Carnage kontra Venom!
Carnage. Czerń, biel i krew to zbiór dwunastu jedenastostronicowych opowieści. Każda historia to inny scenarzysta, a także rysownik. I jak to bywa z pracami zbiorowymi, można natrafić na lepsze i gorsze komiksy. Tom rozpoczyna Historia miłosna, w której Carnage opowiada, co zapisało się w jego pamięci mięśniowej. W międzyczasie walczy z bohaterami i szuka swojej dziewczyny. Według mnie wyszło bardzo chaotycznie. Ten komiks zupełnie do mnie nie trafił, do tego stopnia, że przeczytałem go jeszcze raz, aby upewnić się, czy na pewno nie ma czegoś więcej do zaoferowania. Koniec szlaku i Nazywam się Carnage przedstawiają narodziny tytułowego bohatera na Dzikim Zachodzie oraz w pewnej mroźnej krainie. Obie wypadają nawet interesująco, ale są w zasadzie identyczne w swoich założeniach. Kolejna grupa twórców zdecydowała się wpleść w historię Venoma. Rekin Carnage’a. Morze krwi, Dziedzictwo Carnage’a przedstawiają epickie starcia czerwonego i czarnego symbionta rozgrywające się w mieście, a nawet na pirackim okręcie! Natomiast Konwent koncentruje się na fanach Carnage’a, którzy przybyli na zlot miłośników komiksów! Za to w Moich czerwonych dłoniach scenarzysta skupił się na relacji dziecka z symbiontem.
Jedna wielka rzeź
Historia miłosna według mnie to niewypał, pozostałe siedem komiksów, wymienionych w poprzednim akapicie, to średniaki. Pora zatem na najlepszą czwórkę. Komiks zatytułowany Pod skórą pokazał w ciekawy sposób szaleństwo dręczące Cletusa Kasady’ego. Natomiast w Końcu ludzkości Ed Brisson niezwykle sprawnie wprowadził Carnage’a w postapokaliptyczny świat, a ja bardzo lubię takie klimaty! Natomiast definitywnie dwa najlepsze komiksy w tym zbiorze to Nikt nie ocalał i Carnage to Ty. Ten pierwszy doskonale pokazuje, że Cletus Kasady potrafi doszczętnie zniszczyć psychikę innego człowieka. Natomiast druga wymieniona pozycja okazała się komiksem paragrafowym! Dzięki niemu każdy może się przekonać, jak trudne jest zapanowanie nad czerwonym symbiontem. To była dla mnie zaiste epicka przygoda! Bardzo ciekawie pomyślana, a do tego niezwykle angażująca. Choć prawdę powiedziawszy, do tej pory zastanawiam się nad jednym zabiegiem. Nie wiem, czy było to celowe zagranie, czy jednak jest to błąd.
Trzy kolory szaleństwa
Carnage doskonale wpasowuje się w komiks oparty tylko na trzech barwach. Cudnie prezentuje się czerwony symbiont na wszystkich kadrach. Szczególnie spodobał mi się w postaci wielkiego, żarłocznego rekina. Znów przyczepiłbym się do Historii miłosnej, a konkretnie do chaotycznych, momentami mało szczegółowych kadrów. O dziwo historia Carnage to Ty spodobała mi się najbardziej pod względem oprawy graficznej. Na poszczególnych kadrach dzieją się zaiste straszne sceny, walka jest epicka, a wygląd i działania Carnage’a budzą prawdziwe przerażenie. Do wydania nie mam większych zastrzeżeń. Warto dodać, że na końcu zamieszczono masę różnorodnych i pięknych okładek.
Czy da się zapanować nad symbiontem?
Już okładka przyciąga wzrok i zachęca do zapoznania się z tym tomem! Zawartość wypada natomiast różnie. Żałuję, że nie trafił się choć jeden dłuższy komiks. Niemniej poza fatalną Historią miłosną jest tu kilka ciekawych, wypełnionych akcją przeciętniaków, jak i parę intrygujących komiksów skupionych na motywie szaleństwa. Nie pozostaje mi nic innego jak na koniec ponownie pochwalić Al Ewinga, który miał zaiste genialny pomysł, aby pozwolić czytelnikom wcielić się w nosiciela morderczego symbionta. Formuła sprawdziła się według mnie znakomicie. Myślałem, że będę się nabijał z opisu mówiącego o „mrożących krew w żyłach historiach”, ale ostatecznie muszę przyznać, że przy niektórych opowieściach poczułem się nieswojo. W końcu Carnage to niewątpliwie paskudna, odrażająca, choć w pewnym stopniu też intrygująca postać.