Nowa gra ze świata wiedźmina autorstwa CD Projekt RED może nie jest tym, na co wszyscy czekali, ale efekt pracy twórców jest na tyle dobry, że jest to produkcja obowiązkowa dla fanów poprzednich tworów warszawskiego studia.
Turbulencje przed premierą
Historia Wojny Krwi jest bardzo burzliwa – zaczynała jako tryb dla jednego gracza do Gwinta, a skończyła jako pełnoprawny RPG. Po drodze wizja cały czas się zmieniała, gra musiała przejść całkowity redesign pod względem mechaniki, spowodowany równoczesną zmianą założeń samego Gwinta, które muszą pokrywać się z tymi z Wiedźmińskich Opowieści. W finalnym produkcie słychać momentami echo tych wszystkich problemów, ale jest to już trochę małostkowość z mojej strony. Niemniej warto poruszyć ten temat, ale zrobię to dopiero za chwilę.
Skądś to znam!
Więzy Krwi to gra RPG, która na pierwszy rzut oka czerpie garściami z serii Heroes of Might and Magic. Kierujemy poczynaniami Meve, królowej Lyrii i Rivii, zmagającą się z inwazją Nilfgaardu – tą znaną doskonale czytelnikom Sapkowskiego. Poruszamy się postacią, będącą reprezentacją całej armii po pięciu pokaźnych rozmiarów mapach i robimy to z perspektywy lotu ptaka. W dowolnym momencie możemy rozbić obóz, który jesteśmy w stanie ulepszać według drzewka rozwoju, co pozwala nam np. rekrutować nowe i lepsze jednostki. Bardzo przypomina to system miast z HoMM, ale bardzo uproszczony. Walki natomiast rozgrywamy poprzez partie Gwinta, którego możecie kojarzyć jako minigrę z Wiedźmina 3, ale odświeżonego na tyle, że nie będziecie go w stanie rozpoznać – w dobrym sensie.
To właśnie cały aspekt obozu jest dla mnie trochę problematyczny, co łączy się z poziomem trudności. Gra jest w większości zbyt łatwa, a system progresu, który obozowisko reprezentuje, wydaje się doklejony na samym końcu, bez większego wpływu na rozgrywkę. Większość gry przeszedłem nie robiąc ani jednej drastycznej zmiany w talii, nie zwerbowałem żadnej nowej jednostki (poza tymi fabularnymi) i po prostu parłem przed siebie z tym co miałem. Zatrzymała mnie w końcu walka z bossem, który zmusił mnie do zmiany kilku kart, po czym pokonałem go w 4 z 10 tur, co mówi samo za siebie. Na szczęście twórcy już zapowiedzieli, że pracują nad podniesieniem poziomu trudności, co mam nadzieję będzie skutkować tym, że progres zacznie mieć jakieś znaczenie. A jest to w końcu RPG!
O takiego Gwinta walczyłem!
Dużą część rozgrywki spędzamy podczas walki, a warto zaznaczyć, że każda potyczka jest inna, mimo że rozgrywana za pomocą tych samych mechanik. Projektanci postarali się o to, żeby wszystkie bitwy charakteryzowały się czymś unikatowym. Czy jest to odmienna talia, z którą musimy się mierzyć, specjalne cele, które musimy osiągnąć, czy zagadka. Te ostatnie wspominam najcieplej – niektóre z nich okazywały się być sporym wyzwaniem, ale przede wszystkim każda z nich była ciekawa na swój sposób.
To co w REDach najlepsze
Najlepszym aspektem Wojny Krwi jest to, z czego CD Projekt RED słynie od zawsze – sama opowieść. Na swojej drodze spotkamy wiele świetnie zarysowanych postaci, które mogą do nas dołączyć i od czasu do czasu mieć coś ciekawego do powiedzenia. Każda potyczka czy też zdarzenie na szlaku, jest barwnie opisywane przez narratora z wtrąceniami w formie dialogów ze strony bohaterów. Bardzo często też staniemy przed wyborem, który rzadko jest oczywisty i niemal zawsze musimy mierzyć się z mniejszymi lub większymi konsekwencjami naszej decyzji.
Na uwagę zasługuje też oprawa audiowizualna. Twórcy zdecydowali się na styl przywodzący na myśl komiks. Świat jest nieco ubogi w szczegóły, ale jest to świadoma decyzja projektantów i muszę przyznać, że obrana stylistyka działa świetnie w tej formule. To co jednak za każdym razem przykuwa moją uwagę najbardziej, to muzyka. Jeśli podobał się wam soundtrack w Wiedźminie 3, to jesteście w domu. Wiele utworów z Wojny Krwi, moim zdaniem nawet przewyższa to, co mogliśmy usłyszeć w poprzedniej grze CD Projekt RED.
Podsumowanie
Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się, że nowa gra warszawskiego studia będzie aż tak dobra. Przerosła ona moje wszelkie oczekiwania. Jedyne do czego jestem w stanie się przyczepić to zbyt niski poziom trudności i co się z tym wiąże – mało istotny system progresu. Widzę tutaj bardzo dużo miejsca na usprawnienia, co tylko napawa mnie optymizmem z myślą o kolejnych Wiedźmińskich Opowieściach. Te powstaną jeśli Wojna Krwi okaże się komercyjnym sukcesem, a moim zdaniem bardzo na niego zasługuje.