DC Comics zdecydowało się na krok, który dla Marvela stanowi nie lada problem – postanowiło stworzyć film o superbohaterce. Najpierw wprowadziło Wonder Woman do swojego filmowego uniwersum, dając jej sporą rolę do odegrania w produkcji Batman v Superman: Świt sprawiedliwości, a potem skupiło się na jej solowym obrazie, tłumacząc w nim pochodzenie protagonistki. Już samym tym, że DC zdobyło się na odwagę pokazania historii kobiecej bohaterki, Marvel od wielu lat z uporem maniaka nie daje swoim fanom tego, czego chcą, czyli produkcji o przygodach Czarnej Wdowy, zyskało sobie sympatię miłośników komiksowego uniwersum. Przecież zrobienie obrazu o kobiecie nie stanowi jakiegoś wielkiego wyzwania, prawda? Zwłaszcza że pomysłów na historie superbohaterek nie brakuje, wystarczy sięgnąć po komiksy i wgryźć się w przedstawione w nich historie, potem wybrać temat przewodni i zacząć kręcić. Co jak co, ale Marvel ma budżet, by to zrobić.
Tymczasem to właśnie DC zaryzykowało skok na głęboką wodę. Od jakiegoś czasu prawie każda filmowa produkcja oparta na graficznych opowieściach pochodzących ze stajni tego wydawcy spotyka się z falą krytyki, większości widzów nie podoba się to, w jakim kierunku idzie przenoszenie komiksów na duże ekrany. Z tego właśnie powodu krok DC okazał się tym bardziej ryzykowny, trzeba było w jakiś sposób przekonać kinomaniaków do tego projektu, zwłaszcza że ci już na początku, jeszcze zanim powstał obraz, spisali go na straty. Czy rzeczywiście Wonder Woman można uznać za kolejne wielkie rozczarowanie? Nie do końca.
Od lat lud Amazonek ukrywa się na tajemniczej wyspie, którą przed wzrokiem ludzi ukrył sam Zeus. Kobiety mają bowiem dość zła, jakie panuje w świecie zewnętrznym, poza tym tylko na wyspie nie dosięgnie ich gniew Aresa. Podobno bóg wojny został uśmiercony przez Zeusa, jednak zarówno Hippolita, królowa Amazonek, jak i najodważniejsza z nich, Antiopa, czują, że ich wróg wciąż żyje. Pewnego dnia spokój na wyspie zakłóca pojawienie się na niebie nieznanego obiektu – samolotu, który został zestrzelony przez niemieckie wojska. Na jego pokładzie przebywał Steve Trevor, amerykański szpieg penetrujący szeregi wroga. Życie bohaterowi ratuje Diana, córka Hippolity. Niestety w ślad za Trevorem, który jest w posiadaniu niezwykle ważnych zapisków niemieckiej naukowiec, podąża grupa Niemców. Wrogowie odkrywają wyspę Amazonek i atakują kobiety, łuki i strzały nie stanowią niestety odpowiedniego zabezpieczenia przed karabinami i pociskami. Wprawdzie kobiety odpierają atak wroga, jednak spora liczba wojowniczek ginie. Diana przerażona tym, co się dzieje w świecie zewnętrznym, dochodzi do wniosku, że całemu wojennemu zamieszaniu jest winny Ares, kiedy się go uśmierci, wtedy na świecie znowu zapanuje pokój. Protagonistka decyduje się na odważny krok – opuszcza bezpieczną wyspę i wraz ze Stevem udaje się na front. Tak rozpoczyna się historia Wonder Woman.
Produkcja Patty Jenkins okazała się sporym zaskoczeniem, dla wszystkich tych, którzy już na początku spisali ją na straty. Zanim jeszcze film trafił na polskie ekrany, zagraniczne media podzieliły się ze światem opiniami na temat obrazu, zdecydowana większość z nich była pozytywna. Wonder Woman okazał się najlepszym filmem spod szyldu DC ostatnich lat. Niektórzy malkontenci mogli przeżyć najgorsze chwile w swoim życiu – spodziewali się kolejnej produkcji, której należy się Złota Malina, a tymczasem powstał całkiem sensowny produkt.
