Batman to jeden z najpopularniejszych superbohaterów, nic dziwnego zatem, że powstaje mnóstwo ciekawych komiksów z jego udziałem. Czy drugi tom cyklu na podstawie scenariusza Mariki Tamaki okaże się udany?
Wieża Arkham pnie się w górę
W Nowym sąsiedztwie spodobała mi się postać Rolanda Wortha, oszalałego ojca, który chciał zabić Bruce’a Wayne’a i Batmana, bo obwiniał ich o śmierć swojej córki. Do tego też zaciekawiła mnie problematyczna sytuacja Bruce’a. W końcu musiał się wynieść z rezydencji, co oznaczało też, że zamiast w jaskini nietoperza Batman zagnieździł się w kanałach. W sumie liczyłem, że te dwa elementy zostaną należycie wyeksponowane w tomie drugim, a tymczasem jest wprost przeciwnie. Roland Worth zjawia się raptem na moment, a do tego jego wątek jest potraktowany po macoszemu i zbyt szybko rozwiązany. Można było się spodziewać, że Mariko Tamaki postawi przede wszystkim na Vile i jego pasożyta. Ale również ten motyw był wyjątkowo rozczarowujący. Myślałem, że ten pomysł zostanie rozbudowany. Oczekiwałem też dramatycznych zwrotów akcji i trudnych decyzji. W końcu w pierwszym tomie Huntress została zarażona! I cóż, od drugiego rozdziału wiemy, że jest już zdrowa, wraca do akcji, choć nie obyło się bez jednej drobnej komplikacji, ale i tak coś za łatwo wszystko się udaje. Vile jako złoczyńca również się nie sprawdził, bo działania powinny mieć większy wpływ na Gotham, a tymczasem zagrożenie szybko minęło. Nawet znalazło się miejsce na scenę grozy, trochę kojarzącą mi się z twórczością Lovecrafta, a na następnych stronach jedna postać „pstryknęła palcem” i po problemie. Naprawdę nie miałem wielkich oczekiwań względem drugiego tomu, ale i tak jestem rozczarowany. Nie jest co prawda tragicznie, bo komiks czyta się szybko i przyjemnie, dużo się dzieje i tyle dobrego mogę powiedzieć. Według mnie autorka zmarnowała potencjał na ciekawą historię wypełnioną elementami grozy.
Paskudne czerwone pasożyty
Najbardziej spodobały mi się kadry przedstawiające pasożyty. Te stworzenia świetnie się prezentowały zwłaszcza w większej grupie, choć szkoda, że pod względem fabularnym nie wyszło nic ciekawego z tego pomysłu. Świetnie też wygląda psychopata ze skrzydłami zbudowanymi z kości. Artysta się postarał, aby ukazać, ile pracy i czasu musiało kosztować to tego psychola, aby stworzyć taką misterną konstrukcję z maleńkich kości kurczaka!
Stan Strachu wydano w miękkiej oprawie ze skrzydełkami. Na końcu zamieszczono posłowie rysownika, a także okładki i szkice. Jak to zwykle w przypadku Egmontu bywa, mamy do czynienia z porządnym wydaniem.
Czy jest sens czekać na Wieże Arkham?
Cóż mogę powiedzieć, nie nastawiałem się na wiele, a i tak dostałem jeszcze mniej, niż się spodziewałem. Na brak akcji nie mogę narzekać, ale za to mam wrażenie, że wszystko zostało pocięte. Większość wątków urywa się za szybko, a główny złoczyńca okazuje się nijaki i błyskawicznie schodzi ze sceny. Przez chwilę Mariko Tamaki sugerowała, że to jeszcze nie koniec. I prawie uwierzyłem, że jednak Vile miał jeszcze asa w rękawie, a tymczasem prędzej to była dziewiątka kier. Według mnie największą wadą tego tomu jest fatalny sposób poprowadzenia całej tej historii. To mogło się obronić, ale Mariko Tamaki chyba zbyt szybko chciała przejść do tematu Wieży Arkham, na której to będzie skoncentrowany tom trzeci.
Nasza ocena: 6/10
Mariko Tamaki w Detective comics. Stan strachu skróciła i zepsuła ciekawe pomysły z pierwszego tomu.
Fabuła: 4/10
Bohaterowie: 5,5/10
Oprawa graficzna: 6,5/10
Wydanie: 8/10