Co się stanie, jeśli w jednym komiksie umieścimy takie motywy, jak: nieśmiertelne wnętrzności, pięknego doktora, grupę mściwych kultystów i nazistę?
Panie w Shinjuku pierwszy raz?
W XXI wieku Tokio nawiedziło straszliwe trzęsienie ziemi, które spowodowało oddzielenie się dzielnicy Shinjuku od reszty miasta. Korzystając z nadarzającej się okazji, a ku rozpaczy zwykłych śmiertelników, postanowiły się tam zagnieździć demony i inne potwory. Od teraz wiedźmy, wampiry, duchy i ludzie musieli nauczyć się koegzystować. Chociaż to policja stoi na straży obywateli, faktyczną władzę sprawuje tytułowy, doktor Mephisto, przystojniak nazywany piekielnym lekarzem (tak, nawiązanie do Fausta jest całkowicie nieprzypadkowe). W swoim szpitalu, dzięki magicznym i alchemicznym umiejętnościom, pomaga chorym i umierającym.
Rządy terroru w mieście pozbawionym zasad
Pierwszy tom wprowadza nas w świat pana doktora. Już na samym początku historii pojawiają się takie smaczki jak najemnicy z minigunem pod wodzą złej macochy, polującej na swoje pasierbice. Potem robi się już tylko bardziej absurdalnie. Do Mephista zgłaszają się kultyści, aby ten pomógł im ożywić ich mistrza. Musiałby tylko zszyć z powrotem w całość dwanaście nieśmiertelnych trzewi, należących kiedyś do niego, a które (według przepowiedni) mają zostać zgromadzone właśnie w Shinjuku. Choć tytułowy doktor odmawia pomocy, co wywołuje gniew zwracającego się doń duchownego Megeda, pięć z dwunastu relikwii bardzo szybko wpada w łapki Mephista. Jedna z nich nawet zamienia się w uroczego wojownika (Soyogiego), który od tej pory będzie biegał za głównym bohaterem jak szczeniaczek (a przy okazji szukał swojej tożsamości).
Drugi tom pokazuje próby odzyskania wnętrzności przez kultystów. Przypominają oni trochę nieporadnych złoli z produkcji takich jak Czarodziejka z Księżyca czy Power Rangers – niby starają się coś zrobić, ale nieszczególnie im to wychodzi. Z wielkim przytupem, w tej części pojawia się też,do złudzenia przypominający żołnierza SS, pan Gerster – wywołując wojnę o władzę w mieście.
Nigdy nie podnoś ręki na Mephistophelesa i jego szpital
Doctor Mephistopheles zawiera wiele elementów, sprawiających, iż trudno jest stwierdzić, czy autorzy starali się stworzyć dzieło poważne czy też trochę parodię gatunku. Pojawia się tu zatem: piękny, nieco androgyniczny główny bohater (potężny mag o kobiecych rysach), nie mający żadnego problemu z odbieraniem życia przeszkadzającym mu ludziom lekarz. Za doktorem podąża równie śliczny Soyogi, który nazywa siebie rycerzem Mephista. Do tego mamy uczniów bóstwa, próbujących wskrzesić swego, do złudzenia przypominającego Jezusa, pana. Nawiązanie do religii chrześcijańskiej nie powinno być zaskakujące – ze względu na egzotykę tego wyznania, Japończycy często sięgają po ten motyw w swoich produkcjach.
To, co mi się niezbyt podobało, to sposób przedstawienia kobiet. Pomimo bycia komiksem ukazującym się w magazynie skierowanym do dziewczyn, panie w tej produkcji są przedstawione głównie jako zawzięte i waleczne (to akurat dobrze), ale z jakiegoś powodu rysowniczka uznała, że obowiązkowo muszą mieć ogromne biusty i przy okazji konfrontacji z bohaterami należy je odzierać z elementów garderoby. Przez co bardziej przypomina shōnena, czyli mangę dla nastoletnich chłopaków.
A poza tym jest pięknie
Pomijając jednak ten mankament, pod względem graficznym komiks jest śliczny. Dokładne i pełne detali rysunki Kairi Shimotsuki (Brave10) oraz dynamiczne ujęcia sprawiają, że Doctor Mephistopheles tętni życiem już od pierwszych stron. Czasami nawet aż za bardzo – chęć upchania jak największej treści na jednej stronie powoduje, że niektóre sceny są mało czytelne. Trudno wręcz połapać się, co dzieje się na rysunku. Bohaterowie stworzeni przez Hideyuki Kikuchiego (Vampire Hunter D) są ciekawi, ale scenarzysta dosyć oszczędnie dozuje informacje o nich, to nam pozostawiając możliwość zinterpretowania ich motywacji.
Przyznam się, że wstęp i opisy na okładkach tej mangi nie przygotowały mnie do końca na to, co zastałam w środku. Spodziewałam się nieco mrocznej, ale wciąż lekkiej historii z kultami i demonami w tle. Pod pewnymi względami szalonej, gdyż to w końcu japoński komiks shōjo, a w obrębie tego gatunku wbrew pozorom wolno więcej. A co dostałam? Kikuchi i Shimotsuki stworzyli całkiem urocze i lekkie dzieło, zawierające sporo klisz zgrabnie zapakowanych w absurdalną, ale poczytną opowieść o problemach piekielnego lekarza z demonicznego Shinjuku.
Naprzód, na wycieczkę do zagłębia demonów!
Obecnie w przygotowaniu znajduje się trzecia i ostatnia część komiksu. Z jednej strony to dobrze, że historia zamknie się w tak niewielkiej liczbie tomów (nie lubię niekończących się serii), ale z drugiej – chętnie pooglądałabym więcej obrazków z Mephistophelesem.
Podsumowanie
Jeśli macie trochę wolnego czasu i chęć poczytania niezobowiązujących głupotek, sięgnijcie koniecznie po tę pozycję od Waneko. Choć jest dosyć abstrakcyjna nawet jak na mangę, sprawi, że z niecierpliwością będziecie czekać na ostatni tom (który zostanie wydany już niedługo!).
*W tytule wykorzystano cytat z Fausta autorstwa Johanna Wolfganga von Goethego