Rustler to gra warszawskiego studia Jutsu Games, mocno wzorująca się na dwóch pierwszych odsłonach serii Grand Theft Auto. Mamy więc otwarty, średniowieczny świat, mnóstwo wierzchowców, które w każdym momencie możemy sobie „pożyczyć”, a także kilka dodatkowych aktywności. Czy produkcja polskiego studia może zainteresować fanów modelu rozgrywki znanej ze starszych części GTA?
Od zera do (niekoniecznie dobrego) bohatera
O czym właściwie jest Rustler? Gra zabiera nas w czasy średniowiecza, a gracz kieruje poczynaniami Guya – mieszkańca podmiejskiej wioski, który większość czasu spędza na kradzieżach koni. Podczas wykonywania kolejnego szemranego zlecenia protagonista dowiaduje się o organizowanym przez króla turnieju rycerskim, w którym do zdobycia jest ręka księżniczki. Sama fabuła wydaje się być podobna do gier Rockstara – tam też zaczynamy jako nic nieznaczący gangster wykonujący zadania dla okolicznych przestępców, a ostatecznie kończymy jako najpotężniejszy człowiek w mieście. Podobnie jest w przypadku Rustlera; początkowo zajmujemy się drobnymi kradzieżami i pobiciami, żeby ostatecznie zmierzyć się w szlacheckim turnieju. Guy jest typowym człowiekiem od brudnej roboty, a za całą organizację i przebieg realizowanych planów odpowiada Buddy – przyjaciel protagonisty.
Feudalne średniowiecze
Gra posiada nieduży, aczkolwiek ciekawie wypełniony otwarty świat. Pola można zaorać za pomocą pługu, na traktach często zobaczymy śpiewających bardów, a w lasach natkniemy się na obozy strażników, z których bardzo łatwo można wykraść broń. Dodatkowo, przemierzając tereny królestwa, można natknąć się na wiele wywołujących uśmiech elementów. Graffiti na murach, parasole plażowe przy wodzie, parkingi dla koni, a także znaki drogowe – na pierwszy rzut oka widać, że Rustler tworzony był z dużą dozą humoru. Oprócz wizualnych ciekawostek feudalny świat wypełniony jest również dwoma rodzajami znajdziek oraz kilkoma dodatkowymi aktywnościami. Na całej mapie rozmieszczone zostały podkowy, które po zebraniu dodają punkty umiejętności, a także nuty – odpowiedzialne za biegłość gry na instrumentach.
W przerwie między misjami gracz może zająć się dobrze płatnymi zadaniami pobocznymi oraz innymi czynnościami, takimi jak walki MMA oraz wyścigi konne. Dzięki temu, że gra nie jest długa (ukończenie wątku głównego i większości zadań pobocznych zajmuje około 10 godzin), twórcy mogli dopracować wykonywane przez gracza misje. Gameplay jest dość monotonny, praktycznie każde zadanie opiera się na zabiciu danej postaci, dojechaniu w konkretne miejsce czy zgubieniu pościgu. Jako że w trakcie rozgrywki nie dostajemy żadnych nowych mechanik, można odnieść wrażenie, że gra jest przez to bardzo nudna. Na całe szczęście tak nie jest, gdyż twórcy dużo uwagi poświęcili na odpowiednie „opakowanie” misji pod względem fabularnym, które na każdym kroku zaskakuje i bawi.
Humor, humor, więcej humoru!
Jak wcześniej wspomniałem, produkcja ta przepełniona jest żartami i humorem. Znajdziemy tutaj mnóstwo odniesień do popularnych memów czy elementów znanych z popkultury. Twórcy zdawali sobie sprawę, że to właśnie będzie najmocniejsza strona całej gry. Nie model rozgrywki czy opowiadana historia, tylko właśnie warstwa humorystyczna. Warto o tym pamiętać, szczególnie jeśli po tę pozycję chce sięgnąć gracz oczekujący angażującej i poważnej fabuły w średniowiecznych realiach. Jest zgoła odwrotnie, a Rustlera można uznać za pewnego rodzaju parodię dawnych ideologii, wierzeń i obyczajów. Przykładowo: pojawia się tutaj wątek okrągłoziemców – grupy wierzącej w kulistość Ziemi. Zadaniem gracza jest przekonać ich, że planeta – zgodnie ze średniowieczną wiedzą – jest płaska. W pewnym momencie zadania Guy postanawia zabrać jednego z członków ruchu na kraniec świata. Wyruszają z portu po prawej stronie mapy i, ku niepocieszeniu głównego bohatera, dopływają do królestwa… z drugiej strony, burząc tym samym dotychczasowy stan rzeczy. Warto również wspomnieć, że zleceniodawcą tej misji jest hiszpańska inkwizycja, która na każdym możliwym kroku wspomina o tym, że nikt się jej nie spodziewa…
Na konia, do broni!
Najbardziej odczuwalnymi podczas rozgrywki wadami gry są walki i jazda konna. Starcia z przeciwnikami to rzecz stosunkowo prosta – jeden przycisk odpowiada za uderzenia, natomiast drugi za parowanie ciosów. W pojedynkach z ciężkozbrojnymi oponentami przydaje się również unik, który pozwala także na szybkie przemieszczenie się za plecy rywala. Niestety walka jest niedopracowana i frustrująca. Wielokrotnie zdarzyło mi się zginąć przez to, że mimo bliskiej odległości od przeciwnika Guy nie trafiał go i tym samym odsłaniał się na ciosy. Musiałem więc wielokrotnie powtarzać niektóre starcia, co mocno zniechęcało mnie do dalszej gry. Drugą kwestią, o której należy wspomnieć, jest jazda konna. W trakcie podróżowania na otwartej przestrzeni wszystko funkcjonuje prawidłowo, jednak gdy przyjdzie nam galopować w trudniejszym terenie, np. w lesie czy mieście, staje się to męczarnią. Koń często blokuje się na elementach otoczenia i staje w miejscu. W większości przypadków gracz zmuszony jest do powolnego wycofywania i dopiero po chwili może ruszyć w dalszą trasę. Jest to mocno dokuczliwe, a że przez większość gry podróżujemy właśnie konno, to twórcy powinni poświęcić na ten element rozgrywki stanowczo więcej czasu. Wyszło średnio, jednak wielkość mapy i długość odbywanych podróży trochę niweluje negatywne wrażenie.
Trzeba przyznać, że twórcy Rustlera mieli ciekawy pomysł, który udało im się całkiem nieźle zrealizować. Na pewno nie jest to gra wybitna, nie wprowadza również żadnego powiewu świeżości do gatunku, gdyż większość obecnych tu mechanik znanych było już w czasach pierwszego Grand Theft Auto. Gra broni się jednak humorem i dość nietypową tematyką. Warto dać temu tytułowi szansę, gdyż jest to wszystkim dobrze znana rozgrywka w odświeżonej formule.
Nasza ocena: 7,2/10
Krótka i przyjemna opowieść rozgrywająca się w czasach średniowiecza, z dużą dozą humoru. Szczególnie polecana dla osób szukających miłej odskoczni od poważniejszych tytułów.Grafika: 8/10
Udźwiękowienie: 6/10
Fabuła: 7/10
Grywalność: 8/10