Site icon Ostatnia Tawerna

Wielki finał? – Recenzja filmu „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie”

Źródło: cnet.com

Stało się – już trzeci raz w historii na ekrany kin wszedł film mający zakończyć serię rozpoczętą przez George’a Lucasa w 1977 roku. Od razu powiem, że Powrót Jedi wciąż jest najlepszym zwieńczeniem ze wszystkich trzech trylogii. Nie znaczy to jednak, że najnowszy tytuł należy z góry spisać na straty.

Trzęsienie ziemi

Tak można określić medialny krajobraz po premierze ósmej części Gwiezdnych wojen o podtytule Ostatni Jedi. Obraz Riana Johnsona próbował odświeżyć dość skostniały szkielet sagi, dokonując przy tym niemałych rewolucji, a że dotąd dostawaliśmy z grubsza opowieści korzystające z bardzo podobnych schematów, to film wywołał niemałe poruszenie. W koncepcji Johnsona znalazło się wprawdzie trochę mniejszych i większych dziur, ale spotkała się ona z bardzo ciepłym przyjęciem prasy. Jeśli zaś chodzi o publiczność, to sprawa nie była taka prosta. Sam jestem ogromnym zwolennikiem tej produkcji, a bardzo wysokie wyniki box office i ocena „A” w badaniu CinemaScore zdają się świadczyć także o dobrym odbiorze wśród widzów. Jednakże nie brakuje też i sceptyków, którym trzeba przyznać, że są bardzo aktywni w Internecie (zwłaszcza na portalach Rotten Tomatoes i Metacritic). Wobec tego Disney nie mógł mówić o pełnym sukcesie, bo chociaż Ostatni Jedi z pewnością przynieśli firmie duże zyski, to nie wpłynęlił pozytywnie na medialny wizerunek marki. Sytuacji nie poprawił też spin-off o młodości Hana Solo, który przez swoją przeciętność i właściwie brak promocji, przeszedł niemal bez echa.

W połączeniu z gigantycznym hypem na ostatnie odsłony Avengers można odnieść wrażenie, że Gwiezdne wojny zeszły na dalszy plan. To wciąż prawdopodobnie najważniejsza popkulturowa franczyza, jaka kiedykolwiek powstała, ale obecnie MCU ma znacznie większą siłę przebicia. Stąd też trudno było wyczuć jakąś nadzwyczajną atmosferę oczekiwania na Skywalker. Odrodzenie. Sam też nie epatowałem entuzjazmem przed premierą, zdecydowanie bardziej czekając w grudniu na netflixowego Wiedźmina

Źródło: dziennik.pl

Przywrócić równowagę raz jeszcze

Główny wątek filmu opiera się na szumnie zapowiadanym powrocie Palpatine’a (Ian McDiarmid). Rey (Daisy Ridley) trenuje, by móc stawić czoło odrodzonemu Imperatorowi, a Ruch Oporu prowadzi akcje wywiadowcze, próbując odkryć tajemnicę, która pozwoli mu się zmierzyć z armią lorda Sithów (w tajemniczy sposób w galaktyce pojawiły się nowoczesne gwiezdne niszczyciele). Jeżeli wszystko to wydaje Wam się dość znajome, to macie rację. Fabuła nowej części zdaje się być mocno zaczerpnięta z klasycznego komiksu Mroczne Imperium Toma Veitcha i Cama Kennedy’ego. To na swój sposób zabawne, że kilka lat po skasowaniu większości Expanded Universe wychodzi film, który by się nieźle odnalazł wśród starszych historii kontynuujących sagę. Zwłaszcza że wzorem wielu powieści i komiksów z EU elementy fantasy grają prawdopodobnie największą rolę w całej sadze. Pojawiają się więc niemal mitologiczne sekrety, a postaci, korzystające z Mocy, dokonują imponujących (lub absurdalnych – wedle uznania) czynów. Inna sprawa, że nie zawsze była to zaleta tych tytułów. Porównując epizod IX z Mrocznym Imperium, uwidaczniają się jednak dwie zasadnicze różnice. Przede wszystkim komiks starał się w mniej lub bardziej udany sposób, ale jednak .wyjaśnić, dlaczego Darth Sidious powrócił. U Abramsa tego w ogóle nie ma. Po prostu widz dostaje w twarz informacją, że dobrze znany antagonista znów stanowi zagrożenie i cały czas pociągał za sznurki. Jak przeżył? Dlaczego ujawnia się dopiero teraz? Skąd wzięła się jego armia? Na te i inne pytania nie dostajemy odpowiedzi i byłoby to nawet w porządku, gdyby służyło stworzeniu aury tajemniczości. Tymczasem stary-nowy Palpatine jest po prostu nijaki. Przez większość obrazu jest jak zawieszona bez celu kukła, której jedynym atutem może być charakterystyczny głos.

