Gatunek bijatyk posiada dość mocną obsadę, zwłaszcza na konsolach. Od Tekkena, przez kolejne części Mortal Kombat i ciekawostki pokroju Injustice, aż po tytuły nawiązujące do sagi Dragon Ball. Fani bijatyk mają w czym wybierać. Jak pośród tego doborowego towarzystwa odnajdzie się reboot klasyki gatunku, czyli Samurai Shodown? Sprawdźmy.
Przyznam, że na początku podchodziłem do gry z pewną rezerwą, gdyż nie do końca wiedziałem, czego mam się spodziewać. Mając już pewne doświadczenia z kilkoma większymi tytułami, byłem pełen niepewności, czy Samurai Shodown będzie mógł mnie czymś tak naprawdę zaskoczyć. Wprawdzie korzenie gry sięgają lat 90., a odpowiadają za nią ludzie doświadczeni w tego typu tytułach, lecz jak Samurai Shodown wypadnie teraz przy takich produkcjach, jak Tekken czy Soul Calibur? Wszak developerzy z Bandai Namco i Capcomu przyzwyczaili nas już do pewnego poziomu.
Sam gatunek również nie należy do szczególnie odkrywczych. Bijatyka to niby bijatyka, więc nie ma co się spodziewać zawiłej i wielowątkowej fabuły. Wprawdzie Samurai Shodown ma parahistoryczne tło, które częściowo przeplata historię XVIII-wiecznej Japonii z wątkami fantastycznymi, lecz powiedzmy sobie szczerze – tutaj chodzi o coś zupełnie innego. Odstawiamy więc na bok wszelkie intrygujące historie, gdyż dobra bijatyka to przede wszystkim solidna i widowiskowa młócka, która dostarczy nam wiele godzin dynamicznej zabawy, najczęściej z przyjaciółmi.
Osu!
Samurai Shodown to gra na wskroś japońska. Odpowiada za nią studio SNK, które ma na swoim koncie sporą liczbę bijatyk. W zasadzie na samym wstępie powinienem zaznaczyć, że Samurai Shodown nie stanowi jakiegoś novum na rynku, gdyż w rzeczywistości jest to reboot klasyka z 1993 roku. Tegoroczne wydanie napędza silnik Unreal Engine, co zapewnia mu przystępną oprawę wizualną. Trzeba tu jednak sprostować, że nie każdemu przypadnie ona do gustu, gdyż jest dosyć mocno mangowa. Oczywiście fani tego typu estetyki będą zachwyceni, ale jeśli komuś zależy na ciut wyższym stopniu realizmu (o ile można tak to w ogóle ująć), to nie jest to tytuł dla niego. Tym niemniej, już od samego początku gra prezentuje się w porządku. Na dzień dobry dostajemy krótkie, lecz klimatyczne intro, które pozwala odrobinę wczuć się w ten przejaskrawiony świat, czerpiący garściami z Kraju Kwitnącej Wiśni. Dalej jest tylko bardziej japońsko i nic w tym złego ani dziwnego, w końcu to gra dosyć jednoznacznie traktująca o samurajach. Przyznam, że Samurai Shodown wizualnie przypomina mi ostatnie części Street Fightera.
En Garde!
Producenci oddali do naszej dyspozycji zarówno możliwość rozgrywki lokalnej, jak i sieciowej. Zanim jednak się za to zabierzemy, warto przejść przez samouczek, gdyż Samurai Shodown nie należy do najprostszych bijatyk. Potem można śmiało wybierać spośród dostępnych trybów, a trzeba podkreślić, że jest w czym. Dla pojedynczego gracza przygotowano klasyczny tryb story, gdzie pokonujemy kolejnych oponentów w drodze do finalnego bossa, zwykły versus 1v1, gauntlet, w którym mamy pokonać każdą postać po kolei, survival i time trail, które wyjaśnienia nie potrzebują. Developerzy przygotowali także możliwość rozgrywki z innymi graczami w sieci, jednakże szczególnie ciekawym trybem z pogranicza multi- i singleplayer jest Dojo Mode, w którym walczymy z “duchami” innych graczy. Czym są owe “duchy”? Otóż jest to sztuczna inteligencja, która uczy się naszych ruchów i zachowań, a następnie odtwarza je w czasie walki. Ciekawa rzecz, przyznam.
Co się tyczy samych postaci, to jest ich aż szesnaście. W większości, co wskazuje nazwa gry, są to szermierze władający większymi lub mniejszymi ostrzami. Monotonię na szczęście przerywają bardziej egzotyczne postacie (na tle pozostałych), jak na przykład Earthquake, który przypomina skrzyżowanie Nautilusa z Ligi Legend oraz Boba z Tekkena. Każdy z wojowników ma również swoją historię, moim ulubionym na przykład był Yashamaru Kurama, szlachetny złodziej, który niczym Robin Hood okradał bogatych niegodziwców i wspomagał biednych.
Niezależnie jednak od bohaterów czegoś brakowało mi w samej rozgrywce. Mianowicie ruchy postaci, zakres ich ataków był jakiś taki drętwy. Owszem, combosy i ataki specjalne były bardzo widowiskowe, jednakże do poziomu, który oferuje konkurencja, odrobinę tu brakowało. Niektóre postacie ciężko było wyczuć i niekiedy zamiast dosięgnąć oponenta solidnym kopniakiem, przecinaliśmy powietrze tuż przed jego nosem. Jak się to kończyło, chyba nie muszę opowiadać.
Na pochwałę zasługują z kolei poziomy, w których przychodzi nam walczyć. Doskonale oddają one ducha Japonii i ery samurajów. Nie uświadczymy tutaj systemu zniszczeń otoczenia, jak w Mortal Kombat, ale to akurat dobrze. Po prostu byłoby szkoda to psuć.
Draw!
Oprawa dźwiękowa została idealnie dopasowana do całej gry. Studio SNK postawiło na charakterystyczny, japoński dubbing, co podkreśla rodowód Samurai Shodown. Ścieżka dźwiękowa, jak i odgłosy walki także stoją na wysokim poziomie, co razem daje naprawdę dobry efekt. Nie ma się do czego przyczepić.
Za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji (PS4) dziękujemy wydawcy – CDP.
Nasza ocena: 6,2/10
W ostatecznym rozrachunku Samurai Shodown to poprawna gra, która oddaje ducha XVIII-wiecznej Japonii. Nie jest ona tak rozbudowana jak Mortal Kombat oraz tak płynna jak Tekken, lecz można spędzić przy niej chwilę, zwłaszcza, jeśli lubimy takie nieco mangowe klimaty.Grafika: 7/10
Udźwiękowienie: 6/10
Grywalność: 7/10