Site icon Ostatnia Tawerna

Więź biologiczna – recenzja filmu „Wcielenie”

James Wan zapoczątkował dwie, ważne dla rozwoju współczesnego horroru, filmowe serie – Piłę i Obecność. Choć fani talentu twórcy nie doczekali się jego powrotu w roli reżysera trzeciej części opowieści o najsłynniejszych na świecie badaczach zjawisk paranormalnych, to w piątek, 10 września mieli okazję obejrzeć na wielkim ekranie Wcielenie. Jak wypadł ten tytuł? Sprawdźmy!

Kim jest Gabriel?

Przenosimy się do 1999 roku, do szpitala dla dzieci. Dr Florence Weaver (Jacqueline McKenzie) nagrywa na taśmę przypadek Gabriela, kilkuletniego chłopca cierpiącego potencjalnie na psychozę. Nagranie przerywa doktor Victor Fields (Christian Clemenson) i wzywa kobietę pilnie do sali operacyjnej. Z pomieszczenia z impetem wylatują zmasakrowane ciała lekarzy i innych pracowników placówki. Po dotarciu na miejsce zastają koszmarny widok. Mały pacjent zachowuje się w sposób agresywny i z niezwykłą siłą atakuje interweniujący personel. Nie to jest jednak głównym powodem przerażenia dwóch doktorów. Chłopiec przypomina bowiem bardziej monstrum niż człowieka. Ponad 20 lat później od wydarzeń w szpitalu poznajemy Madison Mitchell (Annabelle Wallis), która spodziewa się dziecka. Wraz z mężem Derekiem (Jake Abel) zamieszkują dużą posiadłość i przygotowują się na przyjście na świat potomstwa. Pozorna rodzinna sielanka jednak nie trwa zbyt długo. Pod osłoną nocy partner kobiety zostaje brutalnie zamordowany. Przerażona kobieta zeznaje na policji, że miała wizję, w której widziała morderstwo i jego sprawcę. Jak się później okazuje, nie jest to jedyne tego typu zabójstwo w Seatlle. W mieście dochodzi do kolejnych podobnych zdarzeń, a ofiarami padają będący już na emeryturze lekarze. Zajmujący się tą sprawą śledczy Kekoa Shaw (George Young) i Regina Moss (Michole Briana White) łączą kolejne morderstwa z zabójstwem męża Madison, a na liście podejrzanych pojawia się Gabriel, dawny pacjent szpitala, który głównej bohaterce wydaje się znajomy.

Źródło: ipsnews.net

Gatunkowy misz masz

Jeżeli ktoś, po obejrzeniu zwiastuna i plakatu, będącego zapowiedzią nowego filmu grozy Jamesa Wana, liczył, że po raz kolejny ujrzy historię rodziny zmagającej się z uporczywym duchem, zagrażającym życiu głównych bohaterów, to może się zawieść. Owszem, we Wcieleniu znajdziemy typowe dla warsztatu reżyserskiego twórcy elementy, takie jak rodzinny dramat, humor sytuacyjny czy autonarrację, niemniej jest to zdecydowanie powrót do korzeni i próba zerwania z łatką twórcy jednego z najbardziej popularnych uniwersów współczesnego kina grozy. Horror bowiem więcej ma wspólnego z Piłą, aniżeli z Obecnością czy Naznaczonym. Ponadto nie jest hermetycznym dziełem bazującym głównie na klasycznych jump scare’ach i przecieraniu utartych ścieżek. Wan sięga znacznie głębiej – do ludzkiej podświadomości, psychologii głębi, a także nierzadko do estetyki gore, od której tak na dobrą sprawę zaczynał swoją światową karierę. Fakt ten nie oznacza jednak, że całkowicie porzucił swoje dotychczasowe nawyki.

Wcielenie jest przesiąknięte tym, za co wielu widzów pokochało sztukę tworzenia horrorów przez reżysera – wymowną fascynacją klasykami gatunku. Widzom nie umkną nawiązania, mniej lub bardziej oczywiste, do filmów giallo, popularnych głównie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych we włoskim kinie, a propagowanych w późniejszym okresie przez wielu twórców. Już sam plakat jest wyrazem inspiracji nurtem filmowym, nawiązującym do twórczości takich mistrzów jak Hitchcock czy Argento. Wymierzone w kobiece ciało ostrze odnajdziemy na plakatach wielu włoskich klasyków gatunku. Z kolei więcej analogii znajdziemy w samym filmie na poziomie konwencji, a dokładnie w sposobie budowania klimatu i grze świateł. W poetyce barw dominują bowiem czerwień, odcienie szarości i czerń. Nie bez znaczenia są również ustawienia kamery – raz podążamy za główną bohaterką, widząc rzeczywistość jej oczami, a innym razem obserwujemy ją z lotu ptaka, kiedy ucieka przed domniemanym mordercą. Również jedna ze scen to mrugnięcie oka w stronę twórców Martwego zła,  a to z pewnością nie umknie uwadze fanom twórczości Sama Raimiego. To wszystko sprawia, że Wcielenie to gatunkowy miszmasz, poprzez który Wan próbuje nam pokazać różne swoje oblicza i zaznaczyć, że we współczesnym kinie grozy ma do zaoferowania znacznie więcej, niż historie o duchach, nawiedzeniach i podróżach astralnych.

