Koniec z RPG i open world
Jestem graczem rozpieszczonym przez Origins, Odyssey i Valhallę. W otwartym świecie czuję się jak pączek w maśle. Lubię zejść z obranego szlaku, porzucić główny wątek i poodkrywać drugorzędne lokalizacje. Normą dla mnie jest, że gra przykuwa mnie na grubo ponad 100 godzin rozgrywki, że po tygodniach wciąż jej świat mnie przyciąga, bo tyle jeszcze nieodkrytych miejsc na mapie, tyle legendarnych broni gdzieś pochowanych w skrzynkach, tyle pobocznych wątków, których rozwikłania nie mogę się doczekać.

Widok na Bagdad
Mirage takich uniesień nie daje. Naszym terenem do uprawiania parkouru jest ogromne miasto, ale poza nim nie bardzo jest coś więcej – pustkowie, w 80% niewarte zwiedzania. Ze ścieżki wykonywania zadań głównej fabuły ciężko jest zejść, bo albo jesteśmy jeszcze zbyt słabi, aby swobodnie poruszać się po terenie o podwyższonej trudności, albo po prostu nic ciekawego na mapie nie ma. Do końca gry łudziłam się, że to jeszcze nie wszystko i że za moment mapa się powiększy, odkrywając mi czterokrotnie większą przestrzeń. Celowo nie ulepszałam broni ani wdzianka, bo liczyłam na to, że znajdę jeszcze mnóstwo innych, ciekawszych elementów ekwipunku, z lepszymi atrybutami. Nic z tego. Po niecałych 30 godzinach gry ujrzałam napisy końcowe. Myślałam, że to taki przerywnik, tylko z okazji ukończenia wątku głównego, i zaraz się okaże, że przede mną jeszcze piękne tygodnie grania, ale nie. To był koniec, żadnego nowego ekwipunku, żadnych nowych wydarzeń i żadnych nieodkrytych miejsc na mapie.
Według serwisu HowLongToBeat.com wątek główny zajmuje graczom średnio 15 godzin, a przejście gry w 100% – 27 godzin. Rozczarowało mnie to okrutnie. Mirage miał być pierwotnie dodatkiem do Valhalli – i moim zdaniem powinien nim zostać.
Dyskretny urok złodziejaszka
Po tym surowym wstępie muszę przyznać, że prócz długości rozgrywki, nie mam się czego więcej czepić. Jest tu wszystko, co fani serii pokochali – skrytobójstwa, parkour po każdej możliwej powierzchni, zapierająca dech w piersiach rekonstrukcja historycznego świata oraz fascynująca opowieść o walczących z niesprawiedliwością Ukrytych.
W Mirage śledzimy losy Basima Ibn Ishaqa, pospolitego złodzieja, którego wychowała bieda i ulica Anbaru. Nie jest to nowa postać w serii, a w Mirage mamy okazję przyjrzeć się, jak stawał się asasynem w IX-wiecznym Bagdadzie. Wzrastając w rangach Ukrytych, Basim odkrywa korupcję Bagdadu i walczy ze znanym już graczom Zakonem kontrolującym politykę i ekonomię.

Takie tam, w tłumie przed bramą…
IX-wieczny Bagdad, w którym rozgrywa się większość akcji Assassin’s Creed Mirage, jest fenomenalny. Ubisoft jak zwykle zaprosił do współpracy ekspertów, aby świat przedstawiony był jak najbardziej zgodny z wiedzą historyczną. To miasto żyje. Przechadzając się po nim, możemy nie tylko podziwiać szczegółowe odwzorowanie jego murów, bram, domostw, uliczek, ale także przyglądać się zwyczajom mieszkańców, chłonąć atmosferę splendoru i kultury. W tej eksploracji bardzo pomaga Kodeks, w którym w trakcie gry odblokowują się wpisy w Bazie Danych oraz w sekcji Historia Bagdadu. Jeżeli chodzi o zainteresowania historyczne, to dość daleko mi do Bliskiego Wschodu, a jednak zdobywanie wiedzy o nim w ten sposób bardzo mnie wciągnęło.

