Cóż, tak naprawdę za cały opis tej produkcji i wrażeń z nią związanych moglibyśmy wykorzystać słowa Guillermo del Toro, związane z premierą pierwszej części Pacific Rim: „Ten film został zrobiony przez ludzi, którzy kochają potwory i gigantyczne roboty dla ludzi, którzy kochają potwory i gigantyczne roboty.”
Już „jedynka” wzbudziła w branży małą burzę – efekciarski obraz del Toro podzielił widzów oraz krytyków. Osobiście doceniałem jego audiowizualną maestrię, jednak fabularnie nie przemówił do mnie w ogóle. Po pięciu latach od premiery, z Pacific Rim zapamiętałem tak naprawdę jedynie świetną ścieżkę dźwiękową Ramina Djawadiego.
Historia robotem się toczy
Ponieważ pierwsza część dość zgrabnie zamykała większość fabularnych wątków, scenarzyści Rebelii musieli nieźle się namęczyć, żeby stworzyć coś chociażby minimalnie sensownego. Jakby tego było mało, część gwiazd Pacific Rim nie wzięło udziału w powstaniu kontynuacji. Ostatecznie sporo motywów rozwinięto nieco na siłę, inne zupełnie pomijając. A historia i tak jest tutaj jedynie pretekstem, aby pokazać widzom więcej robotów walczących z monstrualnymi bestiami z innego wymiaru.
Gwiazdy Gwiezdnych wojen gwiazdorzą
Fabuła Pacific Rim: Rebelia kręci się wokół postaci granej przez Johna Boyegę, znanego oczywiście ze stworzonych przez Disneya epizodów Gwiezdnych wojen. Grany przez niego Jake Pentecost jest synem znanego z jedynki Stackera, który dokonał heroicznego poświęcenia, aby ocalić ludzkość przed Kaiju – gigantycznymi stworami wysyłanymi z innego wymiaru przez złowrogą rasę Prekursorów. Aktor zdecydował się zostać również jednym z producentów filmu, dzięki czemu bardzo aktywnie włączył się w jego promocję, a nawet przygotowanie materiałów dodatkowych (o czym później).
Do you feel lucky?
Ekranowemu Finnowi/Jake’owi (John Boyega nie silił się na stworzenie bohatera innego niż ten, którego znamy z Ostatniego Jedi) towarzyszą młoda Cailee Spaeny (do tej pory nieznana szerszej widowni) oraz Scott Eastwood (tak, z tych Eastwoodów). O ich występie można jedynie powiedzieć, że był. Na usprawiedliwienie dodajmy, że grane przez nich postaci miały tak bardzo płytki rys psychologiczny, że pewnie nic więcej nie wykrzesałoby z nich aktorskie połączenie Leonardo DiCaprio z Anthonym Hopkinsem.
Jesteś dzisiaj jakiś nieswój
Z pierwszej części Pacific Rim wielu mogło zapamiętać dość zabawny duet Charliego Daya oraz Burna Gormana. Panowie powracają w kontynuacji, ten pierwszy dostaje nawet „swój wielki moment” (a nawet kilka), jednak to „już nie to samo, co kiedyś”. Relacja między naukowcami nieco się zmieniła, więc nie „spędzili” razem na ekranie zbyt wiele czasu. Poza tym występ Gormana wydał mi się zrobiony strasznie na siłę, jakby aktor był na planie z musu i chciał po prostu jak najszybciej odbębnić wszystkie sceny ze swoim udziałem.
Kim ty w ogóle jesteś?
Kluczową zmianą względem poprzedniej części jest tyłek siedzący w fotelu reżysera. Kultowe (w pewnych kręgach) dzieło zabrano od del Toro i oddano je takiemu jakby debiutantowi. Steven S. DeKnight do tej pory zajmował się przede wszystkim pisaniem scenariuszy, a w roli reżysera występował jedynie przy serialach, takich jak Daredevil.
Nie jestem wielkim fanem Guillermo del Toro, ba, większość jego filmów raczej mi się nie podobała, ale taka zmiana na stanowisku reżyserskim nie mogła wyjść serii na dobre. DeKnight podczas produkcji Rebelii nie popełnił raczej żadnych krytycznych błędów, ale w jego obrazie zabrakło choćby najmniejszego pierwiastka geniuszu, który pozwolił Pacific Rim wybić się na tle tych wszystkich blockbusterów pokroju Transformers czy Avengers. Twórcy dość bezczelnie postanowili dać nam więcej tego samego, ale niestety wynik ich pracy to krok wstecz.
A na płytce
Na „niebieskim” dysku oprócz samego filmu, który naprawdę powinno się oglądać w jakości Blu-ray (w końcu efekty specjalne to główny powód aby po tą produkcję sięgnąć) znajdziemy całkiem sporo dodatków. Znalazło się choćby miejsce na kilka usuniętych scen wraz z opcjonalnym komentarzem reżysera. W innych materiałach John Boyega i Steven DeKnight opowiadają, co działo się w dziesięcioletniej luce między fabułami pierwszej i drugiej części Pacific Rim.
Dzięki dodatkom możemy poznać od podszewki wszystkie nowe Jaegery oraz Kaiju. Aktorzy opowiadają więcej o swoich postaciach, a spece od efektów specjalnych przybliżają kulisy powstawania bardziej epickich scen. Jeśli Pacific Rim: Rebelia naprawdę nam się spodobał, możemy cały film obejrzeć ponownie z komentarzem reżysera.
Polsko-angielsko-chińska wersja językowa
Nie mam żadnych wątpliwości, że kontynuacja filmu del Toro skierowana jest przede wszystkim do nastoletniego widza – duże dzieci i młodzi dorośli powinni bawić się świetnie dzięki prostej historii i całej masie efektownych pojedynków. Dlatego nie dziwi, że wszystkie treści znajdujące się na płycie dostały polskie napisy. Sam film natomiast możemy obejrzeć z rodzimym dubbingiem. Jego twórcy podjęli jednak dość dziwną decyzję, aby kwestie wypowiadane w języku innym niż angielski, pozostawić w oryginale i raczyć widzów napisami.
Kup pan robota
Pacific Rim: Rebelia można nabyć w wydaniu Blu-ray za stosunkowo niewielkie pieniądze, zatem jeśli w upalny letni wieczór zatrzymała Was w domu burza/ulewa/nawałnica lub młodsze rodzeństwo/kuzynostwo, warto dać mu szansę. To typowy hollywoodzki blockbuster, ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu.
Nasza ocena: 5/10
Letni blockbuster, który nie ochłodzi atmosfery, ale także specjalnie jej nie rozgrzeje. Jeszcze więcej gigantycznych robotów i wielkich potworów.Fabuła: 3/10
Bohaterowie: 3/10
Obraz i dźwięk: 7/10
Wydanie: 7/10