Kiedy słyszysz niepowtarzalny, orgastyczny dźwięk opróżnionego właśnie magazynka twojego M1 Garanda, a naprzeciwko ciebie stoi horda trupów w niemieckich mundurach, to... jesteś w domu!

Tak zaczyna się przygoda w trybie dla jednego gracza
W przeciągu niecałej dekady, tworzony po godzinach, dodatkowy tryb zabawy w Call of Duty zyskał prawdziwą rzeszę (ale nie trzecią) fanów. Sam w sobie tylko dla nielicznych jest powodem do zakupu kolejnej części gry, ale kto nie odpali go chociaż raz, popełnia einen großen Fehler!
„Say auf Wiedersehen to Your Nazi balls”
Fani CoD-owego strzelania po raz pierwszy starli się z nieumarłymi w World at War w 2008 roku. Była to także ostatnia część kultowej serii, która zabierała graczy na pola bitew II wojny światowej. Historia zatoczyła zatem koło – dzięki decyzji włodarzy Activision (sami twórcy ze studia Sledgehammer Games chcieli przygotować Advanced Warfare 2), możemy nie tylko kolejny raz wykrwawiać się „na plażach, na polach, na ulicach, (…) na wzgórzach”, ale także strzelać do zombiaków noszących niemieckie mundury.

Miło kiedy wita nas przyjazna twarz
Z oczywistych względów właśnie ta opcja interesuje nas najbardziej. Bo choć różnego rodzaju współczesne i futurystyczne wariacje udawały się Call of Duty nie najgorzej, to chyba faktycznie najwyższa pora, aby powrócić do korzeni. W końcu „nic tak nie cieszy jak seria z pepeszy”!
Ich habe grande machine pistol
Nazi Zombies już na starcie ucieszy graczy spragnionych choćby minimalnych doznań związanych z przeżywaniem konkretnej historii. Fabuła zabiera nas do zaśnieżonej wioski w Bawarii, gdzie razem z oddziałem specjalistów mamy odzyskać z rąk Niemców skradzione dzieła sztuki. Szybko okazuje się, że naziści faktycznie przeprowadzają w okolicy jakąś tajną operację, ale jest ona związana z nadnaturalnymi siłami i okultyzmem, a nie kolekcjonowaniem artystycznych eksponatów do powieszenia w sypialni Evy Braun. Mamy zatem do czynienia z połączeniem Obrońców skarbów i Return to Castle Wolfenstein.

Obrońcy skarbów w całej okazałości
Do udziału w kooperacyjnym horrorze Activision zaprosiło kilkoro znanych aktorów. Jeśli język zmienimy na angielski (co radzę szybko uczynić), w naszych głośnikach/słuchawkach zabrzmią Ving Rhames, David Tennant czy Katheryn Winnick (której cyfrowy odpowiednik nie jest niestety tak ładny jak ten rzeczywisty). Dźwięk to oczywiście bardzo istotna kwestia, nie zapominajmy o największych gwiazdach tego spektaklu – w końcu będziemy masakrować zombiaki (albo one nas…) w rytm znajomego terkotu Schmeissera, prucia Thompsona i trzasków Garanda!
Ein Geschenk für dich!
O ile tematyka zombie w filmach w ogóle mnie nie przekonuje, to odpieranie hord umarlaków na konsoli czy komputerze stanowi moim zdaniem esencję czystej rozrywki. Rozgrywkę zbliżoną do Call of Duty zapewniają w tym względzie chociażby serie Left 4 Dead oraz Killing Floor, do których zawsze chętnie wracam – i robię to znacznie częściej niż w przypadku dotychczasowych produkcji od Activision. Pomijam przy tym survival horrory pokroju Resident Evil czy Evil Within, bo choć w nich także stajemy oko w oko z chodzącymi trupami, to oferują one zupełnie inny zestaw wrażeń.

Czasami lepiej po prostu uciekać
Choć seria Call of Duty jest synonimem bezmyślnego naparzania z karabinu (w celu zrelaksowania się po ciężkim dniu pracy), tryb zombie wydawał mi się zawsze wywróceniem tego założenia do góry nogami. W przeciwieństwie do kampanii fabularnej dla jednego gracza, która „przechodzi się sama”, aby przeżyć w świecie rządzonym przez nieumarłych, należy mieć oczy z tyłu głowy, nadludzki refleks i żelazne nerwy. Matko, jakie to stresujące! Kiedy w takim Killing Floor 2 celnie posłana długa seria ze Stonera 63A może położyć pokotem kilkunastu wrogów, zombies w Call of Duty wymagają od gracza liczenia się z każdym nabojem – szczególnie w późniejszych etapach, gdzie pojedynczy truposz przyjmuje na klatę półtorej magazynka zanim faktycznie będzie martwy.
Zusammen sind wir stark!
Nie inaczej jest w CoD: WWII. Poziom trudności rozgrywki wzrasta dosłownie z każdym pokonanym niemilcem, dlatego jeśli marzy wam się zobaczenie finałowej cutscenki, należy przygotować się na nieliche wyzwanie. Satysfakcja gwarantowana, jest tylko jedno małe „ale”…

