Site icon Ostatnia Tawerna

Zostawcie Titanica! – recenzja gry „The Dark Pictures: Man of Medan”

Historie o nawiedzonych statkach widmach od zawsze wydawały mi się strasznie oklepane, sądziłem więc, że w tym temacie nie da się już absolutnie niczego ciekawego powiedzieć. Z tego też powodu do najnowszej produkcji studia Supermassive Games podchodziłem z pewną dozą rezerwy. Jak się okazało, zupełnie niesłusznie, gdyż w rzeczywistości jest to naprawdę intrygująca gra.

 

W 2002 roku miała miejsce premiera filmu o tytule Statek Widmo. O ile dobrze pamiętam, opowiadał on historię grupy badaczy, którzy zajmowali się podmorskimi wrakami. Nieszczęśnicy wypływają w morze, trafiają na statek, a potem padają słowa “rozdzielmy się”. Jak się to kończy, bez problemu można się domyślić. Mimo młodego wówczas wieku nie byłem jakoś dogłębnie wstrząśnięty tym tytułem, a wraz z każdym kolejnym seansem Statek Widmo wydawał mi się coraz bardziej mizerny. Nie był on ani specjalnie straszny, ani ciekawy, przez co nabrałem pewnego dystansu do tego typu produkcji i ogólnie wszelkich marynistycznych tematów. Filmy i gry zarysowane wokół tego motywu nie były mi jakoś szczególnie bliskie, przez co premiera The Dark Pictures: Man of Medan odrobinę mnie zaskoczyła. Zaważył na tym także fakt, iż Until Dawn, poprzedni tytuł studia Supermassive Games, także był mi obcy. Jakoś te chodzono-klikane paraprzygodówki po prostu niespecjalnie mnie pociągały. Teraz jednak wiem, że był to błąd i z pewnością nadrobię zaległości, kiedy tylko nadarzy się okazja.

Głębokie wody

The Dark Pictures: Man of Medan stanowi pierwszą część zaplanowanej przez deweloperów studia Supermassive Games antologii gier. Każda z nich będzie przedstawiała inną, lecz równie mrożącą krew w żyłach historię – tak przynajmniej twierdzą twórcy. Man of Medan opowiada o przygodach grupy znajomych, którzy poszukują interesujących wraków na wodach – a raczej pod wodami – które otaczają Polinezję Francuską. Poznajemy zatem Alexa, Brada, Julię, Conrada i Fliss, którym, jak się później okazuje, nie było dane zbyt długo cieszyć się urokami wypoczynku. Tuż po pierwszym nurkowaniu, kiedy to dwojgu z nich udaje się zdobyć kartkę z tajemniczymi koordynatami, grupa znajomych pada ofiarą piratów. Ci z kolei, zaintrygowani obietnicą skarbu, postanawiają wziąć grupkę jako zakładników i udać się w kierunku nakreślonym na znalezionym kawałku papieru. W tym czasie mamy kilkukrotnie okazję do podjęcia różnego rodzaju decyzji, które prędzej czy później rzutują na dalszy kształt rozgrywki. Co ciekawe, nawet z pozoru błahe akcje potrafią nieść poważne reperkusje, jakie są w stanie zaważyć o przeżyciu któregoś z zakładników. O ile sytuacja staje się dość napięta już na wstępie, to i tak nie jest to nic nadzwyczajnego w porównaniu z tym, co czeka naszych bohaterów w najbliższej przyszłości, kiedy już trafią na statek widmo.

