Site icon Ostatnia Tawerna

Witamy w wielkim świecie, kompozytorze! – recenzja komiksu „Myszart w Wenecji”

Trwa Carnevale di Venezia. Na ulicach jest tłoczno i gwarno. Ludzie poubierali maski, są nie do poznania. Myszart, będący na ostatnim etapie swojego artystycznego tournée, jest zachwycony włoskim miastem. Pomimo ogromnej tęsknoty do ukochanej Konstancji, decyduje się na ostatni koncert.

Piękno w czystej postaci

Otwierając komiks Myszart w Wenecji, czytelnik może mieć ogromne oczekiwania. I na pewno się nie zawiedzie! Rysunki karykaturzysty Gradimira Smudji są bardzo realistyczne – można mieć wrażenie, że postaci patrzą prosto na nas, jakby ożyły po przewróceniu karty. Ilustrator zadbał o wszystkie szczegóły. Odtworzył on również klimat XVIII wieku. Zwierzęcy bohaterowie mają na sobie drogie, wyszywane unikatowymi kamieniami, suknie, szustokory oraz kuloty, a jako dodatki – wielobarwne trójgraniaste kapelusze. W miejskim przepychu Myszart pozostaje małą, skromną myszką (eghm, o wielkim talencie, moi drodzy!). Tytułowy bohater ginie w feerii barw, która wciąga czytelnika w swoją grę i nakazuje przewracać strony raz jeszcze, i jeszcze raz, i jeszcze. I tak bez końca, dopóki nie dostrzeżemy ukrytej magii tej historii.

Czego oczy nie widzą…

W komiksie została przedstawiona jedna z podróży Mozarta do Włoch. Kompozytor odbył ją w 1771 roku ze swoją rodziną, ojcem i siostrą. Zamieszkali w domu państwa Widerów, nieopodal Ponte dei Barcaroli. Będąc w Wenecji, możecie nawet zobaczyć tablicę pamiątkową! Podobnie jak Mozart, Myszart również przyjeżdża do włoskiego miasta, aby występować przed publicznością. Co prawda, zwierzęcy bohater nie musi walczyć o względy arystokracji, jednak jego zapał i zaangażowanie nie maleją. Interesująco wpleciona została w fabułę historia jednego z najwybitniejszych włoskich lutników, Antonio Stradivariego. Mimo że ów wątek jest oniryczny, sądzę, że czytelnikom – również tym młodszym – może się bardzo spodobać. Prastare drzewo grające na skrzypcach robi wrażenie!

W okowach przeszłości

Jak powszechnie wiadomo, relacje między Mozartem a Salierim były napięte. Ciągła walka o uznanie arystokracji uniemożliwiała pogodzenie zwaśnionych stron. Bez względu na to, w jakie legendy o Mozarcie wierzymy (samych teorii o śmierci kompozytora jest prawie 200!), autor scenariusza – Thierry Joor tym razem nas zaskoczy. Salieri pojawi się w pewnym momencie historii i sprawi, że być może odtąd spojrzymy na niego łaskawszym okiem. Warto zauważyć, że w komiksie pojawiają się również postaci fikcyjne, wzbogacające fabułę. Niewątpliwie jednak Mozart, Salieri i Konstancja są prawdziwi. W komiksie znalazłam jedną rozbieżność fabularną – kiedy kompozytor był we Włoszech, nie mógł znać swojej przyszłej żony, ponieważ zobaczyli się po raz pierwszy dopiero sześć lat później. To niewielkie niedopatrzenie może wynikać z faktu, że komiks jest dedykowany nastolatkom. Ci zaś prawdopodobnie nie będą zastanawiać się, kiedy i gdzie kompozytor poznał ukochaną.

Na zakończenie

Historia opowiedziana w komiksie jest bardzo spójna i na pewno spodoba się czytelnikom w różnym wieku. Szczególnie jednak tym, którzy wiedzą, kim był Mozart i znają jego twórczość. Natomiast jeśli Wasze dziecko nie uczęszcza jeszcze na lekcje muzyki, Myszart w Wenecji od Wydawnictwa Egmont pomoże zainicjować prawdziwie artystyczną rozmowę – o jednym z najpiękniejszych miast na świecie, wartościach w życiu i melodiach, które zmieniły świat.

Nasza ocena: 8,5/10

"Myszart w Wenecji" to komiks zarówno dla młodszych odbiorców jak i dla fanów wielkiego kompozytora jakim był Mozart.

Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa graficzna: 10/10
Wydanie: 10/10
Exit mobile version