Site icon Ostatnia Tawerna

Wszystko gra (o tron) – recenzja koncertu Ramina Djawadiego w Łodzi

O tym, jak istotna dla odbioru filmu jest jego ścieżka dźwiękowa, nie trzeba nikogo zbyt długo przekonywać. Utwory towarzyszące scenom w wielu przypadkach dokonują tego, czego sam obraz nie potrafi zdziałać. Muzyka skomponowana przez Ramina Djawadiego na potrzeby Gry o tron pozwala zatracić się bez reszty w realiach sagi Martina. Usłyszana na żywo, nadaje opowiadanym historiom kolorów i porusza ze zdwojoną siłą. Niezwykłe widowisko Gra o Tron Live Concert Experience to wydarzenie, które uderza w najczulszą strunę fanowskiego serduszka.

Ramin Djawadi i jego genialna wyobraźnia

W trakcie koncertu w łódzkiej Atlas Arenie można było usłyszeć kompozycje pochodzące z siedmiu sezonów jednego z najpopularniejszych seriali HBO. Orkiestrze, chórowi i solistom przewodził sam Ramin Djawadi. Twórca ścieżki dźwiękowej do Gry o tron niejednokrotnie zadziwiał publiczność swoimi umiejętnościami, chwytając za gitarę i inne instrumenty. Wykonywanym utworom towarzyszyły wizualizacje, efekty pirotechniczne i klimatyczna scenografia. Wyświetlano także fragmenty wybranych epizodów. Połączenie wielu mediów nie przeszkadzało w odbiorze koncertu, dlatego że wizualna oprawa nie odciągała uwagi od najważniejszego z komponentów show, czyli występu muzyków. Dzieła Ramina Djawadiego rozbrzmiewały z należytą mocą, wzruszając i wciągając do świata Westeros, który 15 maja wydawał mi się szczególnie realistyczny, barwny i żywy. Wszystkie wykonania były doskonałe pod względem technicznym, w dodatku wydobyły z uczestników spektaklu emocje nieujawniające się w trakcie standardowego seansu kolejnych odcinków Gry o tron. Chociaż  już na długo przed koncertem zachwycałam się geniuszem kompozytora, dopiero usłyszenie utworów takich jak Light of the Seven na żywo pozwoliło mi w pełni docenić zarówno kunszt, jak i wyjątkową wyobraźnię Ramina Djawadiego. Ten wszechstronnie uzdolniony twórca z nieprawdopodobnym wręcz wyczuciem potrafi oddać klimat lokacji przedstawionych na ekranie, wyrazić uczucia bohaterów czy podkreślić grozę. Uczestnictwo w widowisku Gra o Tron Live Concert Experience było dla mnie szansą na to, by ponownie zachwycić się zarówno dziełami Djawiadiego, jak i opowieścią snutą od wielu lat przez George’a Martina.

Powiało chłodem

Najbardziej emocjonujące wykonania przenosiły słuchaczy na pola bitew albo za Mur. Uderzenia bębnów odczuwałam we własnym ciele, a donośny dźwięk rogu wciskał mnie w fotel. Motywy Białych Wędrowców ścinały krew w żyłach. Jedynym muzycznym niepowodzeniem wydarzenia okazały się Deszcze Castamere. Chociaż występ solistki nie budził zastrzeżeń natury technicznej, jako wielbicielka instrumentalnej wersji utworu poczułam się nieco rozczarowana. Nieprzyjemne wrażenia nie trwały zbyt długo – następne kompozycje ujęły mnie swoim brzmieniem. Warto w tym miejscu pochwalić bardzo dobrą jakość dźwięku i nagłośnienia, lecz w tej kwestii muszę zwrócić uwagę na drobne potknięcia. W moim odczuciu dialogi z wyświetlanych fragmentów Gry o tron chwilami zagłuszały muzyków, co nieraz utrudniało odbiór koncertu. Jednak przez większość czasu to popisy orkiestry dominowały wśród innych odgłosów wypełniających halę widowiskową, dlatego nie zamierzam srogo piętnować nieznacznej wady spektaklu.

Obezwładniający urok czardrzewa

Najpiękniejszym momentem koncertu było dla mnie wykonanie kompozycji The North Remembers. Instrumenty smyczkowe posiadają tajemną moc wzruszania mnie do łez, dlatego również w przypadku pełnej niuansów gry muzyków moje oczy zrobiły się podejrzanie wilgotne. Przywołany utwór zyskał szczególnie zjawiskową oprawę. Jedna z członkiń orkiestry (niedostatki w mojej edukacji nie pozwalają mi stwierdzić, jaki dokładnie instrument kobieta trzymała w dłoniach – skrzypce, a może altówkę) zamieniła się wówczas w wysokie czardrzewo o pniu z powłóczystej sukni. Z sufitu opadały czerwone liście przypominające płatki róż. Miniaturowy spektakl odznaczał się rzadko obserwowaną w trakcie imprez masowych subtelnością i elegancją.

Mały dysonans

Widowisko Gra o Tron Live Concert Experience z pewnością na długo zapisze się w mojej pamięci. Za jego sprawą doświadczyłam całej gamy najróżniejszych uczuć – od zadumy po ekscytację. Wyruszyłam w emocjonującą podroż i przeżyłam raz jeszcze najważniejsze momenty serialu. Występ artystów oraz działania organizatorów sprostały moim oczekiwaniom, niekiedy nawet je przekraczając. Jednakże, czuję się zobowiązana wspomnieć o kwestii, która sprawiła, że poczułam się lekko zażenowana. Otóż w czasie wydarzenia sprzedawano piwo, popcorn, hot dogi i inne przekąski. Widzowie mogli zajadać się nimi w trakcie koncertu. Moim zdaniem chrupanie nachosów i jednoczesne słuchanie występu orkiestry prowadzonej przez światowej sławy kompozytora to zachowanie rodem z parku rozrywki albo wiejskiego festynu. Przykładowo szykowny pan w garniturze bijący brawo palcami umazanymi w maśle i ketchupie to widok, jakiego wolałabym nie oglądać. Szczęśliwie amatorów słonych przekąsek nie było na sali zbyt wielu, a większość publiczności wykazała się większym taktem.

„Możliwość zaprezentowania publiczności niezwykłego koncertu Gra o Tron Live Concert Experience to spełnienie moich marzeń (…). Produkcja spektaklu na dużą skalę sprawia, że świat Westeros jest ożywiony i bardzo wciągający”. W tych słowach Ramin Djawadi podsumował ideę powstania trasy koncertowej, która zawita jeszcze w tym roku do ponad czterdziestu europejskich i amerykańskich miast. Po koncercie w Łodzi nie mogę nie zgodzić się z kompozytorem – opowieść o politycznych zmaganiach i walce z wszechogarniającym mrokiem jeszcze nigdy nie wydała mi się tak ekscytująca. Rewelacyjne występy muzyków i świetna oprawa wizualna sprawiły, że przez parę godzin zatraciłam się w losach bohaterów epickiej sagi i sama poczułam się jej integralną częścią.

Exit mobile version