Sam okręt jest – jak można się domyślić – upiorny, o czym mamy okazję się przekonać już w momencie, gdy naszym protegowanym udaje się uciec z potrzasku. Pojawiające się “od czapy” widma naprawdę potrafią zaniepokoić, tym bardziej, że zazwyczaj pojawiają się jakby na krańcu pola widzenia, przez co czasami dwa razy zastanawiałem się, czy aby na pewno coś widziałem. Zastosowanie tego typu zabiegu działa na wyobraźnię, co w połączeniu z atmosferą panującą na pokładzie statku powoduje, że nawet na moment nie przestajemy być czujni. Jeszcze ciekawiej robi się, kiedy za zakrętem nagle gubi nam się jeden z bohaterów, a reszta wpada w panikę. Umiejętne budowanie napięcia w początkowych etapach gry jest zdecydowanie jedną z jej mocniejszych stron. Kiedy wreszcie nasi podopieczni pogubią się do reszty i każdy pójdzie w swoją stronę, dopiero wtedy robi się naprawdę strasznie. Sęk jednak w tym, że zastosowane przez deweloperów mechanizmy straszą tylko za pierwszym razem. Kiedy po raz kolejny widzimy ten sam wychodzący ze ściany cień, przestaje to już być tak bardzo zapierające dech w piersiach. Tym niemniej, przy każdym tego typu wydarzeniu trzeba bardzo uważać, aby któryś z naszych protegowanych nie ucierpiał w starciu, a nie trzeba się wybitnie starać, żeby któryś z bohaterów skończył martwy gdzieś w mrocznych zakamarkach okrętu. Wystarczy, że w nieodpowiednim momencie pomylimy przyciski lub nie zdążymy zareagować w porę, a jeden z członków grupy padnie trupem. O ile w dalszej części gry łatwiej jest – dosłownie – stracić głowę, o tyle same wydarzenia nie są już aż tak przerażające.

Dwa w jednym

The Dark Pictures: Man of Medan ma w rękawie jeszcze jednego asa, mianowicie chodzi tu o budowanie narracji. W rzeczywistości wszystkie przygody na statku i wokół niego są elementem opowieści kreowanej przez nas wraz z tajemniczym pomocnikiem, który tytułuje się mianem „Kustosza” i wygląda niczym archetypiczny angielski lord. Postać ta jest swoistym komentatorem, podsumowującym nasze działania pod koniec każdego większego etapu gry. Na chwilę przenosimy się do jego wiktoriańskiego biura, gdzie dostajemy krótki komentarz, oraz, jeśli sobie tego zażyczymy, podpowiedź. Warto korzystać z jego wskazówek, które, chociaż  dosyć mgliste, potrafią potem znaleźć zastosowanie w nieoczekiwanym momencie. Podobnie do straszydeł na początku gry, Kustosz czasami pojawia się w momentach, które zaważą o losie jednego z bohaterów. Warto zatem być czujnym i rozważnie podejmować decyzje. Ta nadrzędna instancja ma się także pojawić w kolejnych częściach antologii The Dark Pictures. Przyznam, że to niezwykle intrygująca koncepcja, która sprawiła, że autentycznie nie mogę się doczekać następnych rozdziałów.

To tylko halucynacje

Oprawa wizualna i dźwiękowa gry stoją na wysokim poziomie. Statek widmo wygląda naprawdę klimatycznie – widać że projektanci nieźle się nad nim napracowali. Poszczególne pomieszczenia i korytarze są spowite mrokiem, który delikatnie rozświetlają resztki oświetlenia napędzanego działającym jeszcze agregatem. Atmosferę podkręcają gnijące ciała pierwotnej załogi okrętu i wszechobecna lekka mgła, która powoduje halucynacje i odpowiada za cały ten bałagan, lecz sprawia wrażenie nieco plastikowej. Modele postaci wyglądają w porządku, a animacje są bez zastrzeżeń. Jedyne do czego mógłbym się tu przyczepić to praca kamery, a co za tym idzie mechanika poruszania się postaci, lecz jest to dosyć powszechny problem w tego typu produkcjach. Na pochwałę zasługuje udźwiękowienie: odgłosy morza i poruszającej się konstrukcji starego okrętu przeplatają się z okazjonalnymi dziwnymi odgłosami, których źródłem w zasadzie mogą być szczury, choć intuicja podpowiada coś zupełnie innego.

Za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji (PS4) dziękujemy firmie Cenega.

 

Nasza ocena: 7/10

The Dark Pictures: Man of Medan to pozycja obowiązkowa dla fanów Until Dawn, Heavy Rain i tym podobnych produkcji. Mimo że rozgrywka trochę traci impet w miarę rozwoju sytuacji, to jest ona przyjemna. Można się naprawdę wciągnąć, przez co ewentualna utrata bohaterów może być bolesna.

Grafika: 7/10
Udźwiękowienie: 7/10
Fabuła: 7/10
Grywalność: 7/10
Exit mobile version