Źródło: hollywoodreporter.com

Powrót na sprawdzone tory?

Co więcej, o ile Mroczne Imperium próbowało wstrząsnąć odbiorcą, prezentując wówczas śmiałą historię i stronę graficzną, tak w przypadku Skywalker. Odrodzenie. sprawa ma się wręcz przeciwnie. Nie wiem, czy to kwestia udobruchania obrażonych na Ostatnich Jedi, czy po prostu styl Abramsa, ale finałowy epizod jest wyjątkowo bezpieczny i zachowawczy. Ci, którzy liczyli na dalszą dekonstrukcję sztandarowych elementów Gwiezdnych wojen, powinni porzucić nadzieję przed seansem. Co nie znaczy, że film nie dostarcza przyjemności. Na szczęście obeszło się bez tak dosłownej kalki, jak w przypadku Przebudzenia Mocy a bohaterów trudno nie lubić. Jest to też produkcja niosącą pewną wartość emocjonalną (w końcu pewien rozdział się zamyka), która sprawia, że serce potrafi zabić szybciej. Chociaż można mieć przy tym spore zastrzeżenia do nieustannego festiwalu fanserwisu. Ku mojemu zaskoczeniu większość tych nostalgicznych mrugnięć okiem wywołuje uśmiech na twarzy. Dopiero pod sam koniec czułem w tej kwestii pewne zmęczenie.

Warto też zaznaczyć, że sporo się poprawiło w kwestii wątku Finna (John Boyega). W poprzedniej części nasz ex-szturmowiec został w zasadzie odsunięty na dalszy plan i wypełniał z Rose (Kelly Marie Tran) typowo RPGowe zadanie poboczne. Tym razem bohater w końcu ma coś do roboty i nareszcie razem z Rey i Poe (Oscar Issac) tworzy udane trio, w którym  w końcu czuć chemię. Dobrze również, że postanowiono kontynuować motyw więzi Mocy, łączącej Rey i Kylo, która była jednym z najjaśniejszych punktów poprzedniego filmu, nadając nową dynamikę.

Źródło: index.hu

Krok wstecz

Rzeczą nie do obronienia są dla mnie natomiast dziwne decyzje scenariuszowe, przeczące ósmemu epizodowi. Zamiast w miarę gładkich przejść i rozwinięć, część pomysłów została nagle zmieniona lub wyrzucona. To absolutnie nie wygląda jak próba tworzenia spójnej trylogii, a raczej desperacka próba odzyskania rozczarowanej części publiczności. Nóż mi się w kieszeni otwierał, gdy okazało się, że cały rozwój postaci Kylo Rena poszedł na marne, Ben Solo obrał sobie za punkt honoru stanie się nowym Vaderem i popełnia dokładnie te same błędy, co wcześniej. Na szczęście znakomity jak zawsze Adam Driver ratuje sytuację i jednak w drugiej połowie filmu bohater w jakiś sposób ewoluuje (choć niekoniecznie tak, jakbym tego chciał). Największym zgrzytem jest natomiast geneza Rey. Jak się okazuje, nie można było pozwolić, by była postacią znikąd, którą określają jej własne czyny, a nie pochodzenie, bo przecież seria musi opowiadać o wybrańcach, będących potomkami wielkich rodów… Sposób, w jaki poradzono sobie z tą kwestią, to jedno z najgorszych zastosowań deus ex machina, jakie można było sobie wyobrazić.

