Nikt nie lubi wyrzucać pieniędzy w błoto. Pod tym względem nie jestem żadnym wyjątkiem – nie przepadam za tymi chwilami, w których zdaję sobie sprawę, że środki przeznaczone na książkę mogłam wydać lepiej. Siłą rzeczy, rzadko kiedy przyznaję się do własnych literackich rozczarowań, zazwyczaj ukrywając ten fakt i racjonalizując swój zakup w każdy możliwy sposób.
Żebyśmy się jednak zrozumieli, przez „rozczarowanie” rozumiem poświęcenie czasu (zwykle również pieniędzy) na pozycję, która nie spełniła moich oczekiwań, zazwyczaj okazując się lekturą gorszą niż się spodziewałam (czego oczywiście nie należy mylić z zaskoczeniem, gdy książka jest lepsza niż przewidywałam!). Nie musi być to jednak literatura subiektywnie zła, często zdarza mi się bowiem, że dla własnej (trzeba przyznać, dość pokrętnej) satysfakcji sięgam po coś powszechnie uznanego za kiepskie lub po prostu określonego mianem chłamu (tym sposobem przebrnęłam przez lekturę Zmierzchu i kilku innych podobnych poziomem książek). Nie pytajcie, ten typ tak czasem ma, tego już się nawet nie leczy.
Jednak to nie była jedna z tych sytuacji, gdy czułam potrzebę katowania się kiepską literaturą, sięgnęłam więc po pozycję, która w sieci zbierała pozytywne recenzje, chociaż określano ją jako „lekką i przyjemną opowieść o miłości” – nie brzmiało to źle, trafiało w moje potrzeby, a na dodatek wydane zostało przez jedno z moich ulubionych wydawnictw, SQN. Szata graficzna też robiła swoje, bo – mówcie, co chcecie – jestem sroką i często łapię się na tym, że oceniam książkę po okładce. W tym wypadku oczekiwałam przyjemnego czytadła, które umili mi wieczór czy dwa niezobowiązującą lekturą, sami więc widzicie, że nie wymagałam od tej pozycji zbyt wiele. Mimo wszystko moje pobożne życzenia rozminęły się z rzeczywistością.
Stara historia, nowa opowieść?
Disney sprawił, że chyba wszyscy kojarzą Aladyna jako drobnego złodziejaszka, który za sprawą dziwnego zbiegu okoliczności wszedł w posiadanie lampy zamieszkiwanej przez potężnego dżina z ewidentnym ADHD i spełnić trzy życzenia. W odstawkę poszło przedstawienie tej postaci znane nam z Baśni z tysiąca i jednej nocy, gdzie był młodym synem krawca, opiekującym się owdowiałą matką. Chłopak okazał się również jedyną osobą na świecie zdolną do zdobycia magicznej lampy z jaskini, gdzie została ukryta. Z tego też powodu stał się celem złego i potężnego czarnoksiężnika, chcącego wykorzystać go do zdobycia magicznego artefaktu, antagonista bez mrugnięcia okiem porzucił go jednak na pewną śmierć, gdy okoliczności wskazywały na to, że chłopakowi się nie powiedzie. Oczywiście w obu tych utworach pojawiła się miłość do księżniczki, zostanie księciem za sprawą jednego z życzeń oraz wiele ciekawych przygód, którym musi stawić czoła nasz bohater.
Nie stanowi wielkiej tajemnicy, że Zakazane życzenie mocno wzoruje się na tej historii, jednak zamiast między ubogim chłopakiem i następczynią tronu, uczucie kiełkuje pomiędzy Aladynem i Zahrą, czyli dżinem, tkwiącym od pięciuset lat w klaustrofobicznym wnętrzu lampy. Afekt jest o tyle problematyczny, że ludzie i wspomniane potężne duchy od pół wieku są w stanie wojny i nic nie wróży, by miało dojść do zawarcia pokoju i udzielenia błogosławieństwa zakochanym. Widzicie różnicę pomiędzy przedstawieniem tej historii? Są niewielkie, dla mnie właściwie zasługują nawet na miano kosmetycznych – zarówno w Baśniach z tysiąca i jednej nocy oraz animacji Aladyn, jak i w Zakazanym życzeniu trafimy na kilka stałych elementów: magiczną jaskinię, lampę z dżinem mogącym spełnić trzy życzenia, zakazaną miłość, farsę z udawaniem księcia oraz złego wezyra, który chce przejąć władzę w państwie. Nie powiedziałabym zatem, że to nowa opowieść, historia jest bowiem wciąż ta sama, różnią się tylko szczegóły.
Czy to jest przyjaźń, czy jednak kochanie?
