Brian K. Vaughan jest uważany za współczesnego geniusza komiksowego. Scenarzysta zasłynął między innymi z serii Y: Ostatni z Mężczyzn, Ex Machina, Runaways i Saga. W swojej karierze zgarnął całą masę ważnych nagród branżowych, a tylko w tym roku jego projekty otrzymały trzy nominacje. Kolejna odsłona opowieści o roznosicielkach gazet w marcu tego roku pretendowała do nagrody Hugo Award w kategorii najlepsza powieść obrazkowa.
Chodzi głównie o te dziewczyny
Postaci w tych opowieściach są niezwykłe, zadziwiająco prawdziwe i na pewno nie papierowe. Nie ma tu przypadkowości, dobór ich charakterów stanowi kwintesencję kolorowej zupy, a pamiętajmy, że sama fabuła jest też dość skomplikowana. Mac, Erin, Tiffany i KJ to średnio dobrana paczka, jednak poprzednie zeszyty dowiodły, że zgrana. Ich młodość, energia oraz pęd przez kolejne rozdziały fenomenalnie pasują do popkulturowych smaczków i nawiązań do epoki Goonies. Kiedy uświadomimy sobie, że główne bohaterki mają 11-12 lat, może nieco zmienić się odbiór narracji. Nieco senny obraz zamieni się w przepełnioną absurdem historię o dorastaniu.
Druga odsłona dorzuciła odrobinę dziegciu, pokazując dziewczyny w nieco bardziej wulgarnej wersji i nieco odcięła czytelnikom możliwość nurzania się w sentymencie do lat 80, ponieważ nasze bohaterki przenoszą się do roku 2016. Narracja co prawda nadal utrzymana jest w oldskulowym tonie.
Trzecia część uderza kolejnym zwrotem akcji i przenosi nas do bardzo odległej rzeczywistości noszącej rys prehistoryczny, w której jednak momentami przebłyskuje owocowe logo i najpewniej nanotechnologia.
Natury nie oszukasz
Dziewczyny dojrzewają. Nie tylko mentalnie, przechodzą również całkowicie naturalną przemianę fizyczną, z którą radzą sobie na tyle, na ile pozwala im szalona rzeczywistość. Po raz kolejny podsycana jest też dziwaczna chemia pomiędzy KJ i Mac, sugerując wprost, że kolejne przygody mogą się kręcić właśnie wokół tego wątku. Pojawiają się również próby nawiązania do spotkania Erin ze swoją starszą wersją, a przez to dyskusji na temat ewentualnego macierzyństwa. Gdyby nie gwałtowne zdarzenia, być może dowiedzielibyśmy się nieco więcej.
Światło, cień i kolor
Jakość tych zeszytów rozpieszcza. Chociaż kreska jest prosta i nieprzekombinowana, nastroje w poszczególnych scenach zdają się być niezwykle czytelne. Kontrast między wartką akcją a nieprędkimi kadrami jest przyjemnie zbalansowany, co pozwala łyknąć historię na raz. Czytelnik się po prostu nie męczy i gładko przeskakuje między kolejnymi fragmentami.
Dużym atutem jest też umiejętne żonglowanie formą. Od klasycznego, równego podziału strony, przez dynamiczne i często wąskie kadry do wypadających poza schemat obrazów.
Podsumowanie
Chociaż utkana z symbolicznych skrótów myślowych i popkulturowych migawek, Paper Girls to zgrabna opowieść o przyjaźni, dorastaniu i podejmowaniu odważnych decyzji. Łatwo dostrzec tu utarte wzorce i kalki z dobrze znanych szlagierów. Jakby Stephen King umówił się ze Stanley’em Kubrik’iem na oglądanie Klubu Winowajców przez kalejdoskop.