Site icon Ostatnia Tawerna

Złamana strzała – recenzja szóstego sezonu „Arrow”

Przygody mściciela ze Star City możemy podziwiać na srebrnym ekranie już od sześciu lat. Na swojej drodze Oliver Queen przeżywał wzloty i upadki, jednakże obecny rozdział jego historii to jedna z najbardziej nierównych opowieści.

O co chodzi?

Większość widzów przywykła do tego, że stacja The CW przy nowych produkcjach startuje z wysokiego „C”… po czym zalicza gwałtowny upadek i znów się podnosi. Podobnie miała się sprawa z telewizyjną historią Zielonej Strzały. Po bardzo dobrym pierwszym i rewelacyjnym drugim telewizyjnym rozdziale Arrow, coś nagle się zepsuło i prezentowana nam fabuła na podstawie komiksów DC stawała się z każdym odcinkiem coraz bardziej ciężkostrawna. Pewną poprawę przyniósł ze sobą piąty sezon, po którym oczekiwania fanów na nowo wzrosły. I apetyt widzów zostałby zaspokojony, gdyby nie pewne potknięcia w pierwszej połowie szóstego sezonu oraz katastrofalny zwrot akcji w drugiej. Cayden James, którego grał Michael Emerson, wydawał się zupełnie nowym, przebiegle mądrym przeciwnikiem – Team Arrow czekało na niego od dawna. Niestety, nie przyszło zagrać mu pierwszych skrzypiec, a pałeczkę po jego „tyrani” przejął bezbarwny Ricardo Diaz, udający strasznego króla gangsterów.  W kolejnych epizodach jego postać „mizerniała” w oczach, bowiem tracił wszelkie przejawy tego, co tworzy obraz dobrego czarnego charakteru w produkcjach bazujących na komiksach. Z mrocznego i bezwzględnego złoczyńcy przeistoczył się w nazbyt ekspresyjnego, miejscami porywczego i kompletnie rozchwianego emocjonalnie przestępcę. Odniosłem wrażenie, że twórcy Arrowverse próbują uczynić ze swojego głównego tytułu coś na wzór netflixowego Daredevilla. Próba zmiany koncepcji poprzez wymianę tylko pewnych elementów, dość niekompatybilnych ze sobą, nie jest właściwym posunięciem i powoduje zakłócenia w prowadzeniu narracji, co z kolei przekłada się na chaotyczny odbiór przez potencjalnego widza i w konsekwencji spadek zainteresowania.

Quo vadis, Oliver?

Wydaje się, że główną koncepcją tego sezonu (dodajmy, że po raz kolejny) było ukazanie wewnętrznego konfliktu burmistrza Star City, który nie tylko musiał zmierzyć się ze zbrodnią zarówno za dnia jako figura publiczna, ale też i w nocy ubrany w trykoty. Ponadto Oliver stawiał wyzwanie nowym obowiązkom –  jak rola ojca czy męża. Na pierwszy plan, obok walki ze zbrodnią, wysunął się też problem rodziny.  Trudności związane z FBI, które wszczyna śledztwo wobec Queena na początku sezonu, w cudowny sposób zanikają, aby ujawnić się dopiero na samym końcu, wprowadzając widza dość mocno w konsternację. Kiedy jednak już odnajdziemy splot wydarzeń, widać, że wątek ten to swoista strategia zatrzymująca starych fanów, a następnie prowadząca ich prosto do znajomej części ostatniego odcinka – dramatycznego cliffhangera. W tym roku „zawieszenie akcji” jest okraszone silnym patosem w postaci publicznej „spowiedzi” głównego bohatera, co zamiast nadać odpowiedni ton, daje jedynie łyżkę dziegciu. Cóż, kiedy serial powróci jesienią, wszystko normy będzie takie samo jak przed kryzysem. Jednakże wspomnienie tego dziwnego wyznania „grzechów” będzie się ciągnąć za mną latami.

Liczne twarze

Z przykrością stwierdzam, że wszyscy grają bez większych zmian. Z jednej strony to dobrze, bo nie wyobrażam sobie nikogo innego w obsadzonych rolach, jak w przypadku Stephena Amella grającego Greena Arrowa, do którego zdążyłem się przyzwyczaić. Zaś jego twarz jest tak poważna, że brak na niej innego grymasu. Szkoda też, że pozbyto się dwóch członków stałej ekipy, bowiem to oni stanowili silny filar obsady. Na pochwałę zasługuje zaś Katy Cassidy – wreszcie przestała odgrywać siebie i pokazuje nam drapieżniejszą stronę Laurel. Gdyby nie ta rola sądzę, że wciąż byłaby najnudniejszą i najbardziej bezbarwną postacią Arrow.

Strzały Green Arrowa nie są tak ostre jak kiedyś. Choć nasz bohater odbił się od dna i w każdym epizodzie mierzy się z nowymi wyzwaniami, to niestety wewnętrznie wciąż pozostaje rozkapryszonym chłopcem, co przekłada się na fabułę. Zbyt częste rozterki Olivera Queena powodują, że twórcy serialu nie skupiają się na najważniejszym, czyli na widzu. Bohaterowie mają zdolność do komplikowania sobie życia, a ekspozycja ich moralnych wątpliwości potrafi niesamowicie… zanudzić.

Nasza ocena: 7/10

Szósty sezon Arrow to przygoda średnich lotów, która jest obowiązkiem dla fanów serii. Jeśli znajdą się jednak odważni i początkujący widzowie, to radzę zawrócić.

FABUŁA: 6/10
BOHATEROWIE: 6/10
OPRAWA WIZUALNA: 7/10
OPRAWA DŹWIĘKOWA: 9/10
Exit mobile version