Zakazane życzenie broni się klimatem i tłem opowieści (to wina tego, że całe otoczenie wyobrażam sobie na wzór tego widzianego w animacji Disneya, w połączeniu z tym, co prezentuje nam serial Złote stulecie). Pewnie nawet wątek spisku byłby całkiem ciekawy, gdyby Jessica Khoury zadała sobie odrobinę trudu i rozwinęła go chociaż minimalnie lepiej, to samo oczywiście można też powiedzieć o motywie detektywistycznym, zgodnie z którym Zahra ma odnaleźć innego dżina, również uwięzionego w lampie (skrywanej gdzieś na terenie pałacu, gdzie dostała się wraz z udającym księcia Aladynem). Całość kuleje i to głównie dlatego, że autorka skupiła się na wątku miłosnym.
Co też jej nie wychodzi, a uczucie wydaje się być mocno naciągane. Oczywiście do bohaterów nie od razu dociera, że są w sobie zakochani – Aladyn najpierw smali cholewki do księżniczki, by w odpowiednim momencie zrozumieć, kogo tak naprawdę kocha i co jest w stanie dla tej miłości zrobić. Wątek ten nie tylko nie można określić jako szczególnie realistyczny (wiem, świat pełen dżinów i ich magii nie może być taki z założenia, jednak mowa tutaj o relacjach międzyludzkich, a te da się napisać lepiej), ale jest też oczywisty aż do przysłowiowego bólu. Od samego początku wiadomo, kto kogo pokocha i na czym będzie polegać tytułowe zakazane życzenie.
Ona temu winna, ona temu winna…
Mam też pewien problem z ponad połową głównych postaci. O ile Aladyna jestem w stanie polubić – to w gruncie rzeczy drobny złodziejaszek, który nie chce wypowiedzieć życzenia uśmiercającego kogoś, kto go ścigał, i przyjmie na siebie strzałę przeznaczoną dla dżina, wydaje się więc po prostu dobrym człowiekiem. Nie polega też wyłącznie na mocy ducha lampy, nie rozsiada się na puszystych poduszkach i nie czeka aż ktoś wszystko za niego załatwi. Mam jednak problem z powodem jego istnienia – tak naprawdę snuje się po zamku, upija i stara poderwać księżniczkę, nie odgrywając większej roli w całej historii. Ot, taka postać, z gatunku tych, które muszą istnieć, by było się w kim zakochać.
Za to absolutnie nie trawię Zahry. Pani-dżin przyprawia mnie o chęć wejścia w książkę i kopnięcia ją w miejsce, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę. Nie potrafię pozbyć się wrażenia, że czytam o uczuciach nastolatki, a nie liczącej sobie tysiące lat istoty. Dodatkowo autorka nie potrafiła podkreślić wieku dżina inaczej niż przez notoryczne powtarzanie tego, ile lat spędziła w lampie, więc siłą rzeczy musi być stara i doświadczona. No dobrze, no jest… Na dodatek jakoś podejrzanie dobrze radzi sobie w świecie, w którym pojawia się po tak długim czasie, właściwie nawet zauważymy wzmianki o tym, że nasza bohaterka ma problem z dostosowaniem się do realiów zastanych po wyjściu na wolność. Jednak, przyznacie sami, co innego liczyć sobie tysiące lat, ale czynnie uczestniczyć i obserwować zachodzące przemiany, a co innego ominąć je wszystkie, kisząc się w lampie, prawda?
To nie tak miało być
Niestety, łudziłam się, że poza wątkiem miłosnym znajdę w tej powieści nieco polityki, spisków i całą masę tajemnic, a wszystko to doprawione szczyptą magii oraz niesamowitego klimatu znanego chociażby z animacji Disneya. Przeliczyłam się, zamiast tego dostałam kiepski romans rodzący się między postaciami, z których jedna praktycznie nic w książce nie robi (poza zdobyciem lampy), a druga mnie irytuje. Ciężka sprawa. Nie łudzę się jednak, że nie sięgnę po kolejne tomy (o ile w ogóle zostaną wydane), bo zapewne odezwie się we mnie wewnętrzny przymus dokończenia tej historii. Zapewne też wydam pieniądze na egzemplarz książki, bo nie lubię nie mieć na półce całego cyklu. Niewątpliwie jestem jednak mądrzejsza o doświadczenia płynące z tej lektury i będę wiedzieć, na co się piszę.
Ja akurat mam inne zdanie o tej książce;) Mnie się podobała – lekka, prosta, inne spojrzenie na historię. Jasne, wolałabym, by dżin(ka) miała więcej ikry, ale nie jest to najgorzej wykreowana postać;D