Film zaczyna się bardzo obiecująco, mamy Dianę, która wkracza do świata ludzi, poznaje go, uczy się praw w nim panujących – jest jak dziecko we mgle, nic nie wie o miejscu, w jakim się znajduje, wszystko ją fascynuje. Gal bardzo dobrze oddała zdziwienie i zaciekawienie towarzyszące poznawaniu nowego środowiska, tak innego od tego, w jakim przyszło żyć Wonder Woman. Jest zabawnie i uroczo, Patty Jenkins pokazała nam nową twarz Diany, zanim ta stała się silną wojowniczką. Reżyserka na początku postawiła na spokojny rozwój akcji, nie rzuca nas od razu w wir walki, tylko powoli i stopniowo buduje napięcie oraz historię.
Nic dziwnego, że pojawiło się tyle pochlebnych recenzji tego obrazu – reżyserka dopracowała swoją wizję, odpowiednio poprowadziła prawie każdy wątek historii i do tego wprowadziła mnóstwo humoru. Pierwsze kroki Diany w świecie ludzi, relacja łącząca główną bohaterkę ze Stevem – w tym filmie mamy do czynienia ze sporą ilością zabawnych scen i dialogów. Co ciekawsze, nie są one sztuczne, wymuszone i na siłę okraszone humorem.
Chris Pine został stworzony do roli Trevora, nie wyobrażam sobie innego aktora, który z takim wdziękiem i charyzmą mógłby wcielić się w obiekt uczuć Diany. Muszę przyznać, że nieco bałam się, iż w kobiecym filmie zabraknie miejsca dla ciekawej męskiej postaci, że reżyserka postawi na Wonder Woman, zapominając o jej towarzyszu. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, co więcej, momentami to właśnie Chris grał pierwsze skrzypce. Gal okazała się bardzo dobrą Dianą, jednak chwilami zabrakło u niej większych emocji, nie wszystkie komiczne sceny wychodziły jej naturalnie, natomiast Pine nie miał z tym problemu.
Wonder Woman byłaby filmem idealnym, gdyby nie trzy kwestie. Pierwszą z nich są kiczowate efekty specjalne: wklejanie postaci do produkcji czy nieudane komputerowe obróbki rzucają się w oczy i rażą. Przypuszczam, że Patty nie otrzymała zbyt wysokiego budżetu albo skompletowała odpowiedniego zespołu speców od efektów specjalnych, jakikolwiek jest powód tego graficznego zaniedbania, wpłynął on, i to znacznie, na odbiór obrazu.
I jest jeszcze kwestia głównego złego filmu. Nieważne, że widz bardzo szybko domyśli się, kto tak naprawdę jest przeciwnikiem Diany, to zaniedbanie da się jeszcze wybaczyć. Chodzi mi jednak o cały ten pomysł włączenia do fabuły Aresa. Rozumiem, że Wonder Woman potrzebuje wonder wroga, z którym mogłaby się powymieniać ciosami, zwykły śmiertelnik nie stanowi dla bohaterki żadnego wyzwania. Ale czy to musi być Ares? Nie można było stworzyć jednostki zmutowanych żołnierzy, którzy dysponują nadludzkimi siłami? Ten pomysł okazałby się o wiele lepszy niż pojawiający się w filmie.
A zakończenie… Finalne starcie to jedna wielka pomyłka. DC ma spory problem ze stworzeniem dobrego, mocnego zakończenia, bitwa Wonder Woman i Aresa była zła, bardzo zła, porównywalna z potyczką Batmana z Supermanem. Patty wykorzystała chyba wszystkie swoje asy na początku filmu, gdyż końcówka nie wyszła jej równie intrygująco.
Wonder Woman wyznacza nowy kierunek w superbohaterskim kinie, nareszcie pojawił się ktoś, kto nie boi się inwestować w produkcję, której bohaterką będzie kobieta. Sam obraz, przynajmniej w większości, został przemyślany, dobrze poprowadzony, a poszczególne wątki łączą się ze sobą. Gdyby tylko można było zmienić to zakończenie i poprawić efekty specjalne. DC Comics uczy się na swoich błędach, więc mam nadzieję, że kolejny film o przygodach Diany okaże się jeszcze lepszy.