Site icon Ostatnia Tawerna

Zjednoczenie batrodziny – recenzja komiksu „Batman: Nie tylko Biały Rycerz”

Dwa pierwsze tomy alternatywnej historii o Batmanie, stworzone przez Seana Murphy’ego, z pewnością zasłużyły na uznanie fanów. Czy w przypadku tejże serii sprawdzi się przysłowie, że „do trzech razy sztuka”?

12 lat później…

Poprzednia część zakończyła się w momencie, gdy Bruce Wayne przyznał się do tego, iż jest Batmanem i tym samym trafił do więzienia. Nie tylko Biały Rycerz rozpoczyna się 12 lat po tym wydarzeniu. Nasz bohater pozostaje za kratkami, a tymczasem w Gotham City przestępstw praktycznie nie ma. To zasługa Dereka Powersa i stworzonej przez niego organizacji GTO, która wykorzystując technologię Batmana, tłamsi wszelkie przejawy łamania prawa w brutalny sposób. Prócz tego pojawia się nowy Mroczny Rycerz, a sam Powers planuje całkowite przejęcie władzy w mieście. Znika także córka Harley Quinn. To wszystko sprawia, że Bruce postanawia uciec na wolność i zająć się ponownie wymierzaniem sprawiedliwości. Szybko okazuje się, że będzie do tego potrzebował sojuszników.

Batman vs. Batman

Przy okazji poprzednich tomów Sean Murphy pokazał, że w Elseworlds czuje się jak ryba w wodzie. Świetnie połączył klasyczne i dobrze znane historie Mrocznego Rycerza z czymś zupełnie nowym i świeżym. W trzecim tomie postarał się kontynuować tę świetną passę. Motywem przewodnim miało tu być starcie Bruce’a Wayne’a z Terrym McGinnisem, którego fani doskonale znają z Batmana przyszłości (oryg. Batman Beyond). I muszę przyznać, że jest to… najsłabszy wątek w całym zeszycie. Właściwie dostajemy tu wprowadzenie do konfliktu, jedno porządne mordobicie i tyle. W kolejnych fragmentach drugiego z wymienionych albo nie ma, a jak już się pojawia, to zostaje przez kogoś zmanipulowany i nie wprowadza zbyt wiele do fabuły. Dopiero pod sam koniec ma swój moment, choć też bez fajerwerków. Lepiej wypada starcie Bruce’a z Derekiem Powersem, ale nadal nie jest to coś spektakularnego. Przeciwnik „starego Batmana” jest niby przebiegły, buduje imperium w Gotham City, ale przy tym wygląda strasznie nieporadnie i ma wielkiego pecha. Nie jest złolem, którego moglibyśmy znienawidzić czy też przez niego drżeć o los naszego superbohatera.

Na szczęście całość ratują postaci drugoplanowe! W Batman: Nie tylko Biały Rycerz nie zabrakło właściwie nikogo z wielkiej batrodziny. Są tu wszyscy Robinowie (a nawet jeden zupełnie nowy), Batgirl, a nawet Batdog. Pojawia się także wspomniana już Harley Quinn. A jeśli czytaliście poprzednie tomy i przypadł Wam do gustu odmieniony Joker to nie martwcie się. Nie tylko go tu nie brakuje, ale wręcz momentami kradnie całe show. I to pomimo tego, iż jest tylko chipem w głowie Bruce’a. Jego sprzeczki ze swym dawnym wrogiem to prawdziwy majstersztyk. Zresztą wszystkie wspomniane postaci mają ze sobą na pieńku, przez co trudno im się zjednoczyć. A Murphy nie robi tego w stylu „musimy działać razem, więc się pogódźmy”. Wszystko przychodzi stopniowo i z konkretnych powodów. Do tego dostajemy kilka retrospekcji tłumaczących nam wszelkie waśni. I wreszcie finałowe, epickie sceny walk rekompensują braki związane z walką z jakimś arcywrogiem. No i jest jeszcze „scena po napisach”, dająca nadzieję na udaną kontynuację. Bo jak tu się nie cieszyć na pojawienie się… Zresztą, sprawdźcie sami!

Cień nietoperza

Murphy przyzwyczaił już czytelników do swego bardzo ciekawego stylu graficznego. Nieco surowy, odpowiednio mroczny, z dużą ilością detali i skupiony na konkretnych wydarzeniach. Wygląda to pięknie i daje kolejny powód do przeczytania trzeciego tomu serii. Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na coś, za co wręcz pokochałem takie wydanie Batmana. Otóż w komiksie przenosimy się nieco w przyszłość i bohaterowie nie zajmują się już tym, co kiedyś. A jednak przeszłość ciągnie się za nimi w postaci cieni nadal noszących kostiumy. Bruce ma oczywiście swoje rogi i pelerynę, a Harley swoją czapkę. Wygląda to cudownie i z pewnością zachwyci fanów. I dodam jeszcze plusik za pokazanie nam wszystkich możliwych batmobili! Komiksowych, filmowych i serialowych. Ot takie małe batversum i puszczenie oczka w stronę odbiorcy.

Nie tylko Murphy

Choć głównym autorem i pomysłodawcą Batman: Nie tylko Biały Rycerz jest wspomniany Murphy, to nie jest jedynym stojącym za tym tytułem. Przeczytać możemy także fragment historii Red Hood Claya McCormacka, do którego rysunki stworzyli Simone Di Meo i George Kambadais. Opowieść jest oczywiście spójna z całością. Mamy tu do czynienia z retrospekcją, poznajemy fragment przeszłości Jasona Todda oraz trenowaną przez niego Gan, która z czasem staje się nową Robin. Jest to bardzo dobre uzupełnienie, również warte uwagi. Zmienia się tu zdecydowanie oprawa graficzna, co być może nie wszystkim będzie odpowiadać, ale ja akurat zastrzeżeń nie mam. Skoro jest to swego rodzaju spin-off, to powinien się w jakiś sposób wyróżniać.

Czy warto odwiedzić Neo-Gotham?

W ogólnym rozrachunku stwierdzam, że Batman: Nie tylko Biały Rycerz to komiks może nie wybitny, ale bardzo dobry i bez wahania polecam go innym. Do ideału zabrakło lepszego „bad guya”, ale nawet bez niego zeszyt jest pełen niezwykłych starć, zwrotów akcji, budowania napięcia i niesamowitych postaci. Znów udało się połączyć to, co znamy z czymś nowym. Dodam jeszcze, że trzeci tom da się czytać bez znajomości dwóch poprzednich, ale w takim przypadku kilku rzeczy będziemy musieli się domyślić. Polski wydawca nie dał nam niestety choćby krótkiego streszczenia wcześniejszych wydarzeń. Proponuję jednak zwyczajnie sięgnąć po całą trylogię, gdyż to kawał świetnej superbohaterszczyzny, która przypadnie do gustu nie tylko miłośnikom Człowieka-nietoperza.


Nasza ocena: 7,8/10

Murphy kontynuuje swoją zabawę z Batmanem w Elseworlds i robi to świetnie!



Fabuła: 8/10
Bohaterowie: 7/10
Oprawa graficzna: 9,5/10
Wydanie: 7/10
Exit mobile version