Site icon Ostatnia Tawerna

Za*&%$#@lam na dinozaurach!!! „Władcy dinozaurów” – recenzja trylogii

Z twórczością zmarłego niedawno Victora Milána nigdy nie miałem okazji się zapoznać. Pamiętam, że kiedyś oferowano mi Jeźdźców dinozaurów do recenzji, ale odmówiłem przez wzgląd na infantylny tytuł i dość dziwny opis fabuły. Jednak przyszedł taki moment, że wziąłem na warsztat całą trylogię, która w założeniu miała być heksalogią, ale z wiadomych powodów nigdy nią już nie będzie. Lektura była dziwna. Dlaczego? O tym postaram się wam opowiedzieć.

Raj to wcale nie Eden

Fabuła niniejszej serii osadzona została na dość egzotycznej planecie – Raju, globie do złudzenia przypominającym Ziemię z okresu Mezozoiku. Jeśli zaś chodzi o naszą planetę, to śmiem się pokusić o stwierdzenie, że jakoś w tym uniwersum egzystuje. Na wstępie zaznaczę jednak za autorem: Raj to nie Ziemia, nawet nie alternatywna. To nowy świat, ale czy aby na pewno? Wciąż jednak możemy odnaleźć podobieństwa pomiędzy nimi – chociażby w geograficznym podziale tej planety: Irlanda, Anglaterra, Spania, Francia czy Alemania. To nic innego jak przekształcone bądź historyczne miana krajów Europy. Podobieństwa na tym się jednak nie kończą. Otóż mieszkający na Raju ludzie wyznają wiarę w ośmiu Stwórców i siedmiu Szarych Aniołów o takich imionach jak Michał, Gabriel czy Raguel. Poza tym wierzą, że zostali tutaj przeniesieni ze Starego Domu, na którym mieszkały legendarne zwierzęta, takie jak lew czy delfiny. Czyż te podobieństwa nie są ogromne? Poza tym dodam, że na Raju też żyją znane nam zwierzęta: dinozaury wszelakiej maści i rodzaju. To właśnie te ogromne gady stanowią oś całej historii. Używa się ich zarówno do pracy w polu i w transporcie, jako obiekt polowań, ale i jako wierzchowce wykorzystywane na wojnie.

Chodźmy na Krucjatę, zetrzyjmy w proch heretyków

Skoro było już o miejscu akcji, to przejdźmy do samych wydarzeń i herosów. Tu zaczynają się schody, gdyż nie wiem, co napisać. Książki są sztampowe – powielają te same literackie schematy do potęgi entej. Mamy herosów mogących odnaleźć się w każdej innej powieści fantasy. Główny motyw okazuje się zagraniem z cyklu: dostał po tyłku, a teraz to on kopie tyłki, czyli coś czego masa w literaturze. Jedyne, co autor wprowadził ciekawego, to właśnie owe dinozaury. I to one napędzają praktycznie całą historię. Akcja tej serii skupiona została na sześciu bohaterach, a ich wątki przeplatają się, tworząc istny galimatias, z którego wyłania się jednak jakaś fabuła. W Cesarstwie Nuevaropy rządzi władca pragnący pokazać, że nie jest tylko marionetką możnowładców, dlatego wikła się w wojny ze swoimi wasalami. W jednej z takich potyczek legendarny dowódca, Karyl Bogomirsky ginie (a przynajmniej tak się zdaje) na skutek zdrady z ręki niejakiego hrabiego Jaume’a, Mistrza Zakonu Kompanionów oraz znanego filozofa i wojownika. Na gruncie jego nauk w miejscowości Providence rodzi się sekta, która z miejsca staje się celem ataków zarówno sąsiednich prowincji, jak i Kościoła. By się obronić, jej członkowie zaczynają organizować własne siły zbrojne, w czym pomaga im nie kto inny, jak właśnie Karyl Bogomirsky. I na tym właśnie opiera się fabuła pierwszych dwóch tomów z dodatkiem intryg na dworze cesarskim, wojen z pozostałymi wasalami, a wreszcie Krucjaty przeciwko Providence. W trzecim tomie dochodzi do porwania najmłodszej córki cesarza, co sprawia, że fabuła koncentruje się na próbach jej odnalezienia oraz… kolejnych intrygach. Oczywiście, jak to w fantasy, gdzieś w tle znajduje się obowiązkowy pierwiastek nadprzyrodzony w postaci wspomnianych wyżej Szarych Aniołów.

Stary kotlet w nowej panierce

Po przeczytaniu trylogii Milána mam bardzo mieszane uczucia. Pierwszy tom pochłonąłem praktycznie błyskawicznie, a pozostałe dwa ciągnęły się niemiłosiernie. Jakby autor stracił wenę, tudzież lekkość pióra. Ba, nawet fabularnie zrobiło się gorzej. Tam, gdzie pierwszy tom był dynamiczny, wciągający, tak przy kolejnych właściwie modliłem się o koniec. Nie mówię, że są złe, ale dobre też nie. Patrząc na całość, mogę stwierdzić, że mimo wszystko jestem z lektury zadowolony. Milán wykazał ogromną znajomość zarówno broni, zbroi i sztuki wojennej pełni średniowiecza, jak i gatunków dinozaurów, za co bardzo go chwalę. W sumie podejście do wojny jest u niego naprawdę nowatorskie – szarża dinozaurowych rycerzy, to coś, co sam chciałbym zobaczyć. Jego bohaterowie zaś stanowią niezbyt apetyczną mieszankę różnych cech i charakterów. Tak naprawdę na tym tle tylko jeden wypada pozytywnie – Karyl, czyli ta postać, która całą historię pcha do przodu. Reszta, niestety, jest co najwyżej średnia. Pozostłe motywy wykorzystane w powieściach to coś co już było, co znamy, ale podane w dość przyjemny sposób.

Graficzna nowoczesność

Na przekór temu, iż na kartach spotyka się dinozaury, grafika i wydanie do nich nie należą. W każdym tomie dostajemy dwie mapy: Nuevaropy i stolicy cesarstwa, la Merced. Dodatkowo przed każdym rozdziałem wita nas krótki fragment istniejącej na tym świecie księgi oraz, co najważniejsze, obłędny czarnobiały rysunek jednego z dinozaurów. W podobnym stylu, co ilustracje z wnętrza książki, wykonane zostały okładkowe grafiki. Same zresztą oprawy poszczególnych tomów są niezwykłe, co prawda nie są twarde tylko miękkie, ale ich faktura przywodzi na myśl jakąś pokrytą łuskami skórę. Ot, pasuje do treści. Podczas lektury nie natrafiłem na zbyt dużo literówek, więc nie mają wpływu na końcową notę.

Podsumowując, cały cykl Władcy Dinozaurów nie należy do najgorszych. Mimo infantylności i nierówności poszczególnych tomów, można czerpać radość z czytania. Godne uwagi, ale nie godne polecenia. Porządnie czytadło.

Nasza ocena: 7,6/10

Po cały cykl warto sięgnąć dla dinozaurów. Resztę znajdziecie gdzie indziej i lepiej napisane. Ale nie jest źle. Możecie się zapoznać.

Fabuła: 6,5/10
Bohaterowie: 6,8/10
Styl: 7,2/10
Korekta: 10/10
Exit mobile version