Po kilkunastu falach zaczyna robić się gorąco
Nazi zombies to tryb kooperacyjny, więc siłą rzeczy wymaga od graczy ścisłej współpracy. Samotne wilki nie mają czego tu szukać (chyba że szybkiej śmierci), zaś o wartościowych towarzyszy przydzielonych w ramach matchmakingu naprawdę ciężko. Jeśli zatem planujecie dłuższy pobyt w opanowanej przez truposzy Bawarii, znajdźcie sobie kumpli – i to takich, którzy potrafią celnie strzelać!
Sprechen Sie Polnisch?
Jak już wspomniałem wcześniej, polski wydawca gry zdecydował się na pełną lokalizację tytułu. Ubiegłoroczna edycja zaoferowała nam rewelacyjny duet Dorociński-Boberek, przez co w mojej recenzji Infinite Warfare byłem bardzo litościwy dla rodzimego dubbingu. Tym razem jednak zabrakło tego elementu ratującego całość…

Jak chcesz słyszeć jego głos, wyłącz polski dubbing
Kiedy pogramy w Nazi Zombies lub kampanie z oryginalnymi głosami, a potem włączymy polską wersję, to brzmi ona… no jakoś tak śmiesznie. Do tego poszczególne kwestie wydają się być nagrane na różnym poziomie głośności, jak reklamy w przerwie meczu… Ponieważ pozostawiono nam wybór i tym razem na dubbing spuszczę zasłonę milczenia. Powiem tak: cieszy fakt, że osoby, które nie potrafią docenić obecności światowych gwiazd małego i dużego ekranu, mogą posłuchać jak Szymon Kuśmider charczy do mikrofonu w swojej wariacji Josha Duhamela…
Hände hoch, schau mal die Papieren!
O ile pod względem oprawy dźwiękowej The Final Reich stoi na najwyższym poziomie (tajemniczy, przerażający szept „ogłaszający” kolejną falę wywołuje u mnie ciarki na plecach dosłownie za każdym razem!), graficznie nie jest tak kolorowo. Już w prologu (na „zwykłym” PS4) tryb raczy nas kiepsko wyglądającymi płomieniami i pikselozą atakującą niektóre tekstury. Na szczęście potem jest już tylko lepiej, poza tym na ekranie tyle się dzieje, że nie mamy specjalnie czasu na przyglądanie się detalom.

The Final Reich zabiera nas w bardzo mroczne miejsca
Co jakiś czas odblokowujemy dostęp do nowych pomieszczeń i miejscówek, dzięki czemu minie dobrych parę godzin, zanim niemieckie miasteczko zdąży się nam na dobre znudzić. Niemniej Nazi Zombies wygląda nieco gorzej niż kampania fabularna, której oprawa zrobiła na mnie pozytywne wrażenie – tytuł (momentami) na konsoli prezentuje się całkiem solidnie i nie ma się czego wstydzić nawet w porównaniu z Battlefieldem 1 czy Destiny 2.
Wir fahren nach Berlin
Choć Call of Duty praktycznie z części na część sprzedaje się coraz lepiej, nawet twórcy nie byli chyba do końca przygotowani na tak duże zainteresowanie II wojną światową. W kilka dni po premierze gra nadal odstraszała długimi czasami ładowania, skopanym matchmakingiem i szeroko rozumianą niestabilnością. Melduję, że dzięki aktualizacji sytuacja została już przywrócona do jako takiej normalności, ale przez jeden dzień tryby online nie działały w zasadzie w ogóle.

Bon apetit!
Dało mi to czas na zapoznanie się z kampanią fabularną, która gwarantuje kilka godzin solidnego strzelania. Sledgehammer Games zaimplementowało do gry parę nowości, takich jak umiejętności towarzyszy oraz możliwość zmuszenia niektórych przeciwników do poddania się (zabijanie jeńców jest oczywiście wysoce niewskazane). Są to oczywiście elementy „nowe” tylko dla Call of Duty, bo z powodzeniem wprowadzono je u konkurencji już jakiś czas temu (vide „aresztowania” w Battlefield Hardline).
„Ruf der Pflicht” über alles?
O ile ciężko mi sobie wyobrazić, aby ktoś kupił nową odsłonę CoDa tylko dla zabawy w The Final Reich, to nie ukrywam, że naprawdę warto zagrać w ten tryb. Idealnie zbalansowana mechanika oraz „soczysty” gameplay (cechujący zresztą każdą odsłonę serii) są dopracowywane od lat i cechują się ekstremalnie wysoką grywalnością. Myślę, że gdyby wrzucić na płytkę kilka różnych map, Activision mógłby sprzedawać zombiaki jako osobny produkt. Bo w przeciwieństwie do trybu fabularnego, twórcy nie powiedzieli tutaj ostatniego słowa, a formuła nie trąci jeszcze nomen omen truposzem.

Cześć, chce cię zjeść!
wwII kłamie