Irytuje też kilka scen, w których J. J. Abrams pozornie zaskakuje. O to nagle wydarza się coś odważnego, wręcz szokującego i mogącego zupełnie odmienić bieg wydarzeń, ale kilka scen później okazuje się, że to zmyłka, a wszystko wraca do normy. Nie wiem, czy miało to służyć utrzymaniu uwagi widza, bo jeśli tak tu zupełnie niepotrzebnie. Film i tak nie daje bowiem chwili wytchnienia. Niestety wcale nie jest to zaleta.

Źródło: syfy.com

Rozrywkowy ekspres

Skywalker. Odrodzenie ma poważny pomysł z rozłożeniem tempa. Dziewiąty epizod ma w sobie zdecydowanie zbyt wiele treści jak na obraz liczący dwie i pół godziny. Wobec tego od pierwszych minut historia pędzi na złamanie karku. Cały czas podąża przy tym według tego samego schematu, serwując widzom na przemian ekspozycję wyjaśniającą sytuację, w której znaleźli się bohaterowie (często w dość łopatologiczny sposób), następnie ma miejsce intensywna scena akcji, a wtem następuje kolejna ekspozycja popychająca wydarzenia do przodu i tak w koło Macieju. Tym samym widz często może nie zdążyć się nawet oswoić z danym wątkiem, gdy ten nagle zostaje ucięty i powraca na chwilę znacznie później (albo wcale). Największa szkoda, że nowe postaci jak Zorri (Keri Russel), czy powracający Lando (Billy Dee Williams pojawiają się właściwie na chwilę i nie mają specjalnie czasu, by zyskać sympatię.

Trzeba za to oddać, że jak już coś się dzieje na ekranie, to jest to absolutnie imponujące. Oprawa audiowizualna stanowi ogromny atut produkcji, choć w przypadku Gwiezdnych wojen to akurat standard. Abrams już w Przebudzeniu Mocy udowodnił, że ma rękę do detali i prowadzenia widowiskowych sekwencji. Wszystkie batalie, pościgi i pojedynki to prawdziwa uczta dla oczu, szczególnie jeśli zdecydujemy się na seans w formacie IMAX (nawet 3D nie przeszkodziło mi w odbiorze). Szkoda tylko, że o ile rozmachu nie brakuje, to zdjęcia same w sobie zostały wykonane raczej poprawnie. Ostatni Jedi, mogący pochwalić się wieloma kompozycyjnie pięknymi, wręcz artystycznymi, ujęciami, wypada pod tym względem dużo, dużo lepiej. Złego słowa nie mogę natomiast powiedzieć o muzyce. John Williams prawdopodobnie ostatni raz stworzył ścieżkę dźwiękową do filmu z serii i jest to pożegnanie godne mistrza. Kosmiczna symfonia w starym, dobrym stylu jest w stanie uratować nawet najsłabsze sceny.

Źródło: twitter.com

Mam co do tego mieszane uczucia…

Chociaż w powyższych akapitach sporo było narzekań, Skywalker. Odrodzenie uważam za całkiem udany obraz. Problem w tym, że jest po prostu piekielnie nierówny. Kiedy robi coś dobrze, to ogląda się go naprawdę świetnie, ale zwykle są to rzeczy, do których marka nas przyzwyczaiła i nie trzeba się nad tym specjalnie rozwodzić. Jednakże pojawia się bardzo dużo większych i mniejszych problemów, będących przy tym często nowymi dla serii. Czy da się je przetrawić, to już sprawa osobista. Sam bawiłem się dobrze i pewnie na jednym seansie się nie skończy. Myślę, że osoby stawiające Przebudzenie Mocy nad Ostatnimi Jedi, mogą być zachwycone dziewiątą odsłoną. W przypadku zwolenników wizji Riana Johnsona wiele zależy od tego, które elementy filmu cenili sobie najbardziej i ile będą w stanie wybaczyć Abramsowi.

Na film Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie zapraszamy do sieci kin Cinema City na terenie całego kraju.

Nasza ocena: 7,1/10

Skywalker. Odrodzenie nie jest najlepszym finałem Gwiezdnych wojen, jaki mogłem sobie wymarzyć, jednak mimo mnóstwa wad, dostarcza rozrywki.

Fabuła: 5,5/10
Bohaterowie: 6/10
Oprawa wizualna: 8/10
Oprawa dźwiękowa: 9/10
Exit mobile version