Site icon Ostatnia Tawerna

[WYWIAD] Martwa — Cosplayerka, jurorka i organizatorka

Bardzo aktywna cosplayerka, a przy tym zaangażowana organizatorka. Czym jest dla niej cosplay oraz co robi z zawartością torebki, gdy zakłada strój? Dowiedzcie się sami!

Kto nie miał choć raz tak, że nie poznał znajomego na ulicy, niech pierwszy rzuci kamień! Nieraz taka sytuacja może być dla kogoś wręcz obrazą, są jednak takie grupy, dla których byłby to nie lada komplement. Rozmawiając z pewną dziewczyną przy wejściu na teren konwentu, nawet nie przypuszczałem, że mam przed sobą kogoś, kogo już wiele razy widziałem. Gdy zostałem oświecony, nie mogłem tego faktu nie wykorzystać i tak oto powstał poniższy wywiad z kolejną przedstawicielką sztuki cosplayu.

Przed Państwem — Martwa!

 

Ostatnia Tawerna: Na początek nie mógłbym zadać innego pytania, jak o początek właśnie. Jak zaczęła się twoja przygoda z cosplayem?

Martwa: To jak najbardziej dobre pytanie. Moja przygoda z cosplayem zaczęła się tak naprawdę stosunkowo niedawno, bo dopiero ok 4-5 lat temu. Wcześniej, od jakiegoś czasu, zdarzało mi się grać w gry komputerowe, Larpy czy RPG i tak też „wrosłam” w środowisko, ale o cosplayu jako tako nie słyszałam. Pewnego dnia grupa znajomych z Częstochowy zorganizowała w naszej “nerdowskiej” knajpie imprezę przebieraną o tematyce fantasy. Postanowiłam zrobić strój inspirowany moją postacią z Wowa – Draenei Mage. Przerobiona sukienka, rogi ze styropianu, “bodypainting” niebieską plakatówką… i takie tam. Na samej imprezie kilka razy usłyszałam od znajomych: “świetny cosplay, Martwa!” i po powrocie do domu stwierdziłam, że muszę się dowiedzieć czy mnie obrażali tym “cosplayem” czy nie i o co w ogóle w tym chodzi. Tak natknęłam się w internecie na cudowne stroje Shappi i Issabell. Już wcześniej zdarzało mi się robić jakieś stroje, ale bardziej na larpy czy na halloween, czyli takie mniej wymagające i wiele wybaczające. Jak zobaczyłam, co robią dziewczyny, stwierdziłam, że też tak chcę, bo to świetna sprawa i pozwoli mi się “wyżyć” artystyczno-technicznie. A potem już poszło!

 

OT: Wielu artystów boryka się z problemem tremy przed występem na żywo. Czy ciebie też to dotyczy? Jak sobie z tym radzisz?

M: Och, jak najbardziej. Trema jest, nie tylko przed wyjściem na scenę, ale też przed rundą jury. Jak sobie radzę? Może najpierw przytoczę pewną krótką historię. – Maskarada 2015 – mój pierwszy duży konkurs cosplayowy. Bardzo dużo ludzi, w pięknych strojach i w ogóle. Wiem, że nie dorastam im do pięt, no bo przecież zaczynam dopiero. Jest strasznie gorąco i duszno, makijaż mi spływa. Wiem, że publiczności będzie dużo i do tego… telebimy. Trochę mam doła, tremę i ogólnie jakoś tak nie najlepiej się czuję. Siedzę przed szatnią cosplayową. I wtedy wchodzi ONA. Podchodzi do mnie i mówi: “Cześć, jestem Zula, jestem organizatorką Maskarady. Nie martw się, nie stresuj się. Masz wspaniały kostium, dostałaś się do finału, bądź z siebie dumna. Jesteś super!” – i w tym momencie cały stres i złe myśli odeszły. Do tej pory się trochę wzruszam na to wspomnienie.

I to jest właśnie to, dzięki czemu sobie radzę i co daje mi siłę – “dałam radę zrobić cały strój, przygotować występ, czemu mam nie dać rady, teraz, pod koniec?”

