Site icon Ostatnia Tawerna

W portowym mieście Thornis – recenzja powieści „Czarne koty”

Książka Edgara Hryniewickiego to interesujący debiut młodego pisarza. Autor zaczął tworzyć swoją powieść w wieku siedemnastu lat i włożył w nią bardzo dużo pracy (494 strony, auć!). Obecnie pracuje on nad kontynuacją Czarnych kotów.

Dawno, dawno temu…

Akcja pierwszej części trylogii Czarne koty dzieje się w średniowieczu – mamy więc walki, spiski, zdrady, wszechobecny handel i… stylizowany na ówczesny język. Czytając powieść, poczujemy klimat dawnych czasów i poznamy nowych literackich bohaterów, czyli osiemnastoletniego Minsa i jego przyjaciół. W tle usłyszymy o wojnie, która nadciąga do miasta Thornis i tylko zaangażowani młodzi ludzie mogą coś zmienić. Wątek tajnej organizacji, w której szeregi wstępuje Mins, jest interesująco rozwinięty, chociaż… nie zawsze rozumiemy wszystkie aspekty jej istnienia. Cele, jakie wytyczają sobie Czarne Koty, są niewystarczająco klarowne zarówno dla bohaterów powieści, jak i czytelnika. Ponadto nie wiemy także, kto tak naprawdę jest dobry, a kto zły.

Bohater – Czytelnik

Głównych bohaterów powieści ciężko polubić, ponieważ są oni jednowymiarowi. Pomimo snucia wielkich planów Mins, ubogi syn szkutnika, robi niewiele, aby je faktycznie zrealizować. Jego przyjaciele – Joim i Menelaos – również często pozostają bierni w swoich działaniach. Bohaterowie są młodzi, więc wiele decyzji można im wybaczyć, jednak ich nieustanne poszukiwanie celu w życiu może znużyć czytelnika, zwłaszcza że Czarne koty to powieść długa, bardzo długa. Mogłoby się wydawać, że książka jest dedykowana młodym odbiorcom. Niestety, duża ilość opisów (także tych związanych z zabójstwami) oraz wulgaryzmy sprawiają, że propozycja Hryniewieckiego nie będzie odpowiednia dla każdego i musimy się zastanowić, czy chcielibyśmy mieć Czarne koty na swojej półce w biblioteczce.

Językowa włóczęga?

Hryniewiecki interesująco opisuje miasto portowe Thornis, nie szczędząc czytelnikowi szczegółów o obyczajach, polityce, religii. Mając tak wiele detali, możemy bez problemu zwizualizować sobie literacki świat. Tak rozplanowane uniwersum świadczy o niezwykłej wyobraźni młodego autora – razem z nim podążamy uliczkami miasta i poznajemy społeczeństwo klasowe. Niestety, duża ilość opisów może szybko zmęczyć odbiorcę, a rozbudowane zdania powodują – najczęściej – dezorientację czytelniczą. Dodatkowo hamują one akcję i wielokrotnie musimy czytać całe fragmenty jeszcze raz, od początku, aby połapać się w fabule. Minusem jest również niekonsekwencja językowa – niektórzy bohaterowie posługują się językiem archaicznym (np. waszmość), inni natomiast zupełnie go nie używają. Pomimo że nie wszystkim czytelnikom ta anachroniczność będzie przeszkadzać, mam nadzieję, że w kolejnych tomach trylogii autor poprawi ten niuans.

Finalnie

Najbardziej w powieści Czarne koty podoba mi się odautorski bonus. Czytelnik dostaje bowiem od Hryniewieckiego mapy (m.in. wyspy Thornis, Delty Krieru, miasta Thornis, Klasztoru Belenaosa). Dzięki nim łatwiej jest nam przebrnąć przez dziesięć rozdziałów Czarnych kotów i nie zgubić się w meandrach literatury. Podsumowując, debiutancka powieść autora jest dziełem ciekawym, ale długie opisy mogą zmęczyć nawet najwytrwalszych. Skądinąd, gdyby nie językowa niekonsekwencja, może byłoby prościej, ale cóż… nie jest. Zachęcam Was jednak, żebyście sami ocenili, czy warto!

Nasza ocena: 6,2/10

Czarne koty to debiut, ale i początek trylogii. Nie jest to powieść dla każdego, ale może warto dać jej szansę? Propozycja dla czytelników, którzy lubią naprawdę długie opisy.

Fabuła: 5/10
Oprawa graficzna : 9/10
Wydanire: 7/10
Bohaterowie: 4/10
Exit mobile version