Site icon Ostatnia Tawerna

W mordę demona! – recenzja komiksu „Outcast: Opętanie. Scaleni”, t .6

Kirkman ma ciągoty do telenowel. Próżno szukać lepszego przykładu niż Żywe trupy, gdzie na poły horrorowa, na poły obyczajowa opowieść ciągnęła się przez 193 zeszyty. Outcast. Opętanie aż takim rozmiarem pochwalić się nie może, aczkolwiek całość i tak ma 48 odcinków.

Trzeba Kirkmanowi przyznać, że pomysł połączenia Inwazji porywaczy ciał z Egzorcystą jest dość oryginalny. Zazwyczaj historie o opętaniach dotyczą pojedynczej jednostki, a w Outcast, z zeszytu na zeszyt, ciemnym mocom ulegało coraz więcej osób. Urzeka także metoda walki z demonami, która polega po prostu na biciu „nosiciela” tak długo, aż złośliwy byt nie zostanie wykaszlany na zewnątrz.

Jednak jako całość, ten akurat tytuł Kirkmana, miał spore problemy z tempem. Szczególnie w pierwszych tomach działo się stosunkowo niewiele. Na szczęście im dalej w las, tym więcej opętańców się pojawiało, a wraz z nimi rosła stawka. Ostatni tom kontynuuje tę tendencję zwyżkową. Aczkolwiek ostatecznie nie wszystko się udało.

Zawsze black and white

Problem w tym, że w poprzednim tomie wyjaśniono, skąd się biorą opętańcy i ukazano przyczyny konfliktu pomiędzy siłami mroku a jasnością. W ostatnim tomie (podwójnym względem oryginalnego wydania) praktycznie nic nie zostaje do tego wątku dodane. Samo zakończenie także wypada leniwie i nie tak epicko, jak sugerowałoby poprzednie stopniowanie napięcia. Na całe szczęście nie wszystko wraca do pierwotnego status quo i wiele postaci musi zmierzyć się z konsekwencjami „swoich” zachowań. Zabrakło mi jednak w tym wszystkim jakiegoś drugiego dna, przewrotności, czy innego elementu, który zachęcałby mnie do ponownego sięgnięcia po ten tytuł w przyszłości.

Tacy sami

Równie średnio wypadli bohaterowie. O ile główna ekipa, Kyle Barnes i pastor Anderson, do końca zostali poprowadzeni w ciekawy sposób, tak kuleje tło. Kirkman dał w Outcast upust swoim telenowelowatym ciągotom i wprowadził całkiem sporo postaci pobocznych. Poniekąd dają one obraz tego, jak opętania wpływają na pozostałe rodziny, lecz bohaterowie ci nie wyróżniają się niczym szczególnym, a efekt ten potęguje jeszcze narysowanie ich w podobny sposób. Część wątków natomiast zdaje się porzucona. Przykładem niech będzie, znana z poprzednich tomów, dziewczynka, już potężna, choć dopiero poznająca swoje moce. Ostatecznie jej obecność okazuje się zbędna, bo ma znikomy wpływ na fabułę.

Zbliżenie

Niezmiennie dobre pozostają rysunki Paula Azacety. Poza wspomnianym problemem ze zbytnim podobieństwem trzecioplanowych bohaterów, całość wypada bardzo przyzwoicie. Częste i gęste zastosowanie czerni, wraz z przytłumionymi kolorami, świetnie sprawdza się w tego typu historiach. Od samego początku pokochałem również patent z małymi kadrami wewnątrz kadrów, które wplatają w powieść dodatkowe detale. Prosty pomysł, a jakże charakterystyczny.

Rozpętanie

W ogólnym rozrachunku Outcast. Opętanie to średnia seria. Całkiem sprawnie napisana, ale też nieoferująca niczego przełomowego. Powolne tempo nie zostało ostatecznie wynagrodzone czytelnikowi. Jednocześnie ciężko wskazać tutaj jakieś konkretne wady i elementy urągające inteligencji odbiorcy. Outcast to prosta historia ze wszystkimi wadami i zaletami takiego podejścia. Zatem, jeżeli ktoś ma ochotę na horror z pewną nutką opowieści obyczajowej, w której rodzina jest najważniejsza, to tytuł Kirkmana może mu to dostarczyć.



Nasza ocena: 7/10

Z rodziną najlepiej… leje się demony po pyskach.

Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 6/10
Oprawa graficzna: 8/10
Wydanie: 9/10
Exit mobile version