Lil i Put zadebiutowali na polskim rynku wydawniczym w 2014 roku. Autorzy – Maciej Kur i Piotr Bednarczyk – z niezwykłą łatwością zdobyli serca czytelników i recenzentów, a to za sprawą oryginalnego scenariusza i przyciągających uwagę ilustracji. Marzec 2014 roku pozostanie w pamięci twórców uniwersum Lila i Puta na zawsze – to właśnie wtedy otrzymali oni wyróżnienie w pierwszej edycji Konkursu im. Janusza Christy na komiks dla dzieci. Wtedy zadebiutowali również podczas Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi.
Przygody z cyklu Lil i Put znają na pewno czytelnicy „Nowej Fantastyki” i magazynu „Relaks”. Tomy, wypełnione wieloma historiami z tytułowymi bohaterami w roli głównej, wydaje też – nieprzerwanie od 2014 roku – Egmont. Przygody sympatycznych małoludów możemy postrzegać jako dziełka wpisujące się w kanon współczesnego komiksu.
Ines Załęska-Olszewska: Lil i Put to niezwykle oryginalna propozycja, która pozwala czytelnikowi na nowatorskie spotkanie z literaturą. Mimo że minęło już siedem lat od premiery komiksu, jego popularność nie słabnie. Nim przejdziemy do szczegółów współpracy, proszę opowiedzieć, jak to się wszystko zaczęło?
Maciej Kur: To może ja zacznę. Zawsze wiedziałem, że chcę realizować się w filmie i w animacji. Wybierając szkołę filmową i kierunek scenopisarstwo, zdawałem sobie sprawę, że będę nieustannie dążył do rozwijania swoich pomysłów komiksowych. Nie miałem pewności, jak będzie wyglądać moja przyszłość, ponieważ miałem wątpliwości dotyczące na przykład mojej kreski (moje obrazy pozostają w konwencji malarstwa abstrakcyjnego). Nie chciałem dłużej czekać i zdecydowałem się poszukać kogoś do współpracy.
Piotr Bednarczyk: Dla mnie komiks to była miłość od pierwszego wejrzenia. W dzieciństwie starsi bracia czytali mi klasykę polskich autorów na dobranoc. Później w mniejszym lub większym stopniu komiksy zawsze mi towarzyszyły, chociaż długo nie myślałem, że mógłbym je tworzyć poniekąd zawodowo. W okresie uczęszczania do liceum plastycznego czy studiowania na Akademii Sztuk Pięknych byłem trochę obrażony na to medium, ponieważ w tamtych czasach krajowy rynek komiksowy był dla czytelników początkiem trwającej hossy, a dla twórców – dosyć rozczarowującą niszą.
Maciej Kur
Ines Załęska-Olszewska: Niektórzy twierdzą, że tworzenie komiksów to przede wszystkim praca scenarzysty. Ilustrator ma bowiem zobrazować jedynie pomysły. Ile jest prawdy w takim twierdzeniu?
Maciej Kur: Lil i Put bardzo ewoluowali od opowiadań, które pisałem w liceum. W zasadzie to już dwie inne postacie. Wynika to między innymi z faktu, że nasza współpraca z Piotrkiem ma nieustanny wpływ na kształt Lila i Puta. Czasem zdarzy się, że Piotrek zrobi jakiś rysunek i ten zainspiruje mnie do całej historii. Uzupełniamy się wzajemnie i razem kreujemy ten świat – znamy Lila i Puta, wiemy, jak zachowują się w danych sytuacjach, rozumiemy ich motywacje. Mam ogromny szacunek do naszej pracy, ponieważ przynosi ona oczekiwaną realizację, wspólne dziecko.
Piotr Bednarczyk: Teoretycznie to prawda (jeżeli mówimy o pracy w duecie scenarzysta – rysownik). W praktyce, w naszym przypadku, dużo dyskutujemy, omawiamy, dzielimy się pomysłami i uwagami. Niektórzy rysownicy ilustrują otrzymane scenariusze bez wnikania w treść. Ja zdecydowanie potrzebuję wejść w relację z tekstem. Niektórych rzeczy nie chcę rysować, do innych potrzebuję dojrzeć. Z Maciejem coraz lepiej się rozumiemy i precyzyjniej odczytujemy swoje potrzeby, cele, upodobania i łatwiej nam budować wspólną wizję.
Maciej Kur: Ponoć mam łatwość pisania i chyba to prawda. Tworzenie postaci, świata i historii przychodzi mi zawsze naturalnie. Podobno niektórzy mają z tym problem, ale może i dobrze, bo lepiej skupić się tylko na tym, co się umie najlepiej i uzupełniać się z kimś innym.
