Jollieness Rożnowski – młoda, czarująca kapitan Niezatapialnej, jedynego pirackiego parowca z całkowicie (nie licząc kucharza!) żeńską załogą – wpada w nie lada kłopoty. Po pierwsze: rząd Palude postanawia raz na zawsze rozprawić się z piracką plagą, a po wtóre: wpadła w oko, i to niestety z wzajemnością, niejakiemu Feliksowi Ucellemu, kapitanowi przybrzeżnej straży.
Zatopić Niezatapialną to tekst mocno przeciętny. Steampunkowa powieść awanturnicza z romansem na pierwszym planie – w teorii lektura lekka i przyjemna, w praktyce trochę pusta w środku i cierpiąca na niedostatki warsztatowe. Wiele pomysłów – na przykład motyw nadchemii i kryształów – wydaje się zaledwie zalążkami, jakby czekającymi, aby je rozwinąć i wykorzystać w pełni. Osią fabuły koniec końców okazuje się historia miłosna i wszystkie przeżywane przez bohaterów przygody zdają się jej podporządkowane.
Mocno kuleje konstrukcja postaci. Wymienia się ich z imienia naprawdę wiele – na przykład piratek z Niezatapialnej – ale nie towarzyszy temu pogłębiona charakterystyka, toteż czytelnikowi tak naprawdę wszystko jedno, czy daną kwestię wypowiedziała albo daną czynność wykonała jakaś Darna, Kass czy inna Marita. Więcej nawet: trochę to irytuje, bo jednak w świecie zmyślonych opowieści nadanie postaci imienia po części ją nobilituje, wyróżnia z masy statystów nieistotnych dla fabuły, i odbiorca ma prawo oczekiwać, że taki bohater w jakiś sposób się odznaczy, spełni odmienną funkcję niż pozostali. Lecz załoga Niezatapialnej to na dobrą sprawę bohater zbiorowy, a rozróżnianie poszczególnych jej członków do niczego – na dłuższą metę – nie prowadzi; może z wyjątkiem kucharza (siłą rzeczy wyróżnia się jako jedyny mężczyzna na pokładzie), pani felczer (to z kolei jedyna niepiratka; tylko co ona robi na parowcu, skoro nienawidzi żeglugi?) i pani mechanik (tu niewielki spoiler: jej największą zasługą jest to, że… zginęła, a wszystkim innym było potem smutno).
Przez to, że większość załogantek Niezatapialnej niczym na kartach powieści nie wyróżnia (narracja łamie starą dobrą zasadę, bo nazywa, a nie pokazuje; to znaczy informuje czytelnika, że są kompetentne, mądre albo odważne, ale nie ilustruje tych cech konkretnymi scenami), Jollienesse Rożnowski, główna bohaterka, niebezpiecznie zbliża się do niesławnego typu Mary Sue: jest ładna, nieprzeciętna, i ponoć inteligentna, ale przede wszystkim non-stop znajduje się w centrum uwagi. Wreszcie to ją uważa się za najlepszego pirata w świecie przedstawionym. Szkoda, że załogi Niezatapialnej w ogóle nie zestawiono z żadnymi innymi rzecznymi rabusiami. W końcu tylu ich ponoć krąży po okolicy, a Nes w pewnym momencie zdaje się na nich polować!
Dał mi się we znaki niezwykle banalny, do bólu dwubiegunowy podział bohaterów: dobre, silne rozbójniczki oraz źli mężczyźni, przedstawiciele rządu bądź wojska. Bardzo się cieszę, że autorka chciała przedstawić kobiety jako osoby odważne i kompetentne (czy się to do końca udało, to już trochę inna kwestia); mierzi mnie natomiast, że nie ma wśród nich postaci złych albo przynajmniej dwuznacznych moralnie; nawet jako parające się piractwem, załogantki statku Niezatapialna pozostają bez skazy, ponieważ rzekomo „nie krzywdzą ludzi”. Żadna z rabunkowych wypraw pod przewodnictwem kapitan Rożnowski nie doczekała się opisu, trudno więc powiedzieć, jak to z tym „niekrzywdzeniem” faktycznie jest, ale instynkt podpowiada mi, że złodziej zawsze kogoś krzywdzi, może co najwyżej próbować sobie wmówić, że ów ktoś na to zasługiwał (patrz: Robin Hood albo bardziej swojski Janosik). Przedstawiciele prawa to z kolei znienawidzeni przez lud mężczyźni-ciemiężyciele (choć tu na szczęście znalazło się kilka wyjątków). Aż dziw, że przy takich niepokojach społecznych państwo w ogóle funkcjonuje!
I tak Zatopić „Niezatapialną” nazwałabym ostatecznie powieścią niedokończoną: raczej zbiorem niezłych pomysłów czekających na rozwinięcie niż utworem gotowym do publikacji. W końcu fabuła okazuje się bardzo prosta i niczym czytelnika nie zaskakuje; szekspirowski wątek romantyczny pozostawia wiele do życzenia pod względem autentyczności; namnożyło się postaci, ale większość z nich jakby czekała na swoje pięć minut i nigdy ich nie dostawała; brak też zestawień i kontrastów, które pomogłyby lepiej wydobyć na pierwszy plan pewne cechy bohaterów czy świata (na przykład, jak wspomniałam wcześniej, jakiejś innej, nie female only pirackiej załogi). Nic tu nie jest niestety tak wiarygodne ani porywające, jak mogłoby być, a przecież ciekawych pomysłów nie brakuje: żeńska załoga piracka pozostawia szerokie pole do popisu, skupienie się raczej na żegludze rzecznej niż morskiej też można by kapitalnie wykorzystać (za wzór niech posłuży na przykład Ostatni rejs „Fevre Dream” Martina), lepsze opisanie wspomnianej wyżej nadchemii nadałoby światu przedstawionemu większej wyrazistości i niepowtarzalności. A tak, Zatopić „Niezatapialną” grzeszy naiwnością, zbytnią prostotą i nade wszystko – niewykorzystanym potencjałem.