Mniej i bardziej nieoczekiwane zwroty akcji
Z tomu na tom tempo akcji przyspiesza. O ile rozpoczęcie historii było dość nudne, o tyle z każdym kolejnym rozdziałem jest lepiej. Porównując drugą i trzecią odsłonę historii Yuana Juno i pozostałych książąt, można wyraźnie zauważyć, że autorzy radzą sobie coraz lepiej ze swoją opowieścią. Z jednej strony to dobrze – w końcu dla nas, czytelników, lepiej, kiedy dzieje się coraz więcej, a nasza uwaga jest z rozdziału na rozdział coraz silniej przykuwana. Z drugiej jednak strony możemy żałować, że twórcom nie wyszedł początek opowieści.
Z kolejnymi rozdziałami poznajemy różne zwroty akcji. Część można przewidzieć, inne są mocno zaskakujące. Niestety nie wszystkie okazują się w pełni logiczne. Te niedociągnięcia nie przeszkadzają zanadto w lekturze, ale są niestety zauważalne. W zasadzie już po zakończeniu drugiego tomu można domyślić się, jak skończy się cała opowieść – oczywiście o ile autorzy nie postanowią zrobić czegoś, co całkiem nas zaskoczy. Warto jednak pamiętać, że pomimo tego, iż możemy być przeświadczeni o tym, co nastąpi, mangę czyta się dobrze i z zainteresowaniem. Sam z wielką chęcią sięgnę po ostatnią odsłonę serii i przekonam się, czy moje przewidywania są słuszne.
Urok okładek
W pierwszym tomie na szczególną uwagę zasługiwała okładka ukryta pod obwolutą. Pierwsza strona zawierała króciutki pasek komiksowy, a ostatnia jednokolorowy rysunek ilustrujący odniesienie do tego komiksu. Ten sam pomysł został zastosowany w kolejnych tomach i oglądając je, żałuję, że nie jest to standard dla wszystkich mang. Co prawda obrazki w drugim i trzecim tomie nie trafiają do mnie tak silnie, jak odniesienie do Siedmiu samurajów z pierwszej odsłony historii, ale z wielką chęcią zdejmowałem obwolutę, by przekonać się, co zostało pod nią ukryte.
Kreska wciąż stanowi mocną stronę Siedmiu książąt…
Okładka skryta pod obwolutą jest ciekawa, ale to obrazki znajdujące się na obwolucie są rewelacyjne. Haruno Atori ma naprawdę świetną kreskę i od jej bardziej dopracowanych dzieł trudno oderwać wzrok (a przecież ilustracje na obwolutę i okładkę są zwykle najstaranniej wykonane). Rysunki użyte w drugim i trzecim tomie są moim zdaniem ładniejsze, niż te z pierwszego tomiku, ale to może być po prostu kwestia gustu.
Również wnętrze tomików jest przyjemne dla oka. Podobnie jak na początku historii jedna z nielicznych kolorowych stron została wykorzystana na spis treści ozdobiony rysunkami bohaterów w stylu super deformed, co trochę rozczarowuje, bo bardzo by się chciało zobaczyć kolejny pełnowymiarowy obraz pani Haruno Atori. Jednak artystka i w odcieniach szarości potrafi przykuć wzrok czytelnika. Styl rysowniczki jest spójny i nie widać drastycznych różnic pomiędzy tomami. Oczywiście wedle prywatnych preferencji można porównywać szczegóły konkretnych prac (zwłaszcza tych otwierających rozdziały), ale ogólnie w każdym z dotychczasowych tomów widać, że autorka wie, co robi i potrafi zachwycić odbiorcę.
Podsumowanie
Drugi i trzeci tom Siedmiu książąt i tysiącletniego labiryntu są lepsze od pierwszej odsłony tej serii. Różnica widoczna jest przede wszystkim w warstwie fabularnej, gdzie z kolejnymi rozdziałami akcja nabiera tempa. Graficznie poziom nowych odsłon historii jest zbliżony i naprawdę wysoki. O ile po pierwszym z tomów można było mieć wątpliwości, czy seria jest warta uwagi, o tyle po lekturze kolejnych dwóch tych wątpliwości już się raczej nie ma.