 

 

OT: Przy wyborze postaci kierujesz się głównie jej wyglądem, sympatią do niej czy masz inny klucz doboru?

M: Z tym bywa różnie. Gdy nie znam postaci, a podoba mi się jej wygląd i design, staram się zapoznać z serią, z której ona pochodzi. Czytam, oglądam, gram. Często kieruję się podobieństwem, a jeśli podobna nie jestem, to staram się oddać/odwzorować podobieństwo charakteryzacją, makijażem, ale też mimiką. Bywa i tak, że mam fajny pomysł na scenkę i zastanawiam się jaka postać do niej by pasowała.

 

OT: Jak wiele czasu poświęcasz, by pomysł przerodzić w strój gotowy do zaprezentowania na scenie?

M: To w sumie zależy od poziomu skomplikowania stroju. Tak czy siak, zawsze staram się dać z siebie wszystko i odwzorować każdy detal jak najlepiej się da. Dla mnie są to miesiące codziennej pracy nad strojem. Np. Syanna — tutaj każdy element wykonałam od podstaw, własnoręcznie — hafty, tkanie peruki, formy na elementy zbroi czy ręcznie szyte skórzane pasy, buty i kurtka. Mozolna i czasochłonna praca, ale jestem dumna z efektów.

 

 

OT: Cosplay to nie tylko zdjęcia i występy, ale też masa interakcji z fanami. Zazwyczaj są to miłe chwile, ale niekiedy zdarzają się osoby, które w strojach dopatrują się drugiego, niezbyt miłego dna. Czy zdarzają ci się takie sytuacje i jak sobie z nimi radzisz?

M: Jasne, zdarzają się, ale dość rzadko. To tak, jak w “normalnym” życiu — ja na chamstwo reaguję bardzo dosadnie i myślę, że jest to jakąś nauczką dla tych, co nie potrafią zachować minimum kultury. Myślę, że ludzi nadal trzeba edukować, że cosplayer jest zwykłym człowiekiem, a nie ich ulubioną czy znienawidzoną postacią z gry, bo to, co można usłyszeć/przeczytać w swoim kierunku może być naprawdę przykre lub co najmniej niezręczne. Są to dość trudne tematy i cały czas zastanawiam się jak podejść do nich, aby nie rozpętać… piekła.

 

OT: Czy jest strój, który był dla ciebie szczególnym wyzwaniem i jesteś z niego wyjątkowo dumna?

M: Z każdego mojego stroju jestem dumna, ponieważ większość rzeczy za każdym razem robiłam po raz pierwszy. Nowe techniki, nowe materiały, nowe narzędzia. To ile technik cosplay może w sobie połączyć, jest świetną sprawą. Jednak nadal moimi ulubionymi strojami w tej chwili pozostają Ciri i Syanna z Wiedźmina — łączy ona w sobie nie tylko dużo technik i zróżnicowanych materiałów, co jest według mnie fajne, ale przede wszystkim: jest wygodna! No i wielki sentyment do serii oczywiście. Wygoda przede wszystkim!

 

 

OT: Wielu ludzi, widząc bogate w drobiazgi, pieczołowicie wykonane stroje, zastanawia się nad jedną rzeczą, o którą Cię zapytam. Co robisz z dokumentami, telefonem i innymi ważnymi rzeczami, gdy wcielasz się w przygotowaną przez siebie postać?

M: A to nie jest jakieś bardzo trudne pytanie. Postaci z Wiedźmina, czyli Ciri i Syanna posiadają kaletki przymocowane do pasków, więc dlaczego nie korzystać z nich właśnie w celach, do których zostały stworzone? To jest właśnie ta wygoda, o której wspomniałam wcześniej. Przy innych postaciach – Bloodelfce z WoW’a postanowiłam zrobić torebkę w kształcie magicznej księgi, która jest bardzo pojemna i nie rzuca się “nieklimatycznie” w oczy. Przy Tyrande z Heroes of the Storm niestety “cierpiał” mój helper i nosił za mną casualową torebkę, ponieważ wtedy jeszcze nie wpadłam na to, by zrobić sobie coś w klimacie postaci do noszenia rzeczy.

