Site icon Ostatnia Tawerna

Valofax ex machina. Recenzja komiksu „God Country”.

Donny Cates swój autorski komiks bazuje na powszechnie znanym superbohaterskim motywie. Spadająca z nieba broń, niczym młot Thora, zapewnia głównemu bohaterowi niesamowitą siłę. Czy jednak dało się z tego punktu wyjścia wycisnąć coś innego? Coś bardziej wartościowego?

Nie będzie zaskoczeniem stwierdzenie, że scenarzysta God Country to utalentowany twórca. Pomysły zaś często opiera na swoich doświadczeniach, przez co są zdecydowanie bardziej przekonujące i osobiste. Tak też stało się w tym przypadku. Chorując na ostre zapalenie trzustki, spodziewał się śmierci, a w pewnym momencie stracił trzeźwość umysłu oraz część wspomnień. Oczywiście wyzdrowiał (ciężko jest pisać komiksy pośmiertnie), ale to przeżycie go zmieniło i popchnęło do napisania historii człowieka w zaawansowanym stadium Alzheimera.

Czar wspomnień

Główny protagonista, Emmett Quinlan, jak już wspomniałam wyżej – tracący samodzielność i wszystkie wspomnienia z powodu choroby – pewnego dnia otrzymuje nadnaturalną, wręcz boską moc. Ale to nie wszystko. Za sprawą magicznego miecza – Valofaxa – odzyskuje coś dużo cenniejszego, mianowicie swoją świadomość, swoje dawno utracone „ja”. Jednak jest to dopiero zawiązanie akcji, bowiem twórca oręża, bóg z innej rzeczywistości, chce go za wszelką cenę odzyskać a Emmett nie zamierza z niego łatwo zrezygnować. Gdy dzierży w ręku miecz, znów jest sobą, pamięta zmarłą żonę, rozpoznaje syna, wnuczka przestaje się go obawiać. Alternatywą jest ponowne zatracenie.

Kwestia skali

Co wyróżnia ten komiks na tle innych, podobnie zaczynających się superbohaterskich opowieści? Jest to właśnie perspektywa. Z jednej strony na szali leżą losy świata; wszechmocne bóstwa mogą z łatwością zmieść ludzi z powierzchni ziemi. Bóg wszystkiego nie zawaha się zaangażować w walkę swoich synów, byle odzyskać to, na czym mu zależy. Z drugiej strony obserwujemy rozpad rodziny: chorego ojca, którego własny syn już nie rozpoznaje, jednak dalej się nim opiekuje. Prowadzi to do pogłębiających się konfliktów syna z żoną, która traci cierpliwość i chce odejść. Skala jest więc jednocześnie kosmiczna, a przy tym niezwykle intymna.

Dodatkowym atutem God Country jest sposób narracji. Ewidentnie jest ona prowadzona z perspektywy potomka Emmetta. Teksas staje się w niej dziwną, oderwaną od rzeczywistości krainą, w której zwykły i nieistotny człowiek zostaje wciągnięty w wir (dosłownie!) fantastycznych zdarzeń. Jest to jednocześnie mocno symboliczne, bowiem tak właśnie rodzą się mity: przekazywane przez pokolenia z ust do ust historie przodków uwikłanych w walkę z dużo silniejszym przeciwnikiem, ale też z własnymi słabościami i ułomnością.

Mash-up

Mitologia wszechświata mogłaby być bardziej rozbudowana, gdyż bogowie nie grzeszą  oryginalnością. Są popkulturowym zlepkiem strawestowanych mitów greckich, ze sztampowym bogiem śmierci i jego wszechwładnym ojcem, zasiadającym na tronie i wydającym rozkazy z oddali. Historia również mogłaby być dokładniej rozpisana. Miecz pojawia się pretekstowo, daje zaczątek akcji, która jest tak naprawdę niespecjalnie wyjaśniona – nie wiemy do końca, dlaczego Valofax ucieka i trafia akurat w ręce schorowanego starca. Jednak nie jest to aż tak istotne. W komiksie najważniejszą rolę odgrywają emocje i relacje między bohaterami, a nie dokładny ciąg przyczynowo-skutkowy.

Boska kreska

Geoff Shaw oraz Jason Wordie, odpowiedzialni kolejno za rysunki oraz rozłożenie kolorów spisali się na medal. Kreska dostosowuje się do zmiennego tempa komiksu – jest jednocześnie spektakularna w scenach walk i rozrywania budynków na strzępy oraz wyważona, gdy potrzeba chwili na refleksję. Czerń tuszu kontrastuje tu z wachlarzem pastelowych barw. Całkiem nieźle oddaje to zarówno teksański klimat, jak i bogate wyobrażenia kosmosu. Polskie zbiorcze wydanie wzbogacone jest także o przepiękne okładki z poszczególnych zeszytów.

Is it worthy?

Dzieło Donny’ego Catesa to pozycja zdecydowanie warta uwagi. Historia, na pierwszy rzut oka banalna, jest w rzeczywistości subwersją typowego „marvelowego” motywu. To opowieść o zmierzeniu się i pogodzeniu ze śmiercią. Co ważne: na własnych warukach. Rzadko zdarza się, by komiks mnie poruszył. God Country się udało.

Nasza ocena: 8,5/10

W tym komiksie wszystko gra tak, jak powinno. Wartka akcja przeplata się z osobistymi, prawdziwymi dramatami bohaterów. A sama oprawa graficzna tylko podkręca klimat. Jest to zdecydowanie must-read!

Fabuła: 8/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa graficzna: 9/10
Wydanie: 9/10
Exit mobile version