Site icon Ostatnia Tawerna

Względnie pojęty czas – recenzja komiksu „Miki podróżuje w czasie”

Komiksy z Myszką Miki cieszą się w Polsce coraz większą popularnością, a to za sprawą wydawnictwa Egmont, które od 2018 roku raczy nas wyjątkowymi historiami z disnejowskim gryzoniem, które znane są głównie na francuskim rynku wydawniczym. I nie mam tutaj wcale na myśli historii typu włoska pulpa, a naprawdę ciekawe opowieści z wyróżniającą się kreską.

Przypadek rządzi czasem

Wyruszając na poszukiwanie informacji stulecia do swojego nowego artykułu, Miki odkrywa laboratorium, w którym dwaj bracia, a zarazem szaleni naukowcy twierdzą, że wynaleźli wehikuł czasu. To wystarczy, aby wzbudzić legendarną ciekawość naszej myszki reporterki, która postanawia sama spróbować eksperymentu. Ale w wyniku wypadku, Miki uderza się w głowę i zakłóca działanie maszyny. Tutaj zostaje przeniesiony bliżej nieokreśloną przeszłość.Co gorsza, z każdym nowym ciosem w czaszkę, mysz będzie losowo zmieniać epokę, walcząc z tyranozaurem w środku prehistorii, w Koloseum lub konfrontując się z samym Krzysztofem Kolumbem! Nic dziwnego, że mamy taki dobór głównie europejskich postaci, skoro komiks został stworzony przez francuskich i włoskich artystów.

O ile sama historia wprowadza koncepcję czasu, to możemy odczuć pewne deja vu. Fabuła, gdzie Miki podróżuje na przestrzeni wieków, to nie jest nic nowego. Rzeczywiście, Dab’s powraca do serii o tej samej nazwie, opublikowanej po raz pierwszy w Journal de Mickey w 1952 roku. W tej serii, autorstwa Pierre’a Fallota i Pierre’a Nicolasa,gryzoń, dzięki napojowi, może w prosty sposób przemieszczać się po linii czasu, a w najnowszym dziele umożliwia mu to inny specyfik. Mamy jednak element mocno wspólny – przełączanie ery za każdym razem, gdy dostaje w głowę.W tej nowej wersji Dab’s Miki również gubi się w korytarzach czasu. W szaleńczym tempie (może trochę za bardzo),na przestrzeni ponad 50 stron, myszka spotka wiele postaci historycznych, takich jak: wspomniany już Krzysztof Kolumb, Jack London czy nawet Leonardo Da Vinci i Mona Lisa. Komiks wprowadza je w taki sposób, by nakreślić czytelnikowi, że są one znane. Fakt są znane, a dodatkowa próba przypominania o tym odbiorcy komiksu sprawia, że czujemy się infantylizowani, jak dzieci, które mają trzy lata i niewiele wiedzą o życiu… Pomimo tych kilku odniesień historycznych i szaleńczego tempa tej historii, scenariusz ostatecznie nie wzbudza zainteresowania, bo narzuca zbyt szybkie tempo. Brak momentu na chwilę refleksji i zastanowienia się.

Humorystyczna grafika

Tym, co trzyma poziom, są oczywiście zabawni bohaterowie i mały kryzys między Miki i Minnie. Podoba mi się także koncepcja zabawy postaciami w różnych epokach, to tak jakby Czarny Piotruś czy koń Horacy podlegali reinkarnacji. Oczywiście to wszystko podrasowane jest specjalną, zabawną kreską podobną do tej, jakie mają współczesne animacje krótkometrażowe z bohaterami Disneya. Duże,przerysowane twarze, wyłupiaste oczy, czy nieproporcjonalne ciała, które wykrzywiają się wraz z działaniem praw fizyki rysunkowej, mają wywołać u czytelnika śmiech.

Tak jak w przypadku poprzednich tomów, tak i teraz otrzymaliśmy naprawdę solidnie wykonane wydanie, ale jedynie wizualnie. Znów mamy piękne, płócienne spoiwo oraz wyklejane tytułowe litery w kolorze purpury na głównej okładce. Tym razem jednak zabrakło jakiegokolwiek elementu dodatkowego w postaci chociażby szkiców koncepcyjnych. Trochę szkoda. Nie wiem, jak wydanie oryginalne, ale taka publikacja jest jak płyta blu-ray z filmem, bez dodatków specjalnych. Jednym słowem – bieda.



Nasza ocena: 7/10

Kopia scenariusza ubrana w wielokolorowy świat. Dla koneserów duży zawód, dla niedzielnych czytelników – krótka, humorystyczna przygoda.

Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 10/10
Oprawa graficzna: 9/10
Wydanie: 6,5/10
Exit mobile version