Site icon Ostatnia Tawerna

Źle się dzieje w battle royale?

Fortnite i PUBG niczym dwaj bokserzy okładają się mocnymi ciosami w niesamowitym pojedynku. Niemalże każdy chce iść w ślady dwóch gigantów, ale tylko jednemu udało się poprawnie przenieść formułę battle royale na własny grunt.

Mowa oczywiście o Call of Duty Black Ops 4 z jego trybem Blackout. Nie wykluczam, może się okazać, że ten kolos stoi na glinianych nogach. Ale póki co Activision-Blizzard okopał się bardzo mocno i może dać nieźle popalić starszemu rodzeństwu.

Gdzie dwóch się bije…

Oczywiście rozwodzenie się nad faktem, że co drugi deweloper próbuje ukroić kawałek tortu z napisem „battle royale”, jest po prostu banałem. Próby zostały podjęte, ale nawet stosunkowo ciekawie zapowiadające się produkcje (np. Fear The Wolves) okazały się totalnymi niewypałami, które nie są w stanie zadać konkretnego ciosu Fortnite i PUBG. Pozwoliły jedynie prekursorom gatunku umocnić się na swoich pozycjach.

Na ten zastygły rynek zaczynają wchodzić branżowi giganci, ale to Call of Duty Black Ops 4 może się okazać jedynym, który nawiąże tutaj realną walkę. Activision uczyniło z trybu Blackout w najnowszej części kultowej serii strzelanek danie główne i nie bez powodu wielu recenzentów nazywało je „najlepszym przeżyciem battle royale na rynku”.

Gdzie stu się bije?

Stu praktycznie bezbronnych graczy trafia na dużą wyspę – na tarczy wróci tylko jeden. Zasady tak banalnie proste, że aż dziw, iż nikt nie wpadł na to wcześniej. Problem polega jednak na tym, że jeszcze jakiś czas temu większość popularnych tytułów bazowała na umiejętnościach. W battle royale już niekoniecznie…

W wybranym przez siebie momencie gracze wyskakują z pojazdu i szybują w dół, starając się trafić w najlepszą ich zdaniem strefę do rozpoczęcia zmagania. W większości gier typu battle royale są to na przykład okolice budynków, gdzie mamy większą szansę na znalezienie czegoś użytecznego. Jest to o tyle ważne, że na początku rozgrywki dysponujemy tylko gołymi rękami/kilofem, a wszystkie niezbędne do zwycięstwa bronie i przedmioty musimy zdobyć na własną rękę.

Tam szczęściarz korzysta?

Jasne, doświadczeni gracze, doskonale obeznani z mechanikami znajdą niezbędny ekwipunek nieco szybciej, niż błądzący na oślep nowicjusze. Jednak na samym początku rozgrywki niemalże w 100% przypadków wygrywa ten, kto ma szczęście. Bo co mi po umiejętnościach, jeśli mając w ręku celownik kolimatorowy, tłumik do pistoletu i apteczkę, znajduję się 200 metrów od uzbrojonego po zęby snajpera? 

Na takie ewentualności gracze przewidują różne strategie. Można biegać po mapie, starając się zabić wszystkich napotkanych graczy. Można schować się w jednym z domów i modlić się, by nikt inny tu nie trafił. Da się zastawiać pułapki lub znaleźć dogodną pozycję i strzelać do noobów z daleka. Należy jednak pamiętać, że z biegiem czasu obszar gry się zmniejsza, a osoby przebywające poza bezpiecznym terenem otrzymują ciągłe obrażenia lub niemalże od razu umierają (chyba że zdążą wrócić na właściwe pole walki).

Znaki szczególne

Każdy ze wspomnianych przeze mnie tytułów ma pewne znaki szczególne i dość znacząco różni się od pozostałych. Fortnite: Battle Royale różni się od konkurencyjnych tytułów możliwością niszczenia budynków, drzew itd. w celu pozyskiwania surowców. Przydają się one podczas wznoszenia własnych konstrukcji, takich jak schody pozwalające dostać się na dach budynku. Gdy znajdujemy się na otwartym terenie i ktoś zaczyna do nas strzelać, możemy podczas biegu stawiać drewniane ściany chroniące nas przed kulami.

Playerunknown’s Battlegrounds to dzieło ludzi tworzących zaawansowane modyfikacje do gier Arma II i Arma III. Każdy, kto kojarzy te tytuły doskonale wie, że znakiem rozpoznawczym serii jest realizm współczesnego pola walki. Mi osobiście takie klimaty są znacznie bliższe, niż sielankowo-kreskówkowa grafika Fortnite, więc przy PUBG spędziłem znacznie więcej czasu. Tutaj też jednak przeszkadzała mi spora doza przypadkowości – niektóre ze znajdowanych przedmiotów, takie jak plecaki czy kamizelki kuloodporne, mają po trzy poziomy wytrzymałości zapewniają dodatkowe statystyki naszej postaci. Ponadto gracze mogą modyfikować znalezioną broń dzięki ulepszeniom, na przykład magazynkom o zwiększonej pojemności, tłumikom, kolbom czy celownikom. Zmieniają one parametry spluw i wyraźnie wpływa na jakość rozgrywki.

Trochę tego i trochę tamtego

Prawdziwe wybuchowe wejście zaliczył właśnie Black Ops 4. Filarem rozgrywki tradycyjnie jest tryb multiplayer, na potrzeby którego autorzy przygotowali moduł oparty na zasadach battle royale, ochrzczony mianem Blackout. Kopiuje on Playerunknown’s Battlegrounds w najdrobniejszych niemalże szczegółach, usprawniając ją jednak na potrzeby „niedzielnych graczy”.

Trafiamy w nim na rozległą mapę (zajmującą obszar setki razy większy od kultowej Nuketown), na której znalazły się elementy zaczerpnięte z najbardziej rozpoznawalnych lokacji z serii. Mniejsza wyspa i szybkie tempo poruszania się praktycznie wyeliminowały znane z PUBG momenty nudy czy dłużyzny. Tempo jest tutaj znacznie bliższe tego, co znamy z Fortnite.

Złoty środek

Choć nie jestem wielkim fanem serii Activision, trochę kibicuje tej części. Twórcy w końcu zdecydowali się na odważne decyzje. Jeśli nie przyczynią się one do sukcesu Black Ops 4, przez kolejną dekadę co roku zalewani będziemy kolejnymi identycznymi klonami wcześniejszych odsłon.

Jeśli zagracie w nowe Call of Duty i wyda się ono Wam stanowczo zbyt „prostackie”, koniecznie musicie spróbować PUBG. A jeśli zwyczajnie interesuje Was, z czym w ogóle je się battle royale, darmowy Fortnite jest całkiem udanym punktem startowym.

Najlepsze battle royale kupicie na Kinguinie. Kliknij obrazek, aby przejść do sklepu.

Korzystne oferty na Kinguinie:

Exit mobile version