mi od wczesnego dzieciństwa, bo jeszcze zanim otrzymałem od Gwiazdora swoje pierwsze zestawy (piracki szałas i podwójne canoe wyspiarzy), bawiłem się klockami należącymi do mojego starszego brata. Na długo przed tym, jak Duńczycy pozyskali licencję od Lucasfilmu, z posiadanych elementów tworzyliśmy postacie z Gwiezdnych wojen (a także roboty inspirowane Generałem Daimosem i Yattamanem). Idealne odzwierciedlenie szczegółów nie było ważne – w końcu od tego była wyobraźnia. Przyznać trzeba, że dzisiejsze dzieciaki mają niejako ułatwione zadanie, bo większość zeskanowanych instrukcji do starych zestawów można znaleźć w sieci. W czasach przedinternetowych trzeba było próbować odtworzyć je na podstawie pojedynczych zdjęć z katalogów. Na szczęście w naszych domowych zbiorach przetrwały poszarpane i pogięte plany budowy największego zestawu w kolekcji – kupionej przez naszą babcię w Pewexie kosmicznej kolejki napędzanej baterią dziewięciowoltową (6990 Monorail Transport System). – Damian „Nox” Lesicki
Ilu redaktorów, tyle wyjątkowych wspomnień. Jeśli dalej uwielbiacie LEGO lub macie kogoś, kto z takiego prezentu by się ucieszył, serdecznie zapraszamy do wzięcia udziału w konkursie na naszym Facebooku. Nagrody są zacne!