Piotr Bednarczyk
Ines Załęska-Olszewska: Jak można zaobserwować na Panów przykładzie, mimo pasji i doświadczenia brak osoby do współpracy może uniemożliwić realizację projektu. Pan Maciej opowiedział nam o pracy nad scenariuszem, a jak wygląda proces twórczy ilustratora?
Piotr Bednarczyk: Zazwyczaj gdy dostaję od Macieja scenariusz (w postaci storyboarda), we wstępnym szkicu planszy pokazuję, jak ja to widzę. Jest to też etap, kiedy dyskutujemy o dialogach, prowadzeniu narracji, mimice postaci, dynamice ruchu i istotnych detalach. Kiedy mamy wszystko dogadane, siadam do rysowania, a następnie do koloru. Po tym etapie zazwyczaj dochodzą już tylko kosmetyczne poprawki.
Ines Załęska-Olszewska: Wydaje się, że stworzenie planszy zabiera bardzo dużo czasu, zwłaszcza w sytuacji, kiedy tylko współpraca może przynieść oczekiwany efekt. Ile czasu zajmuje wydanie jednego tomu, zbioru kilku(nastu) historyjek?
Piotr Bednarczyk: Naprawdę nie ma reguły, wszystko zależy od wielu czynników, a gdy nie zbiegną się one w jednym czasie, jedna plansza może powstać nawet w jeden dzień. Zazwyczaj są to jednak 2–3 dni pracy i jest naprawdę super, gdy ten czas nie jest przepleciony innymi obowiązkami. Mój temperament twórczy to raczej choleryk; lubię szybko oglądać gotowy efekt swojej pracy, ale trudno utrzymać mi regularność. Staram się z nią oswoić poprzez codzienne szkicowanie.
Maciej Kur: Jednostronicowe historyjki z Lilem i Putem pojawiają się obecnie w „Nowej Fantastyce”. Jest to dla mnie wyzwanie, bo zwyczajnie lepiej mi się tworzy dłuższe historie, ale to wyzwanie dające wiele satysfakcji, liczę, że także czytelnikowi. Jest coś magicznego, gdy w ośmiu kadrach zamknie się jakąś zawiłą historię z punktami zwrotnymi i sporą ilością gagów. Taką historią jest np. Bestiariusz, epizod Lila i Puta, który można znaleźć w albumie Parada przypałów, ale lubię też bardziej abstrakcyjne żarty, jak odcinek Dzyń. Nie ukrywam jednak, że wolę tworzyć dłuższe historie, nawet jeśli Lil i Put sprawdzają się w każdej formie.
Ines Załęska-Olszewska: Opowiedzieli Panowie o wydarzeniach, które miały wpływ na to, że komiks o Lilu i Pucie pojawił się na polskim rynku wydawniczym. Teraz skoncentrujemy się na bohaterach – małoludach. Proszę opowiedzieć, co zainspirowało Panów do stworzenia tak barwnych postaci.
Maciej Kur: Lil i Put to z jednej strony klasyczne archetypy budowane na zasadzie przeciwieństwa, z drugiej zależało mi, aby uniknąć pewnych kliszy, np. nie chciałem bohaterów, którzy cały czas się kłócą. Czasem mam wrażenie, że pewne serie tak bardzo skupiają się na różnicach między postaciami, że kompletnie nie kupuje się ich jako przyjaciół. Lil i Put są różni, ale często wspólnie się nakręcają, jak to kumple.
Piotr Bednarczyk: Po pierwsze największą inspiracją jest dla mnie sam scenariusz i zwariowane pomysły Maćka, ale nie ukrywam, że zawsze ciekawiły mnie takie serie komiksowe jak Calvin and Hobbes Billa Wattersona, Smerfy Peyo oraz Hugo Bernarda Dumonta.
Ines Załęska-Olszewska: Watterson, Payo, Dumond są znani w uniwersum komiksu. Nie tylko oni tworzyli jednak niezapomniane historie. Czy mogą Panowie podzielić się swoimi propozycjami – nie tylko komiksowymi – dla młodszych i nieco starszych odbiorców? Nie muszą być to wiekowe dziełka, mogą być współczesne.
Piotr Bednarczuk: Jest tego bardzo wiele. Nie tylko wspomniani wyżej twórcy. Na pewno polska klasyka, na której wyrosłem: Rosiński, Christa, Baranowski, Pawel, Chmielewski, Wróblewski, Polch. Ze współczesnych autorów zachwyca mnie twórczość Bereniki Kołomyckiej i Tomasza Samojlika. Niemiecki artysta Mawil, dla nieco starszych, francuski twórca Christophe Blain.
