Wikingowie – kto ich nie lubi? Motyw ich przygód od lat wykorzystywany jest w serialach, filmach, powieściach, a nawet grach. Nic dziwnego, skoro temat ciekawy – potężnie zbudowani skandynawscy wojownicy w charakterystycznych hełmach, nierzadko przedstawiani z długimi, lśniącymi brodami, będącymi oznaką męskości. Wikingowie dużo uwagi poświęcali łodziom o wyjątkowym, rozpoznawalnym wyglądzie, pozwalającym im na ekspansję oraz handel. I o tym właśnie jest planszówka, którą dla was recenzuję.
Po otwarciu pudełka zawartość prezentuje się znakomicie – kolorowe figurki, urocze tarcze, majestatyczne tekturowe statki. Wszystko ma swoje miejsce. Również plansza, pod względem graficznym, jest niczego sobie – morze zostało ozdobione falami oraz potworami morskimi i prezentuje się znakomicie. Pozostała część – przystań i wioska – wykonana jest estetycznie, bez zbędnych, chaotycznych dodatków. I dobrze, bo, w moim mniemaniu, co za dużo, to niezdrowo. Nie mam nic do zarzucenia jakości wykonania poszczególnych elementów – żetony są ze standardowej grubości tektury, figurki z plastiku, ale sprawiają wrażenie wytrzymałych. Podobnie statki – trójwymiarowe elementy z kartonu na tyle grubego i odpornego, że nie ma szans na ich podarcie czy pogięcie. Oprawa wizualna jest z pewnością dużym plusem tej planszówki.
Gra rozpoczyna się od wyboru koloru drużyny i pobrania odpowiedniej, wykazanej w instrukcji, ilości figurek wikingów. Dodatkowo, uczestnicy otrzymują tarczę punktową oraz żetony zakładów. Rozpoczynający rozgrywkę jest losowany, a akcje przydzielane są według schematu wyszczególnionego w zasadach, który zależy od ilości graczy. Zgodnie z tym właśnie schematem mali wikingowie zostają rozstawieni na zaznaczonych polach w wiosce. Należy także wystawić wodza, wskazującego, w którą obecnie stronę gracze mogą przenosić swoje pionki.
Po tych czynnościach wykładamy siedem ruf, do każdej dokładając, losowo, po trzy kadłuby, w taki sposób, by ich kolory nie powtarzały się w obrębie jednego statku. Dalej dzielimy żetony wartości rynkowej i towarów i odkładamy w odpowiednich, wyznaczonych do tego miejscach. Wszystkie dzioby kładziemy obok planszy, będą potrzebne później.
Rozgrywka polega na wykonywaniu akcji, najpierw w kolejności ustalonej na początku zabawy, a potem rozpoczynając od gracza stojącego najbliżej pola pierwszeństwa, w taki sposób, aby zdobyć kontrolę nad statkiem i wypuścić go w morze z możliwie jak największą ilością towaru, gdyż właśnie dzięki niemu zdobywamy punkty potrzebne do zwycięstwa. Istnieje także możliwość obstawiania, pod jaką banderolą odpłynie dany drakkar – jeśli uda nam się trafić, zyskujemy dodatkowe punkty (w zależności od tego, jaką wartość postawiliśmy). Co ważne – należy zwracać uwagę na kolejność rozstawienia kadłubów, gdyż wpływa to na podział towarów, w przypadku, gdy statek składa się z więcej niż jednego koloru.
Akcji jest jedenaście, a każdej można użyć w rundzie tylko raz. Trzeba więc rozważyć swoje ruchy – bowiem te przynoszące najwięcej korzyści znajdują się najdalej od akcji pierwszeństwa, a co za tym idzie, w kolejnej rundzie gracz dokonuje wyboru jako ostatni. Będzie zatem miał mniej możliwości, gdyż jego poprzednicy zajmą większość dostępnych pól.
Mamy zatem do dyspozycji obstawianie, zmianę obstawienia, dołożenie towaru na statek – albo losowo, albo wybierając jeden dowolny żeton, z trzech zabranych z wierzchniej warstwy stosu, podniesienie wartości towaru, wypłynięcie w morze oraz masę zamian dotyczących statków – przesunięcie kadłuba, zamiana miejscami, wstawienie fragmentu.
Zabawa kończy się, gdy siedem łajb wypłynie w morze.
Rozgrywka przebiega dość dynamicznie. Oczywiście zależy to w dużej mierze od graczy, niektórzy bowiem potrzebują więcej czasu na obmyślenie strategii, a inni po prostu bez analizowania, spontanicznie rzucają się na wolne pola, które w danym momencie uznają za sensowne.
Dużym plusem są proste zasady, chociaż, w pierwszym momencie, czytając instrukcję, czułam się trochę zagubiona – nie wszystko jest dopowiedziane i może zapanować mały chaos. Niemniej jednak wystarczy trochę rozważyć kwestie, które nie zostały szczegółowo uregulowane, i reszta ostatecznie ułoży się w logiczną całość.
Zarówno rozgrywka dwuosobowa, jak i ta w większym gronie przynosi wiele uciechy. Zalecałabym jednak zabawę z udziałem jak największej ilości graczy, gdyż podnosi to poziom trudności – mniej dostępnych ruchów, większa konkurencja, a tym samym ciekawsza gra. Nie mówię jednak, że tryb dwuosobowy jest zły, po prostu poziom trudności mocno spada, a zabawa kończy się szybciej. No i nie ma za bardzo komu bruździć, bo przerzucacie się akcjami tylko we dwójkę, między sobą – ja tobie przeniosę, ty mi zamienisz, to ja zamienię z powrotem. Wśród czterech graczy wiele radości przynosi psucie planów swoim przeciwnikom, przesuwanie ich kadłubów gdzieś na sam koniec jakiegoś mało atrakcyjnego statku i niedopuszczanie do zdobycia kontroli nad drakkarami – niby to samo, ale dzieje się więcej, bo nawet trójka przyjaciół może się na ciebie uwziąć jednocześnie.
Wikingowie na pokład! to interesująca, pełna wyzwań planszówka. Mimo łatwych zasad i bardzo prostej mechaniki, potrafi zapewnić wysoki poziom rozrywki. Jej niewątpliwą zaletą jest cudowna szata graficzna i porządne wykonanie. Sprawdzi się nie tylko podczas luźnych spotkań w gronie znajomych, ale także jako gra rodzinna. Strategia nie odpycha zawiłością, a więc każdy laik będzie w stanie usiąść przy stole i spędzić miło czas. Nie jest to tytuł wymagający nie wiadomo jak intensywnego myślenia i dobrze – czasem po prostu chcemy klapnąć w dresie na kanapę i porobić coś ot tak, dla odprężenia.
Nasza ocena: 7,5/10
Proste zasady, ładna szata graficzna i niewymagająca mechanika sprawiają, że jest to pozycja na każdą okazję, zapewniająca wysoki poziom rozrywki.Grywalność: 7/10
Jakość wykonania: 9/10
Regyrwalność: 7/10