 

OT: Wielokrotnie występowałaś już na scenach niejednego konwentu, ale również pojawiałaś się po drugiej stronie, czyli jako jurorka oceniająca innych występujących. Jak to jest być jurorką, dobrze?

M: Moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze albo że nie dobrze. Gdybym miała powiedzieć, co cenię w życiu najbardziej, powiedziałabym, że ludzi. Ekhm… Ludzi, którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłam, kiedy byłam sama. I co ciekawe, to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie. Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać. Ja miałam szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazłam. I dziękuję życiu. Dziękuję mu, życie to śpiew, życie to taniec, życie to miłość. Wielu ludzi pyta mnie o to samo, ale jak ty to robisz? Skąd czerpiesz tę radość? A ja odpowiadam, że to proste, to umiłowanie życia, to właśnie ono sprawia, że dzisiaj na przykład robię cosplay, juroruję, a jutro… kto wie, dlaczego by nie, oddam się pracy społecznej i będę ot, choćby sadzić… znaczy… marchew.

A tak na poważnie: ocenianie innych na konkursach cosplay jest trudne, ponieważ mam świadomość, że ci ludzie włożyli w swoje stroje i występy mnóstwo czasu, pracy, nerwów i pieniędzy. Często chciałabym móc nagrodzić każdego, ale zwyczajnie się nie da. Staram się oceniać na konkursach jak najbardziej sprawiedliwie i obiektywnie, ale czasem, z innymi jurorami, stoimy przed bardzo trudnymi wyborami i o zwycięstwie potrafią przesądzić drobnostki.

 

 

OT: Oprócz cosplayu jesteś też współorganizatorką Medalikonu, częstochowskiego konwentu goszczącego już na łamach Ostatniej Tawerny. Czy przygotowanie tak sporego przedsięwzięcia to ciężka praca?

M: Praca nad konwentem trwa cały, okrągły rok. Zaczynając od znalezienia i wynajęcia na dany termin szkoły, po oprawę graficzną, zaproszenie i zadbanie o gości, cała logistyka, pozyskanie sponsorów nagród na konkursy czy sama organizacja konkursów i atrakcji. Jest przy tym sporo pracy, na którą w dniach imprezy nie zwraca się aż takiej uwagi, ponieważ jest to “codziennością” konwentu. Staramy się, aby nasz konwent był jak najciekawszy dla uczestników, więc dokładamy wszelkich starań, aby zorganizować go najlepiej jak potrafimy. Ja osobiście, głównie sprawuję pieczę nad medalikonowym konkursem cosplay i jako że sama jestem cosplayerką, wiem i staram się wychodzić naprzeciw oczekiwaniom uczestników, uczę się na błędach i radach innych. Mam nadzieję, że uda mi się i w roku 2020 zorganizować fajny konkurs cosplayowy, tak aby wszyscy byli zadowoleni. Serio! Staram się!

 

OT: Wyobraź sobie, że prowadzisz wykład dla ludzi, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z cosplayem. Jaką radę dałabyś początkującym adeptom tej wspaniałej sztuki?

M: Wyobrażam sobie. W styczniu miałam okazję taki wykład poprowadzić na Uniwersytecie w Opolu. Opowiadałam na luzie o tym, jak zacząć i na czym cosplay w ogóle polega, były też technikalia — o materiałach, narzędziach itp.

Dla początkujących rada moja jest taka: nie poddawajcie się, gdy Wam coś nie wychodzi. Każdy z tych “wielkich, znanych cosplayerów” jakoś zaczynał i nie były to same sukcesy. Na porażkach się uczymy, a nasze umiejętności rosną w miarę pracy. U mnie pasja przerodziła się w pracę, co sprawia mi bardzo dużo radości i tego samego życzę Wam, drodzy początkujący: cierpliwości i radości w tym, co robicie.

 

Autorem fotografii jest Stygian VI Photography

Exit mobile version