Labirynt Fauna
Jako nastolatka nie byłam fanką filmów (dark)fantasy, nawet jeśli owe wyróżniane były na międzynarodowych festiwalach. Upodobałam sobie jednak produkcje hiszpańskojęzyczne, m.in. Życie ukryte w słowach, [REC], Szynka, Szynka, Kręgosłup Diabła czy Oczy Julii. Kiedy w 2006 roku, w kinach, pojawił się film Labirynt Fauna, przyciągnął on moją uwagę ze względu na postać reżysera Guillerma del Toro i zajawki fabularne (akcja dzieje się w Hiszpanii, rok 1944, wojna). Znałam już dobrze jeden z filmów reżysera – wspomniany Kręgosłup Diabła – i pomimo że nie wspominałam go jako arcydzieło, wciąż pozostaje on dla mnie przykładem poprawnego fabularnie horroru. Labirynt Fauna, noszący skądinąd również znamiona fantastyki grozy, przekonał mnie do pewnych charakterystycznych elementów dla uniwersum fantasy: magiczne stworzenia, równoległość światów, metaforyzacja języka. Reżyser Guillermo del Toro stworzył świat, w którym odnalazłam samą siebie i wspólnie z małą bohaterką przeżyłam przygodę życia. Do Labiryntu Fauna powróciłam w tym roku. Oglądając film raz jeszcze, zrozumiałam, że ta produkcja nigdy mi się nie znudzi. Moje uwielbienie dla dzieła Guillermo del Toro wzmocnił ponadto fakt, że niedawno wydana została książka napisana na podstawie scenariusza do filmu. Autorką jest Cornelia Funke. – Ines Załęska

Źródło: icdn.2cda.pl