Site icon Ostatnia Tawerna

„Wielki Mur” – recenzja filmu

Jak do tej pory, styczeń okazał się sporym rozczarowaniem, jeśli chodzi o kinowe premiery spod znaku fantastyki. Assassin’s Creed już teraz okrzyknięto najgorszą produkcją roku, Sing nie było tak dobre jak się spodziewano, a Aplik@cja z horrorem miała niewiele wspólnego. Za tydzień światło dzienne ujrzy produkcja Monster Trucks, której sama zapowiedź wywołuje u widzów niemały ból głowy. Czyżby każdy film tego gatunku, jaki pojawi się w styczniu, był skazany na falę krytyki i szybkie zapomnienie? A co z Wielkim Murem, którego premiera miała miejsce w ten weekend?

O filmie Yimou Zhanga było głośno już po premierze zwiastuna obrazu, a wszystko przez uczynienie głównym bohaterem produkcji… białego człowieka. Hollywood jest mocno przeczulone na puncie „wybielania” filmowych bohaterów, choć w tym przypadku głównym zarzutem było to, że przecież skoro akcja Wielkiego Muru rozgrywa się w Chinach, czemu jego protagonistą nie uczynić Azjaty? Wybór Matta Damona wzbudził spore wątpliwości, na szczęście twórcy w przekonujący sposób wytłumaczyli, dlaczego to biały jest głównym bohaterem obrazu.

Muszę przyznać, że nie spodziewałam się wiele po tej produkcji. Rozczarowana Assassin’s Creed, doszłam do wniosku, że także i ten film okaże się jedną wielką pomyłka: fabuła będzie dziurawa, dialogi bardzo szybko przestaną mieć jakikolwiek sens, a gra aktorska… cóż, w tym przypadku zapewne skończy się na nijakiej mimice i braku jakichkolwiek emocji u bohaterów. Możliwe, że moja niezwykle niskie oczekiwania względem Wielkiego Muru wpłynęły na to, iż na tym filmie bawiłam się zadziwiająco dobrze.

Wielki Mur, 2017

Słowem wyjaśnienia, produkcja Yimou Zhanga na pewno nie otrzyma łatki najlepszego obrazu tego roku. Nawet tutaj nie zabrakło dziur w fabule, a niektóre rozwiązania mogły zostać przedstawione zupełnie inaczej, o czym później. Plusem tego filmu jest to, że nie udaje on czegoś, czym nie jest. Twórcy nie starają się nam wcisnąć lekkiego filmidła owiniętego w papierek czegoś ambitniejszego. Nie, tu z góry wiadomo, że nie chodzi o głębię i kontemplację, tylko o wizualność. Wielki Mur nie aspiruje do czegoś ambitnego, chce bawić i zadziwiać i to właśnie robi.

Williamowi Garinowi i jego kompanom zależy tylko na jednym – wzbogaceniu się. Grupa najemników dowiedziała się, że w Chinach znajduje się czarny proch, który może zapewnić bogactwo, o jakim nigdy im się nie śniło. Wystarczy tylko odnaleźć mieszaninę i przewieźć ją na Stary Kontynent. Oczywiście poszukiwania czarnego prochu wcale nie idą tak łatwo, po drodze większość najemników  żegna się ze swoim życiem, pewnej nocy na obóz bohaterów napadają dziwne stwory. Williamowi udaje się zabić jednego z nich i uciąć mu łapę. Czym jest bestia, która ich zaatakowała? Odpowiedź na to pytanie protagoniści odnajdą na Wielkim Murze.

Produkcja Yimou Zhanga stawia na wizualność. Mamy tutaj mnóstwo barw, piękne stroje, zbroje chińskich wojowników zostały dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, i sporo scen walk, w pamięci zapadają te na Murze. Tak, wybuchy także się pojawiają, w końcu do czegoś trzeba wykorzystać ten czarny proch, prawda? Nie może tylko leżeć w kącie i wabić do siebie bohaterów pragnących się wzbogacić na jego sprzedaży. Wizualnie twórcy produkcji naprawdę się postarali.

Spory nacisk położono także na wspomniane wyżej sceny walk: mamy mnóstwo łuczników, którzy zasypują wrogami swoimi strzałami; specjalny kobiecy oddział, wykorzystujący do walki odpowiednie uprzęże, do jakich wojowniczki są przypięte, pozwalające im na zeskakiwanie z platformy znajdującej się na Murze, atak specjalnymi włóczniami oraz powrót na opuszczone stanowisko na barykadzie; czy osoby odpowiedzialne za wprawianie w ruch machin.

Jak już wspominałam wyżej, ten film nie aspiruje do miana ambitnej produkcji. Bohaterowie nie są niczym maszyny, które beznamiętnie wygłaszają kolejne kwestie, tutaj rzeczywiście coś się dzieje. W przeciwieństwie do takiego Assassin’s Creed, w Wielkim Murze postanowiono wprowadzić do produkcji nieco humoru. I rzeczywiście są to sceny, dialogi i zachowania postaci, z których widz się śmieje. Twórcy nie sięgają po komizm wysokich lotów, bo i po co, wystarczy, że będzie zabawnie.

Wielki Mur, 2017

Duet Matt Damon oraz Pedro Pascal zasługuje na uwagę, sceny, w których pojawia się ta dwójka, okazują się jednymi z najlepszych w całej produkcji. Mamy przekomarzania, inne punkty widzenia, scysje; coś się dzieje, widać jakąś chemię pomiędzy tą dwójką. Aktorzy nie klepią wyuczonych dialogów, ale próbują dodać coś od siebie, pokazać jakieś emocje. Czasem wychodzi im to lepiej, czasem gorzej, ale odbiorca widzi, że nie ma do czynienia z plastikowym i nijakim graniem.

Pisałam już, że Wielki Mur nie jest filmem idealnym, nie będzie uznany za najlepszy obraz fantastyczny tego roku. Po pierwsze, twórcy tak bardzo skupili się na szybkim zawiązaniu akcji i efektach specjalnych, że zupełnie zabrakło im pomysłu na zakończenie. Niestety finał rozczarowuje, mam tutaj na myśli główne starcie i sposób pokonania wrogów oraz to sielankowe zakończenie w stylu odjechali w kierunku zachodzącego słońca.

O ile potyczki na Murze rzeczywiście wywoływały ciary, o tyle finalna batalia już nie. Ot, stało się, zwycięstwo przyszło bardzo szybko i niezwykle łatwo. Rzeczywiście twórcy mogli postawić większy nacisk na godne filmu zakończenie, gdyż pozostawiło ono za duży posmak rozczarowania.

Wielki Mur, 2017

Problem pojawia się także z przeciwnikami chińskich wojowników. Są nimi zielonkawe bestie, podobne do jakiś wyrośniętych jaszczurów skrzyżowanych z hienami czy wilkami… Te cosie wypadają niezwykle komicznie, już lepiej, gdyby przeciwnikami bohaterów byli wojownicy obdarzeni jakimiś specjalnymi mocami, rodem wyjęci z azjatyckich legend, czy bardziej człekokształtne bestyje. Może i zielonkawe UFO jest inteligentne, ale nie można wziąć na serio czegoś co tak wygląda.

Wielki Mur okazał się sporym zaskoczeniem. Może i ma wady, może i nie jest zbyt oryginalny, ale widz jest w stanie dobrze się bawić na tej produkcji. Jasne, w pewnych momentach wskazanym jest wyłączenie myślenia i strefy mózgu odpowiedzialnej za logikę, ale to i tak niewielka cena.

Exit mobile version