Źródło: ipsnews.net

Diabeł tkwi w naszych głowach

Dotychczas w dziełach Wana diabeł tkwił w klimacie oraz upiornych charakteryzacjach, które stały się ikonografią współczesnego kina grozy. W przypadku Wcielenia bardziej odpowiednim stwierdzeniem będzie to, że diabeł tkwi w naszych głowach. Pojawiają się bowiem wątki psychologiczne, dotąd rzadko ukazywane w obrazach reżysera. Choć rozwiązanie zagadki tajemniczego Gabriela, z którym od początku Madison czuje głębszą więź, jest bardziej trywialne, niż nam to się może wydawać, to nie brakuje również spojrzenia na filmowy dramat z perspektywy psychologii. Upiorne wizje brutalnych morderstw, których doświadcza główna bohaterka, okazują się bliższe rzeczywistości, a za nimi kryje się przerażająca prawda o przeszłości i własnej tożsamości. Nie bez znaczenia będą więc tutaj traumy z dzieciństwa, wymyślony przyjaciel, wielokrotne poronienia i  niepamiętanie pierwszych siedmiu lat z życia głównej bohaterki. Do tego rodzinne sekrety, które, jak to w tego typu produkcjach bywa, wychodzą na jaw, gdy zaczyna się dziać coś złego i giną ludzie. Co więcej, Wan umiejętnie gubi fabularne tropy, rzucając na sprawy nowe światło. W konsekwencji udaje mu się utrzymać widzów w napięciu i oczekiwaniu na dalszy przebieg wydarzeń i rozwiązanie kryminalnej zagadki.

Źródło: consequence.net

Jak wypada całość?

Wcielenie pozostaje jednak filmem dość nierównym. Poszczególne akty wypadają słabiej, a inne lepiej. Całość sprawia wrażenie nie do końca dobrze poukładanej układanki, zwłaszcza pod kątem formalnym. Horror nie jest pozbawiony absurdów, a także błędów, które cechują zwykle produkcje klasy B. Warto wspomnieć również o charakteryzacji i efektach specjalnych. W przypadku kreowania postaci antagonisty Wan kierował się raczej minimalizmem, nie wysilając się za bardzo tę kreację, natomiast przy scenach konfrontacji mordercy z oddziałem gliniarzy nie szczędzi efektów specjalnych. Niemniej obraz potrafi wzbudzać ciekawość, trzymać w napięciu i mile zaskakiwać, aczkolwiek reżyser nie wystrzega się również banałów i uciekania do gatunkowych klisz. Żaden z wprowadzonych przez niego do filmu elementów nie jest rewolucyjny zarówno pod kątem scenerii (szpital, podziemne tunele, ciemne korytarze), jak i fabuły. Chociaż akurat pod tym kątem widzowie mogą liczyć na niezły twist w trzecim akcie, nadający opowiadanej historii głębszy sens i symboliczne znaczenie. Horror czasami zahacza o groteskę, która sprawia, że ciężko powstrzymać się od śmiechu. Jednak znając warsztat reżyserski Jamesa Wana, zapewne był to po części celowy zabieg, pozwalający mu zredefiniować swoją twórczość i zerwać z łatką twórcy topowych opowieści o duchach. Ilość perspektyw i percepcji filmu sprawia, że można go analizować na różne sposoby, szukając głębszego przekazu. Dla jednych może to być dobra forma zabawy w jesienny wieczór, a dla innych opowieść o doświadczonej przez życie kobiecie, która chciała poczuć z kimś prawdziwą więź biologiczną.

Na film Wcielenie zapraszamy do sieci kin Cinema City!

Nasza ocena: 6,5/10

Wcielenie Jamesa Wana to próba zdefiniowania na nowo własnej twórczości. Efektem tego jest dość nierówny, aczkolwiek ciekawy obraz.

Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 6/10
Oprawa wizualna: 6/10
Oprawa dźwiękowa: 7/10
Exit mobile version