Dom Maynarda intryguje, albowiem od samego początku buduje atmosferę grozy, już w zapowiedziach mamy wymienione choćby drzewo, które nie rzuca cienia. Czy to jednak wystarczy, aby tę pozycję określić mianem genialnego horroru?
Zima w Maine
Austin to typowy, przeciętny człowiek, który nigdzie nie zapuszcza korzeni. Słabo też wychodzi mu wchodzenie w relację z innymi ludźmi. Dlatego też na wojnie wietnamskiej udało mu się nawiązać nić porozumienia tylko z jednym człowiekiem, a konkretnie z Maynardem. Zapisuje on Austinowi w testamencie swój dom położony w stanie Maine. I oto poznajemy głównego bohatera, gdy jedzie pociągiem do Belden, aby zobaczyć spadek po jedynym przyjacielu. Niestety ta ziemia uchodzi za przeklętą, albowiem pierwotnie stał tam dom wiedźmy, którą powieszono.
Początek historii jest zaiste fascynujący, również miejsce akcji prezentuje się niebywale obiecująco. I te opowieści o drzewie, które nie rzuca cienia. Już po przeczytaniu opisu byłem zaintrygowany, a potem gdy zagłębiłem się w pierwsze rozdziały, moja ciekawość znacznie wzrosła. Jednakże po zakończeniu lektury tego pokaźnego tomu, wypełnionego klimatycznymi ilustracjami zrozumiałem, że nie bardzo wiem jak ocenić Dom Maynarda.
Człowiek kontra natura
Dom Maynarda ujął mnie misternie budowanym nastrojem. Czuć tu było momentami grozę. Czasem mieszała się ona z komizmem. Choćby scena z kapeluszem czy wychodkiem. Bardzo przyjemne są także retrospekcje czy fragmenty zaczerpnięte z dzieł Henry’ego Thoreau. Poczucie wyobcowana i zmagania z naturą autor także umiejętnie opisał. Najgorsze jest to, że przez prawie czterysta stron tak naprawdę niewiele się dzieje. Co prawda łatwo się wciągnąć w opowieść snutą przez Hermana Rauchera. Tylko że jako powieść grozy Dom Maynarda sprawdza się średnio. Doceniam misternie budowaną atmosferę strachu, szkoda, tylko że na tym się skończyło, a finał z jednej strony intryguje, a z drugiej wydaje się trochę przekombinowany. Na dodatek nie przekonała mnie relacja łącząca głównego bohatera z Arą, dziewczyną mieszkającą w okolicy. Ten wątek nie za bardzo mi pasował do całości.
Czy warto przyjąć w spadku dom od przyjaciela?
W Domu Maynarda można odnaleźć wiele ciekawych, intrygujących motywów i pomysłów. Samo wydanie również zachęca do sięgnięcia po tę pozycję. Okładka jest po prostu genialna, a zamieszczone ilustracje są niebywale klimatyczne. Z drugiej strony najbardziej ubolewam nad niewielką ilością grozy. Misterna atmosfera strachu tak naprawdę schodzi na drugi plan wobec wyzwań, jakie stawia przed człowiekiem mieszkanie na odludziu. Mimo wszystko przy tej książce spędziłem kilka przyjemnych godzin i dlatego też trudno mi jednoznacznie ocenić tę pozycję. Wypada ona dobrze, ale oczekiwałem, że fabuła pójdzie w innym kierunku, a autor położy nacisk na zupełnie inne elementy. Koniec końców z ciężkim bólem serca muszę powiedzieć, że dla mnie to tylko siódemka na dodatek z minusem. Nie będę ukrywał, że liczyłem na objawienie na miarę genialnego Paradoksu Artura Urbanowicza.
Nasza ocena: 7,1/10
Dom Maynarda to solidna pozycja, a jednocześnie przeciętna powieść grozy.Fabuła: 6,5/10
Bohaterowie: 6,5/10
Styl: 7/10
Wydanie i korekta: 8,5/10