Pierwszy tom Gideon Falls to wzorcowy przykład współczesnego horroru. Lemire stworzył sugestywną i pełną klimatu historię, w której nawet niepozorna stodoła potrafiła budzić niepokój. Niepokój, a nie strach, lecz taka jest już specyfika tego medium, że komiksowe opowieści grozy nie potrafią przerażać tak, jak ich filmowe i książkowe odpowiedniki. Czy drugi tom coś w tej kwestii zmienia? Nie. Jednak i tak jest dobrze.
Na facebookowej grupie „Komiksy bez Granic” Krzysztof Tymczyński podzielił się takim zestawieniem: „W latach 2018-2020 w Polsce ukazały się lub zaraz ukażą 52 komiksy ze scenariuszem Jeffa Lemire. W latach 2009-2017 było takich… 3 plus jakiś szort w drukowanym Ziniolu”. Te statystyki pokazują, jak płodnym – pisarsko, a często również graficznie – twórcą jest kanadyjski artysta. I choć wydawcy co rusz sięgają po tytuły przezeń stworzone, to w komiksowie utarła się opinia, że zdecydowanie lepiej wychodzą mu autorskie wizje, niż praca z postaciami stworzonymi przez innych. Na całe szczęście Gideon Falls znajduje się w tej pierwszej grupie.
Gideony dwa
Najciekawszym elementem w pierwszym tomie horroru Lemire’a była jego ostatnia strona. Bardzo łatwo jest zrobić tani cliffhanger, którego celem jest zszokowanie czytelnika. Kanadyjski twórca nie poszedł jednak na skróty i stworzył coś znacznie ciekawszego. Na samym końcu historii umieszczony został kadr, który dodawał nowy poziom odczytania całości. Otóż tytułowe Gideon Falls to jednocześnie duże i tętniące życiem miasto, jak i małe miasteczko na prowincji. W drugiej części historii motyw ten znajduje swoje uzasadnienie: Czarna Stodoła okazuje się łącznikiem pomiędzy wymiarami, choć ostateczny cel istnienia budynku wciąż okryty jest tajemnicą. Tymczasem losy wszystkich bohaterów zaczynają się splatać. Katolicki ksiądz, ojciec Willfred, próbując rozwiązać zagadkę współczesnych morderstw, poznaje wieloletnią historię stodoły. W tym samym czasie, lecz w zupełnie innym miejscu, leczący się psychiatrycznie Norton postanawia odbudować przeklętą konstrukcję. Coraz większą rolę zaczyna odgrywać mroczna postać o uśmiechu szerszym niż ten z Glasgow, której tożsamość zostaje wyjawiona czytelnikowi. Ostatnia strona Grzechów pierworodnych wprawdzie nie ma tej samej siły, co w pierwszym tomie, tworzy jednak ciekawy punkt wyjścia dla kontynuacji.
Bardzo jestem wdzięczny Lemire’owi za niewodzenie czytelnika za nos. Drugi tom pełen jest zręcznego lawirowania pomiędzy elementami wyjaśniającymi intrygę a prezentacją kolejnych tajemnic. Czytam jednocześnie Outcast. Opętany od Roberta Kirkmana, historię zaskakująco podobną do Gideon Falls, i tam występują ewidentne problemy z tempem, przez co lektura jest zdecydowanie mniej interesująca. Dzieło Kanadyjczyka stoi tutaj o kilka klas wyżej pod względem scenariusza. Owszem, gdzie się teraz nie spojrzy, tam popkultura sięga po podróże między wymiarami (jak choćby w znakomitym serialu Dark), dlatego ciężko stwierdzić, w jakim stopniu zostanie to rozwinięte w dalszych tomach i czy twórca obierze ścieżkę kręatywną, czy może całkiem odtwórczą. Patrząc na dotychczasowe elementy układanki i to, że Grzechy pierworodne to nawet nie połowa historii, jestem jednak dobrej myśli.
Mistrzowskie kadrowanie
Pod względem rysunkowym Gideon Falls ponownie jest… intrygujący. Andrea Sorrentino stosuje quasi-realistyczny styl tworzenia postaci, na które położono specyficzny „rozedrgany” filtr. Twarze bohaterów zazwyczaj narysowane są w bardzo prosty, pozbawiony detali sposób. Jednocześnie niektóre rysunki prezentują zupełnie inne podejście, pełne szkicowych kresek. Wszystko to okraszone jest smutną, pozbawioną żywych barw kolorystyką od Dave’a Stewarta, które idealnie pasują do opowiadanej historii. Jeden element tego komiksu stawia go na zupełnie innym poziomie względem konkurencji. Gdyby nagroda Eisnera (a.k.a. komiksowe Oscary) była przyznawana za kadrowanie, to Andrea Sorrentino powinien ją bezdyskusyjnie dostać. Niestety takiej kategorii nie ma, więc mam nadzieję, że włoskiemu rysownikowi wystarczą moje pochwalne słowa. To, co się dzieje z poszczególnymi panelami, przebija nawet pierwszy tom, który był najlepiej rozplanowanym graficznie komiksem, jaki czytałem w tym roku. Tam, gdzie trzeba, Sorrentino trzyma swoją kreatywność w ryzach i np. elementy ekspozycji przedstawiane są w klasyczny sposób. Jednak gdy do gry wchodzi Czarna Stodoła i inne elementy nadnaturalne, kadry ulegają twórczej dekonstrukcji: czy to w postaci dziesiątków tyci-obrazków rozrysowanych na dwóch stronach, czy też paneli o najrozmaitszych kształtach. Inni artyści powinni mieć stawiany ten komiks za przykład.
Strachy na lachy
Gideon Falls: Grzechy pierworodne wprowadza historię na bardziej znajome czytelnikowi tory. Niemniej stanowi świetną kontynuację poprzednich wątków. A czy straszy? Niestety moja odpowiedź ponownie będzie przecząca. Nawet tak zgrany duet jak Lemire i Sorrentino nie jest w stanie tego zmienić. Nie szkodzi, i tak ich starania są w stanie zawstydzić konkurencję.
Nasza ocena: 8,5/10
Lemire i Sorrentino w znakomity sposób kontynuują jeden z ciekawszych komiksowych horrorów.Fabuła: 8/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa graficzna: 10/10
Wydanie: 8/10