Site icon Ostatnia Tawerna

Wojowników do wora, wór do jeziora – recenzja „Frozenheim”

Grałem w dziesiątki RTS-ów, niejeden setting jest mi znany. Szturmowałem wybrzeża Normandii, pomściłem swojego ojca, pokonując Wilka, ratowałem świat przed zemstą Yuriego. Zaznałem również mniej pasjonujących przygód, części nie pamiętam nawet z nazwy. Niektóre z nich wspominam z wielkim żalem i poczuciem niewykorzystanego potencjału, jednak żadna strategia czasu rzeczywistego nie wynudziła mnie tak jak Frozenheim.

Najcięższe do recenzowania gry są po prostu nijakie

Frozenheim jest po prostu nudny. Nie jest ani cudem techniki (choć widoki mogą się podobać – o gustach się nie dyskutuje), ani wybitnym dziełem literackim – jest napędzany nijaką historią o zemście. Tytuł w żadnym momencie mnie nie zaskoczył, a jeśli już, to na minus – jednostki poruszają się niezwykle topornie, rekrutowane przez nas grupki żołnierzy mają tendencję do odbywania honorowych pojedynków z przeciwnikiem (jeśli nawet nasza grupka ma przewagę liczebną, to stoją i klepią się jeden po drugim z wrogiem, mnożąc swoje straty). Dodatkowych form rozgrywki brak, multiplayer świeci pustkami – kiedy chciałem sprawdzić tryb wieloosobowy, musiałem rozegrać mecz z botami, których SI jest na poziomie sprzed 20 lat.

Do trzech razy sztuka? Nie tym razem…

To nie jest tak, że nie dawałem tej grze szans. Dałem jej aż trzy, każda zakończona w trochę ponad trzy godziny. Co gorsza, każde kolejne podejście kończyłem jeszcze bardziej oburzony niż wcześniej. W kampanii brakuje wyzwania innego niż tylko głupio rzucane graczowi jednostki przeciwnika, które jak wspomniałem, mają tendencję do niezrozumiałego klejenia się do wroga w sposób przerastający moje pojęcie. Wydłuża to tylko czas rozgrywki, ale w bardzo irytujący sposób. W kółko trzeba wracać do bazy, żeby uzupełniać jednostki,
BO W GŁUPIM LESIE NAPOTKAŁEM GŁUPIE JEDNOSTKI, KTÓRE W GŁUPI SPOSÓB ZATŁUKŁY MI KILKU GŁUPICH TOPORNIKÓW, MIMO IŻ POSIADAŁEM PRZEWAGĘ LICZEBNĄ 3 DO 1 [przerwa dla autora na wdech i wydech w papierową torbę].

Odynie, weź to ode mnie i zabierz w cholerę

Wspomniana fabuła jest na poziomie fanfików. Nobla nie dostanę, ale dajcie mi kilka dni i napiszę coś lepszego samemu. Jeszcze za pierwszym podejściem, kiedy grałem na pół gwizdka, myślałem, że dam tej grze 7/10. Z każdym kolejnym uruchomieniem tej produkcji zjeżdżałem z oceną coraz niżej. Nie wiem, kto powinien dziękować nordyckim bogom bardziej – ja, że to już koniec tej mordęgi, czy twórcy Frozenheim, bo jeszcze kilka podejść i dojechałbym do oceny 2/10. Największym problemem w moim odczuciu jest to, że twórcy zrobili grę, która (poza oczywiście grafiką) niczym by się nie wyróżniła spośród dziesiątek RTS-ów sprzed 15–20 lat. Całkowicie też rozumiem, iż te same argumenty mógłbym wystawić w kierunku Diplomacy is Not an Option, jednak tamta produkcja przynajmniej miała to coś, dzięki czemu spędziłem nad nią długie godziny.

Nihil novi

Poza kampanią mamy do czynienia z trzema trybami gry (swobodna budowa, przetrwanie i potyczka), przy których autorzy również nie odważyli się na eksperymentowanie. Mała liczba struktur obronnych sprawia, iż walka z kolejnymi falami przeciwników to ciągłe bieganie
do koszar i z powrotem, by uzupełnić straty wśród wojowników. Również jednostek jest niewiele, co nie zachęca do większego eksperymentowania. Na plus muszę za to uznać system budowy okrętów, dzięki któremu możemy dopasować rozmiary i parametry wodowanych statków – pozwala to wierzyć, że któregoś dnia w multiplayerze wydarzy się jakaś bitwa „morska”.

Nie mogę, mam spanko (na sam widok tej gry)

Każdy czasem potrzebuje znajomego, który jest panem marudą, pogromcą uśmiechów dzieci i niszczycielem dobrej zabawy. Jeśli akurat chwytaliście za portfel, urzeczeni klimatem Skandynawii, jej jeziorami i lasami, pozostaje mi odradzić Wam ten zakup. Jest to naprawdę nudna gra, która niewiele wnosi do gatunku, jak i do Waszych życiorysów. Czy Frozenheim kiedyś będzie dobry? W moim odczuciu wymagałoby to kolejnych miesięcy pracy zespołu. Biorąc pod uwagę, że gra wyszła w czerwcu z early accessu, nie liczę na to.

Jeśli mi nie wierzycie, to na szczęście nic straconego – dwie godziny rozgrywki, w trakcie których możecie się rozmyślić i poprosić Steama o refund, w zupełności wystarczą, by wyrobić sobie zdanie na temat Frozenheim. Jak się dobrze postaracie, to nawet zdążcie jeszcze w tym czasie ugotować obiad, wyprowadzić psa na spacer i zadzwonić na ploty do rodziców.

Jeśli natomiast mam powiedzieć coś jeszcze o Frozenheim, to jest on po prostu nudny. Wspominałem już Wam o tym? Ano tak, na górze recenzji. Mówiłem, że widoczki ładne? Też odhaczone. Natomiast jeśli chcecie poczytać coś o lepszych RTS-ach, to sprawdźcie koniecznie artykuł o early accessie Diplomacy is Not an Option lub retrogranie o Red Alercie.

Nasza ocena: 5/10

RTS, który kusi nordyckim settingiem. Niestety, poza nim w grze nie ma nic ciekawego. Polecam tylko najwytrwalszym fanom Skandynawii.

Grafika: 6/10
Udźwiękowienie: 6/10
Grywalność: 4/10
Fabuła: 4/10
Exit mobile version