Na świecie są dwa typy ludzi: horda graczy, którzy grali w produkcje z uniwersum Warcraft, i przymierze ludzi, nieodróżniających Pit of Gorgrond od dziury w ziemi. No i są jeszcze typki, myślący, że Warcraft: Początek to film na podstawie popularnego MMORPG World of Warcraft. Nic podobnego, ponieważ jest to adaptacja gry z gatunku RTS o nazwie Warcraft: Orcs & Humans wydanej w 1994 roku.
Podczas gdy Janusze fantasy zbierają szczęki z podłogi, ja pozwolę sobie wtrącić swoje trzy grosze do dyskusji czy Warcraft jest produkcją dobrą, czy złą. Do filmu podchodziłem bardzo sceptycznie, moje doświadczenia z ekranizacjami gier komputerowych nie należą do najlepszych, w dodatku recenzje dzieła były nieprzychylne. Racjonalna krytyka przestała mieć znaczenie z chwilą, gdy usłyszałem orka krzyczącego „Lok Tar Ogar”, czyli po jakichś trzech minutach seansu. Wygląda to w zasadzie tak, jeśli kochacie świat Warcraft’a stworzony przez Blizzard, to cały seans będziecie siedzieć i piszczeć z podniecenia na widok każdej nowej sceny:„Stormwind!”, „Dark Portal!”, „Gryfy!”, „Murloc!”.
Od samego początku widać, że to film od fanów dla fanów. Wielu ludzi zaangażowanych w produkcję dzieła, od reżysera Dunaca Jonesa po grającego orka Orgrima Doomhammera, Roberta Kazinsky’ego, to wielcy fani Warcrafta. Sam Kazinsky kocha to uniwersum do tego stopnia, że podobno stracił przez to dziewczynę.
Decyzja zatrudnienia nieznanego reżysera, jakim był Duncan Jones, była strzałem w dziesiątkę, a sam Jones okazał się być zbawcą filmowego uniwersum Warcrafta. Prawdopodobnie na życzenie studia Legendary oraz Universal produkcja została bardzo skrócona. W pewnych momentach akcja pędzi do przodu i nawet ja, fan świata wykreowanego przez Blizzard, nie wiedziałem, co się dzieje na ekranie. Dowodem na skrócenie filmu są materiały promocyjne, które wyciekły do sieci na długo przed premierą. Sceny, nie pojawiające się w finalnym produkcie, czy też ich okrojone wersje, które otrzymaliśmy. Mam tutaj na myśli moment otwarcia Mrocznego Portalu. Na około rok przed premierą, podczas Comic- Conu w San Diego, wszyscy będący na panelu Warcrafta mogli za zamkniętymi drzwiami obejrzeć kilkuminutową akcję otwarcia Mrocznego Portalu. Sceneria, którą oni ujrzeli, a ta, którą zobaczyć możemy w filmie, drastycznie się od siebie różnią. Otrzymaliśmy skrót pięciominutowej sceny, w której Gul’dan przemawia do Hordy i przygotowuje ją na podbój Azeroth. Obrazów, które zostały okrojone, na pewno jest więcej, film często skacze pomiędzy postaciami, nie dając widzom okazji to ich głębszego poznania. Dobrym przykładem jest mag Khadgar: oglądający nie muszą dogłębnie znać hierarchii panującej u magów, ale byłoby fajnie, gdyby dowiedzieli się, dlaczego Khadgar jest zniesławiony i nielubiany przez innych magów. Możemy bronić scenarzystów, twierdząc, że jest to film dla fanów, a ci powinni znać historię postaci.
Niestety Warcraft: Początek nie jest filmem kanonicznym, wiele wątków zostało zmienionych. Niektóre przekształcenia są subtelne, zauważalne tylko dla hardkorowych fanów, ale są i takie, które dotykają bardzo ważnych wątków. Na przykład śmierć Durotana, w filmie scena ukazująca Mak’Gore, czyli honorowy pojedynek na śmierć i życie, była dosyć heroiczna, ocierająca się o patos, w przeciwieństwie do jej kanonicznego odpowiednika, gdzie po ataku skrytobójców Durotan umiera z odciętymi kończynami, ciesząc się, że nie zobaczy, jak rozrywają jego małego syna na strzępy. Kinowa wersja śmierci wodza klanu Mroźnych Wilków jest dobra, ale jako fan zawsze będę do niej odrobinę uprzedzony.
Można by pisać o tym, jakie błędy popełnili scenarzyści, o mistrzowskiej pracy reżysera, czy też o tym, jak studia filmowe przeszkadzały w powstawaniu Warcrafta, ale nie można zapomnieć, że bez ludzi od efektów specjalnych nie miałby on prawa bytu. Czemu to dla mnie takie ważne? Przecież liczy się fabuła, a nie grafika, jak to lubią mówić starsi stażem gracze. Jeśli należycie do tych, którzy twierdzą, że oprawa wizualna nie jest ważna, to wyobraźcie sobie orków jako aktorów poprzebieranych w kostiumy za pięć złotych. Od pierwszych sekund CGI, z którym się spotykamy, jest na najwyższym poziomie, orkowie wyglądają jak żywe istoty, a nie plastikowe kukły, jakie mogliśmy zobaczyć w trylogii The Hobbit. Krajobrazy robią wrażenie prawdziwych, ale z lekką nutą świata fantasy. Podobno wygenerowanie efektów o takiej jakości zajęło twórcom kilka lat! Chylę czoła, od czasu nowego Mad Max: Fury Road nie było filmu z efektami specjalnymi, który wywarłby na mnie takie wrażenie.
Warcraft: Początek nie jest filmem idealnym, ale idealnego filmu fantasy nie było od czasów trylogii Władca Pierścieni. Nawet na tle arcydzieła stworzonego przez Petera Jacksona film Duncana Jonesa wypada bardzo dobrze. Pomimo dziur w scenariuszu to nadal jedna z lepszych przygód fantasy. Mówi się, że Pieśń Lodu i Ognia ocaliła literaturę fantasy, można spokojnie powiedzieć, że Warcraft ocalił kinowe adaptacje gier.
Czas na werdykt! Jeśli jesteś fanem gier z serii Warcraft śmiało zmierzaj do kina lub poczekaj na wersję DVD/Blu-Ray, która prawdopodobnie będzie zawierać minimum trzydzieści minut wyciętych scen! Gwarantuję, że przeżyjesz niejeden nerdgasm, a oglądając z innymi fanami, być może wstąpisz do osławionej nerdwany. For the Horde!