Site icon Ostatnia Tawerna

Zdecydowanie zbyt długi wstęp – recenzja komiksu „Dziecię bestii” tom 1 i 2

Tarzana – chłopca wychowanego przez zwierzęta znają wszyscy. Ale co z chłopcem wychowywanym przez fantastyczną, antropomorficzną bestię? Póki co Kyuuta nie jest tak popularny, ale kto wie, może za sprawą wydawnictwa Waneko to się zmieni?

 

Zbyt długi początek

Gdy rozpoczyna się manga, główny bohater ma jedynie dziewięć lat. Po śmierci matki ucieka pozostałej rodzinie i spotyka Kumatetsu – bestię pochodzącą z równoległego świata, z miasta Juutengai. Chłopiec podąża za napotkanym wojownikiem i w końcu zostaje jego uczniem.

Niestety historia przedstawiona w pierwszych dwóch tomach cyklu Dziecię bestii nie porywa. Rzecz jasna wprowadzenie do świata, przedstawienie bohaterów i ułożenie relacji między nimi jest istotne i powinno mieć miejsce. Jednak kiedy ten wstęp zajmuje prawie dwa pełne tomy, to nie jest zbyt dobrze.

Komiks nie zawiera zbyt wiele dialogów i dzięki temu czyta się go bardzo szybko. To w połączeniu z mała ilością treści w pierwszych dwóch tomach, czyni z niego błyskawiczne czytadło, które nie zapada specjalnie w pamięć. Jednak końcówka drugiego tomu przynosi pewną zmianę i można mieć nadzieję, że kolejna część będzie lepsza.

A imię jego Dziewiątka

Pomimo bardzo rozległego wstępu, trudno dobrze poznać bohaterów. Tak naprawdę póki co dowiadujemy się o nich jedynie bardzo podstawowych informacji. Ich charakter i osobowość są niczym kilka pociągnięć pędzla. Widać jakiś kształt, ale to dopiero zarys, jedynie kilka najważniejszych cech (które zresztą są nieco karykaturalnie wyeksponowane).

Jednak pomimo (a może właśnie dzięki) tej powierzchowności przedstawienia łatwo jest polubić zarówno Kyuutę (imię utworzone od jego wieku) jak i Kumatetsu. Możliwe, że na ich odbiór wpływa także dość sympatyczny sposób w jaki są ilustrowani. Mam nadzieję, że w kolejnym tomie dowiemy się o bohaterach nieco więcej i że nie wpłynie to negatywnie na to, jak ich postrzegamy.

Mangowy standard wydawniczy

Od strony technicznej manga wydana jest dość typowo. Miękka, jedynie usztywniona, okładka i kolorowa obwoluta. Format na tyle mały, aby wygodnie się go czytało czy to w domu, czy w drodze. Miejscami lekturę utrudnia niewielki margines wewnętrzny. Momentami konieczne jest silniejsze rozwarcie tomiku, aby przeczytać fragment dialogu umieszczony na samym brzegu ilustracji. Na szczęście nie ma to miejsca zbyt często, ale dało się zauważyć.

A okładka może być szkicem

Kolorowa obwoluta przyciąga oko. Kreska Renji Asai nie jest może arcydziełem, ale to całkiem przyzwoite rzemiosło. Obwoluty obu tomików zatrzymują na chwile oko, a przecież o to chodzi. Dla mnie jednak ciekawsze jest to, co znajduje się pod nimi. Na okładkach wydawca umieścił szkice, które sprawiają wrażenie wykonanych niebieską kredką. Ich jakość, jak to szkiców, nie dorównuje ani obwolucie ani wnętrzu mangi, ale mają jednak w sobie coś urzekającego. Mimo schematyczności, bardzo cieszą oko i muszę przyznać, że ciekawy jestem tego, co znajdzie się na ilustracji w kolejnym tomie.

Jeśli zaś idzie o jakość rysunków w samej mandze, to podobnie jak ma to miejsce w wypadku obwoluty, są one ładne i dobrze zrobione, jednak nie łapią mnie za serce. Są na tyle dobre, aby przyjemnie się mangę czytało. Dość dobrze oddają też wydarzenia i emocje, co jest ważne z racji relatywnie niewielkiej ilości dialogów. Jednak po lekturze nie odczuwam potrzeby, aby wracać do poszczególnych kadrów i cieszyć nimi oczy.

Nasza ocena: 6,2/10

Pierwsze dwa tomy Dziecięcia bestii nie są zachwycające. Nadają się na czytadło, ale brakuje w nich ciekawej fabuły. Warto jednak zauważyć, że końcówka drugiego tomiku daje nadzieję, że w kolejnych częściach manga stanie się ciekawsza. Mam nadzieję, że tak będzie, bo w sumie warto by było czytać dalsze przygody sympatycznych bohaterów.

Fabuła: 4/10
Oprawa graficzna: 7/10
Wydanie: 8/10
Bohaterowie: 6/10
Exit mobile version