Maciej Kur: Jestem miłośnikiem E.C. Segara. Jego paski z lat 30. z Popeye’em to dla mnie ideał. Duży wpływ miał też na mnie Don Rosa, Carl Barks, a ostatnimi czasu zaczytuję się w Muminkach Tove Janson, których komiksową wersję wydał właśnie Egmont.
Ines Załęska-Olszewska: Dziękuję za te propozycje! Jak widać, współczesny odbiorca ma w czym wybierać! Śmiem twierdzić, że postaci kreowane przez wymienionych twórców (i nie tylko) są w znakomitej większości wiarygodne. Czasem twórcy idą jednak o krok dalej – bohaterowie serii otrzymują ich cechy, a nawet są podobni wizualnie. Jak to wygląda z Panów perspektywy? Czy autor tworzy dzieło, w którym powiela samego siebie?
Piotr Bednarczyk: Słyszałem kiedyś taką teorię: kiedy rysownik tworzy czyjś portret, zawsze rysuje też sam siebie. Można to podobno dostrzec, konfrontując ze sobą wiele takich rysunków ze zdjęciem autora. Przyznam, że już po pierwszym albumie miałem kilka takich zapytań od rodziny, znajomych, ale i czytelników – czy Lil to ja, a Put to Maciej. Kiedyś zaprzeczałem, dzisiaj widzę, co może sugerować takie odczytywanie tych postaci. I wiem, że chodzi nie tylko o cechy fizyczne.
Maciej Kur: Z mojej strony takie działania były niezamierzone, bo zwyczajnie nie lubię tworzyć bohaterów podobnych do mnie. Gdzie tu zabawa? Gdzie eskapizm? Po co? Naturalnie we wszystkich postaciach mogę odnaleźć swoje cechy, ale widzę ich tyle samo w Lilu, co i w Pucie i Miksji. Jeśli byłaby jedna konkretna postać, która miałaby mnie reprezentować, byłoby to strasznie niezręcznie, tak jakbym się wystawiał i wszystko, co teraz bohater powie to moja mądrość… Wolę, by czytelnik sam interpretował ten świat, niż miałbym mu coś sugerować i w ten sposób narzucać. Jeśli już miałbym coś przemycić – jakąś filozofię – to wsadziłbym to w usta postaci pobocznej, np. Kieszonki, siostry Lila, albo takiej, której czytelnik się nie spodziewa. Wydaje mi się to bardziej uczciwe.
Piotr Bednarczuk: Nie da się jednak ukryć, że Lil jest w gorącej wodzie kąpany; to choleryk, co odpowiada mojemu usposobieniu. Put jest bardziej wrażliwy, wyważony, podobny do Maćka. To się dzieje podświadomie. Postaci ewoluowały w czasie – zmienił się ich charakter i wygląd, teraz różnią się od swoich pierwowzorów, które na początku miały prawo być trochę niedookreślone.
Ines Załęska-Olszewska: Małoludy pojawiły się na rynku wydawniczym znienacka i szybko rozkochały w sobie odbiorców. Z perspektywy twórców komiksu, który okazał się ogromnym sukcesem, proszę zdradzić czytelnikom Ostatniej Tawerny, czy każdy może tworzyć komiksy.
Maciej Kur: Tak, oczywiście. Ważnym kluczem jest mieć z tego frajdę i tworzyć to, co się lubi. Oczywiście najlepiej unikać schematów i starać się wnieść coś własnego, od siebie, jakaś unikatową perspektywę.
Piotr Bednarczyk: Każdy może próbować, aczkolwiek – jak wszystko, czemu człowiek poświęca się w stu procentach – zajęcie to ma swoje blaski i cienie. Dla każdego będzie to co innego.
Ines Załęska-Olszewska: A jak zacząć?
Piotr Bednarczyk: Tu i teraz, nie zwlekając, nieprzesadnie, ale twórczo analizując swoje poczynania i dzieła innych twórców. Chłonąc tony inspiracji, odrzucając kompleksy i perfekcjonizm, bawiąc się w najlepsze jak dziecko lub pozbywając się najcięższych emocji. W dobrej wierze, współtworząc piękno.
Maciej Kur: Pięknie ujęte. Osobiście uważam, że dobrym sposobem, by się przełamać, są tak zwane fan fiction – wziąć historię, którą się lubi, ale taką, która ma jakiś wadliwy element i zrobić ją po swojemu. Nie podoba ci się, że ta bohaterka wyszła za tego bohatera, a nie za innego? No to napisz sobie taką wersję. To fajna zabawa, która rozwija wyobraźnię, a zarazem pozwala wyrobić wrażliwość i głos. Dokonywanie dekonstrukcji ulubionych fabuł i analizowanie ich to wspaniały sposób, by nauczyć się, jak to wszystko działa, a i wiele przyjdzie podświadomie.
Ines Załęska-Olszewska: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę samych sukcesów.