Przykładowa karta z Kodeksu
Jeżeli chodzi o samą mechanikę poruszania się po świecie gry, to prawie wszystko jest dozwolone. Tak samo jak w poprzednich częściach, można biegać, skakać i wspinać się prawie na każdą płaszczyznę i każdy obiekt. Żeby nie było zbyt łatwo, wiele miejsc na pierwszy rzut oka zdaje się być nieosiągalnymi i aby się do nich dostać, trzeba użyć pomocy wiernego orlego towarzysza Enkidu albo Wzroku Orła, czyli umiejętności widzenia przez ściany. Niekiedy nawet z taką asystą ciężko jest dotrzeć do celu i trzeba się nieźle nagimnastykować, aby w końcu otworzyć upatrzone drzwi albo skrzynkę.
Asasyńskie skupienie

Tuż przed klasyczną kosą pod żebro
Przejdźmy jednak do sedna asasyńskiej sztuki, czyli skrytobójstw. Fani są zgodni co do tego, że Mirage jest powrotem do korzeni, bo stawia na zabójstwa z ukrycia zamiast otwartej walki. Wroga możemy podejść z wielu miejsc i możemy wybrać spośród wielu strategii, które gra proponuje, żeby wypełnić kontrakt skrycie i bez zbędnego przykuwania uwagi. Gra wymusza długie obserwacje otoczenia czy też przechadzki w tę i z powrotem, aby poznać ścieżki i zwyczaje wrogów. W wielu miejscach możemy skorzystać z oryginalnych okoliczności danej lokalizacji i wykorzystać je do swoich celów. Niekiedy będzie trzeba wtopić się w tłum i podsłuchać rozmów, które podpowiedzą nam, co dalej robić, innym razem podejść niepostrzeżenie do kogoś i ukraść mu z kieszeni potrzebny przedmiot. Do tego wszędzie po mieście kręcą się trzej reprezentanci skorych do pomocy, za odpowiednią opłatą, ugrupowań: kupcy pomogą wejść na strzeżone tereny, robiąc wokół nas sztuczny tłum, najemnicy z chęcią zaszarżują na przeszkadzających nam strażników, a poeta-śpiewak bez szemrania zwróci na siebie swoją uwagę i da nam tym samym przestrzeń do rozrabiania.

Sekretna technika kamuflażu w krzakach
Można oczywiście rzucić się na przeciwnika i zabić go w biały dzień przy dziesiątkach świadków, ale spowoduje to wzrost „złej sławy”. Im wyższy jej wskaźnik, tym bardziej czujni i agresywni strażnicy. Pozbyć się tego wskaźnika można albo płacąc odpowiedniej osobie, albo zrywając listy gończe z podobizną Basima. Czasami trzeba, ale po co robić zamieszanie, jak można pozostać w ukryciu?
Sama walka z przeciwnikiem nie jest zachęcająca. Niby jest tylko kilka podstawowych zasad – jak przeciwnik zabłyśnie na czerwono, to zastosuj unik, a jak na złoto, to sparuj – ale powiedziałabym wręcz, że walczy się trudno. Animacje dobijania wroga są dopracowane do perfekcji i jest ich tak dużo, że miałam wrażenie, że się nie powtarzają, ale tyle razy zginęłam, że gorycz porażki skutecznie osłabiła mój zapał do bezpośrednich starć. Dodajmy do tego, że ekwipunek Basima ograniczony jest tylko do dwóch rodzajów broni – miecza i sztyletu. Koniec z toporkami, łukami czy broniami dwuręcznymi, do których przyzwyczaiła mnie Valhalla (tak samo nie mamy zbyt wielkiego wyboru w kategorii „zbroja” – posiadamy po prostu odzienie, i tyle). Zamiast tego Basim może przebierać w dodatkowych narzędziach, które zwiększają satysfakcję ze skrytobójstw – nożach do rzucania, strzałkach usypiających, bombach dymnych, pułapkach. Z czasem narzędzia te można ulepszać i nawet zmieniać ich funkcjonalności. To wszystko sprawia, że wkradanie się na teren wypełniony strażnikami z zamiarem prześliźnięcia się niezauważonym przez nikogo to kawał dobrej zabawy.

Tu mnie na pewno nie znajdą
Dla kogo?
Osobom, które nie mają czasu na rozwlekły open world znany z Origins, Odyssey i Valhalli albo rozmyślanie, w którą stronę drzewka umiejętności rozdać punkty, najnowszy Assassin’s Creed może przypaść do gustu. Spodoba się też długoletnim fanom, którzy tęsknili za klasyczną rozgrywką starszych części. Natomiast gracze zakochani w bezpośrednich poprzednikach Mirage, w napompowanych mapach i 100-godzinnych RPG-ach, będą czuć niedosyt. Jak już wspomniałam, należę do tej drugiej grupy i rozczarowała mnie „skromność” nowej części, ale pomimo obrania jej z elementów RPG i ograniczenia mapy sprawiła mi wiele godzin frajdy.