Dzieła zależne, bazujące na popularnych i cenionych tytułach, rzadko dorównują pierwowzorowi pod względem jakości. Czy komiksowy Wiedźmin jest wyjątkiem? Krótka odpowiedź brzmi: nie. Po długą zapraszam do poniższego tekstu.
Game related
Seria gier studia CD Projekt RED, a w szczególności jej trzecia część, odniosła na świecie ogromny sukces i zyskała wielką popularność. Nic dziwnego, że twórcy Dzikiego Gonu postanowili rozwijać swoją wersję wiedźmińskiego uniwersum w innych mediach. W efekcie powstały gra wyobraźni The Witcher RPG oraz komiksy publikowane w USA przez wydawnictwo Dark Horse Comics, w Polsce ukazujące się nakładem Egmontu.
Widząc na okładce mojej książki obrazek z gry, wielu fanów założyło, że to gra była pierwsza. A poważni fani SF i fantasy takimi wtórnymi książkami gardzą i nie kupują ich, bo – primo – są wtórne i nieoryginalne. Secundo – są kompletnie bez znaczenia dla tych, którzy w żadne gry nie grają – a takich jest wśród fanów zdecydowana większość.
– Andrzej Sapkowski w wywiadzie dla tygodnika „Polityka”
Autor cyklu wiedźmińskiego niezwykle często wypowiada się z pozycji autorytetu i stosuje niekoniecznie uprawnione uogólnienia. Trudno jednak nie przyznać mu racji odnośnie oceny jakości dzieł, które określa mianem game related. Rzeczywiście wydaje się, że większość tego typu tekstów powstaje wyłącznie z chęci zysku i eksploatacji popularnej franczyzy nim jej gwiazda przygaśnie. Z tego względu trzeba mieć odpowiednie nastawienie do książek i komiksów na podstawie gier oraz nie oczekiwać od nich zbyt wiele, by się nie rozczarować. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet w kategorii „czytadło dla fanów serii” można stworzyć tytuł bardziej lub mniej udany. Wiedźmin. Córka płomienia nie jest wprawdzie komiksem beznadziejnym, ale biorąc pod uwagę możliwości, jakie daje bogactwo świata znanego z gier CD Projekt RED (nie wspominając o cyklu Andrzeja Sapkowskiego), nie można oprzeć się wrażeniu, że autorki zmarnowały ogromny potencjał, ostatecznie oddając w ręce czytelników utwór szalenie przeciętny.
Piaski Ofiru to nie są
Piękna, dynamiczna ilustracja, która zdobi twardą okładkę wydania zbiorczego wygląda bardzo obiecująco. Niestety jest to najmocniejszy element Córki płomienia. Historia zaczyna się w sposób przywodzący na myśl zadania poboczne z Dzikiego Gonu. Wiedźmin po jednej z potyczek przyjeżdża do Novigradu i kieruje się do karczmy, gdzie otrzymuje zadanie…
Scenariusz Aleksandry Motyki oraz rysunki Marianny Strychowskiej są poprawne i nic ponadto. Wszystko zdaje się być na swoim miejscu i prezentuje się przyzwoicie, ale szata graficzna zupełnie niczym się nie wyróżnia, a historia nie zapada w pamięć. W trakcie śledztwa Geralt, na skutek niefrasobliwości Jaskra, trafia wraz z nim do pałacu króla Ofiru. Obecność uwielbianego przez czytelników barda oraz umiejscowienie akcji w egzotycznej krainie dawały autorkom pole do popisu, zarówno pod kątem fabuły, jak i jej zilustrowania. Niestety potencjał przygody z magią, demonami i intrygami na ofirskim dworze nie został przez nie wykorzystany w stopniu, na jaki zasługiwał. Nawiązanie do fabuły Serca z kamienia stanowi miły smaczek dla fanów gry, ale w porównaniu z nią historia przedstawiona w komiksie wypada blado.
Kolejnym mankamentem jest fakt, że poziom graficzny nie jest wyrównany. Na początkowych stronach kadry są wypełnione postaciami i tłami, a przy tym przejrzyste i czytelne. Można też na nich zauważyć kolorystyczne dominanty oraz wykorzystanie tekstur. Wszystko zmienia się jednak mniej więcej w momencie przybycia protagonistów do Ofiru. Pałacowe wnętrza często zdają się puste i sterylne, a postacie są mniej szczegółowe i zróżnicowane. Kłuje to w oczy szczególnie wtedy, kiedy mamy w pamięci dopracowane, pełne detali projekty bohaterów i scenografii z gier. Estetyki nie poprawia wyrobnicza robota kolorystki Lauren Affe. Budowanie atmosfery poprzez barwy i oświetlenie jest szczególnie istotne w opowieści fantasy z elementami grozy. Tym bardziej smuci fakt, że w większości Córki płomienia mamy do czynienia z kolorami dobranymi nieciekawie i bez polotu.
Paradoksalnie najlepiej pod względem graficznym prezentuje się – w moim odczuciu – plansza ilustrująca w ramach retrospekcji znaną z dodatku Serce z kamienia przygodę w oxenfurckich kanałach. Być może jest to dowód na to, że autorkom komiksu zabrakło kreatywności i warsztatu, by dorównać scenarzystom i grafikom z CDPR.
Wrażenia przeciętności nie poprawia ubogie wydanie. Poza dwoma okładkami zeszytów w albumie nie znajdziemy żadnych dodatków. Co dziwne, nie ma w nim nawet biogramów autorek, choć wydawać by się mogło, że ich zamieszczenie stanowi standardową praktykę.
Dla fanów na głodzie
Świat wykreowany przez CD Projekt RED na podstawie twórczości Sapkowskiego daje niezwykłe możliwości. Masa materiału fabularnego i wizualnego stanowi dla autorów dzieł zależnych zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Daje punkt odniesienia, ale stanowi również ograniczenie swobody twórczej. Z tego powodu przeniesienie akcji komiksu do zupełnie nowego miejsca było świetnym posunięciem twórczyń Córki płomienia i dawało wiele kreatywnych możliwości. Tym bardziej przykrym jest, że ten potencjał został zmarnowany, a efekt końcowy, zarówno scenariuszowo, jak i graficznie, prezentuje się w najlepszym razie przyzwoicie. Jako lektura do autobusu lub pociągu (na krótszą trasę) jest jak znalazł, ale zapomina się o niej równie szybko, jak się ją czyta.
Wiedźmin. Córka płomienia to komiks jedynie dla najbardziej zagorzałych miłośników serii CDPR, którzy czują niedosyt po zakończeniu przygody w świecie gier. Niestety nawet dla nich może być niesatysfakcjonujący, bo mimo starań autorek wyraźnie odstaje poziomem od wirtualnego pierwowzoru. Można po niego sięgnąć dla zabicia czasu, a jeśli się tego nie zrobi, niczego się nie straci.
Nasza ocena: 5,2/10
Dzieła zależne, bazujące na popularnych i cenionych tytułach, rzadko dorównują pierwowzorowi pod względem jakości. Czy komiksowy Wiedźmin jest wyjątkiem? Krótka odpowiedź brzmi: nie. Po długą zapraszam do poniższego tekstu.Fabuła: 5/10
Bohaterowie: 6/10
Warstwa wizualna: 6/10
Wydanie: 4/10