Monstressa to komiks, w którym najważniejsze są: rozbudowany świat, niejednoznaczni bohaterowie, skomplikowane intrygi i piękna oprawa graficzna. Dzięki tym elementom komiks Liu i Takedy działa jak dobrze naoliwiona steampunkowa maszyna.
Trudno jest napisać o trzecim tomie Monstressy coś innego niż o dwóch poprzednich, ponieważ kontynuacja przygód Maiki Półwilk i jej towarzyszy stoi na tak samo wysokim poziomie co wcześniejsze części i konsekwentnie rozwija przedstawioną w nich historię. Marjorie Liu nadal dostarcza czytelnikom wciągającą opowieść przesyconą intrygami, zwrotami akcji i skomplikowaną siecią relacji pomiędzy bohaterami. Coraz bardziej rozbudowuje również świat ukazany na kartach komiksu, zabierając protagonistów w nowe miejsca i przytaczając odbiorcom kolejne wykłady kociej profesor Tam Tam. Swoją drogą muszę przyznać, że chociaż z początku byłem sceptycznie nastawiony do tego rozwiązania, z czasem tego rodzaju ekspozycja przestała mi przeszkadzać. Poza tym kocięta słuchające swojej wykładowczyni są tak uroczo narysowane, że nie sposób ich nie lubić. A skoro o rysunkach mowa, to warto podkreślić, że w Przystani Sana Takeda nie zawodzi. Warstwa graficzna albumu jest równie dobra co w poprzednich odsłonach, a okładki poszczególnych rozdziałów stanowią prawdziwą ucztę dla oka.
Czytaj też: Piękna bestia – recenzja komiksów Monstressa. Przebudzenie i Monstressa. Krew
Co nowego czeka w takim razie czytelników tomu numer trzy? Pod względem fabuły przede wszystkim kontynuacja ekspedycji Maiki i mieszkającego w niej monstrum w poszukiwaniu przeszłości. Chociaż sporo fragmentów ich wspólnej historii już zostało odkrytych, w tej części dowiadujemy się jeszcze więcej o Cesarzowej-Szamance i jej dziedzictwie. Poza tym Marjorie Liu daje nam kolejną porcję światotworzenia, przedstawiając chroniony przez pradawną tarczę Pontus wraz z obozem dla lisich uchodźców. Dowiadujemy się również nieco więcej o starych bogach oraz poznajemy kolejne tajemnice przywódczyń zakonu Cumaei.
Steampunk w pełnej krasie
Wizyta w Sali Tarczy oraz laboratorium Cesarzowej-Szamanki pozwoliły Sanie Takedzie przedstawić niezliczone wynalazki pradawnej: pancerze, bronie, automaty i mechanicznych strażników. Tak jak poprzedni album wyróżniała niesamowita wizja kościanej wyspy oraz znajdującego się na niej miasta, tak charakterystyczna dla tego tomu jest mnogość steampunkowej machinerii, do tej pory obecnej głównie na okładkach. Na dodatek wszystkie te cuda techniki są solidnie nadgryzione zębem czasu, wadliwe, powykrzywiane i uszkodzone, a dzięki temu wyglądają jeszcze bardziej intrygująco i przerażająco zarazem. Prawdziwą grozę budzi jednak widmo iście lovecraftowego pradawnego bóstwa wiszącego nad miastem.
O dynamizmie scen akcji, fenomenalnych projektach postaci oraz fantastycznych kolorach nawet nie ma co się rozpisywać, bo każdy, kto choćby przejrzał poprzednie dwie odsłony komiksu, wie, że ilustratorka stworzyła pod tym względem prawdziwy majstersztyk. Sana Takeda odpowiada za całą oprawę wizualną serii poza liternictwem i trudno sobie wyobrazić, by mogło być inaczej. Tak organicznego połączenia ołówkowych szkiców z nałożonymi cyfrowo barwami i teksturami nie spotyka się często w komiksach głównego nurtu. Na pochwałę zasługują również cyfrowe efekty, które Takeda stosuje z idealnym wyczuciem, nie pozwalając, by oszpeciły jej piękne ilustracje. Po prostu niemożliwym było rozłożenie tej pracy na kilka osób tak, aby osiągnąć efekt końcowy zamierzony przez rysowniczkę.
Jeden za wszystkich, każdy za siebie
Tak jak w warstwie wizualnej najdrobniejsze kreski ściśle łączą się z kompozycją i kolorystyką kadru, a nawet całej planszy, tak pod kątem scenariuszowym historia świata przedstawionego oraz konflikty polityczne są nierozerwalnie związane z losami bohaterów, a starcie wielkich mocarstw obserwujemy przez pryzmat osobistej historii Maiki i jej „drużyny”. Trzecia część Monstressy stoi przede wszystkim pod znakiem intryg oraz konfrontowania partykularnych interesów z dobrem grupy. Część bohaterów jest zmuszona w związku z tym podjąć niełatwe decyzje – komu chce służyć lub po czyjej stronie walczyć. A gdy skala zagrożenia drastycznie wzrasta, wybory te stają się naprawdę dramatyczne. Scenarzystce świetnie udało się połączyć i zrównoważyć tę jednostkową perspektywę z tragedią wojny o ogromnej skali oraz ogólnoświatowego zagrożenia. Trzeba jednak przyznać, że Monstressa wymaga od czytelnika sporego skupienia i uważnej lektury, by wydarzenia, postacie i zwroty akcji nie straciły sensu.
Wydanie na medal
Na koniec warto pochwalić polskie wydanie przygotowane przez Non Stop Comics, które ponownie prezentuje się wzorowo. Jakość papieru i druku nie budzi żadnych zastrzeżeń, okładka jest miła w dotyku (chociaż przez swoją matowość łatwiej łapie kurz), a na komiksie nie zostają odciski palców. Paulina Braiter po raz kolejny pokazała swój kunszt translatorski, a jedynym drobiazgiem, który zwrócił moją uwagę, jest niekonsekwencja w stosowaniu feminatywów, przez co raz mamy do czynienia z „wódz naczelną”, a raz z „wodzem naczelnym”, choć mowa o tej samej osobie. Sympatyczny dodatek stanowi kilka zamieszczonych na końcu albumu rysunków różnych artystów.
Saga trwa
Fabuła Monstressy nabiera coraz większego rozmachu, a sieć knowań pomiędzy poszczególnymi postaciami niesamowicie się zagęszcza. Pod koniec trzeciego tomu autorki ponownie pozostawiają nas z wieloma niewiadomymi, zmuszając do cierpliwego czekania na kontynuację. A wszystko wskazuje na to, że kolejna część wcale nie będzie ostatnią.
Nasza ocena: 9,5/10
Kontynuacji Monstressy niczego nie brakuje, jednak skomplikowane intrygi czasem przytłaczają.Fabuła: 9/10
Bohaterowie : 10/10
Warstwa wizualna: 10/10
Wydanie: 9/10