Site icon Ostatnia Tawerna

Uważaj, czego sobie życzysz – dlaczego „Wiedźmin 3: Serca z Kamienia” to najlepszy dodatek w historii?

Każdy chyba może o jakiejś grze powiedzieć, że jest ona tą najlepszą. Dla mnie taką produkcją jest dodatek do obchodzącego właśnie urodziny Wiedźmina 3: Dziki Gon zatytułowany Serca z kamienia. Co  wyjątkowego jest akurat w tym tytule, że zasługuje na takie wyróżnienie?

Trzecia część przygód Geralta z Rivii, stworzona przez studio CD Projekt Red, niewątpliwie jest światowym fenomenem. Staranne wykonanie i serce włożone w jej produkcję na nowo zdefiniowało, wydawałoby się, z wolna umierający ówcześnie gatunek cRPG do tego stopnia, że inni twórcy co rusz obiecywali w swoich dziełach tworzyć misje poboczne na wzór tych z Wiedźmina 3. Świat oszalał na punkcie naszego białowłosego zabójcy potworów i nawet dziś, po pięciu latach od premiery, jego popularność utrzymuje się na wysokim poziomie. Mimo naprawdę solidnego wykonania, które wciągnęło moją skromną osobę na długie godziny, to jednak dopiero dodatek Serce z Kamienia wbił mnie w fotel i zdetronizował w moim (nomen omen)  sercu dotychczas wygodnie siedzącego sobie Starcrafta. Cóż jest takiego w akurat tym rozszerzeniu, że stało się dla mnie najcudowniejszym przeżyciem gamingowym?

Trza być w butach na weselu

Nie da się ukryć, że pierwszy dodatek do „Wiesia” jest niesamowicie swojski dla Polaków. Interpretacja mitu o Twardowskim co rusz puszcza do nas oczko, podając jednak historię w  zdecydowanie bardziej nowoczesny, zrozumiały i ciekawy dla odbiorcy spoza centrum Europy sposób. Chociaż ta opowieść uderza w znajome tony, odkrywamy tu wersję  oryginalną, niezdradzającą swego zakończenia w tak oczywisty sposób. Jednak nie tylko historia szlachcica dosiadającego koguta była inspiracją dla powstania fabuły; sporą część gry spędzamy, zabawiając pewnego ducha na wiejskim weselu. Chłopskie zabawy, tańce i przyśpiewki są z pewnością niezwykle ciekawą egzotyką dla zachodniego odbiorcy, dla nas zaś stanowią luźny, wesoły epizod łechcący poczucie nietuzinkowej regionalności. Ponadto opętany Geralt, wyrywający sztachetę z płotu, by z zaangażowaniem rozpocząć zwykłą bójkę, to obraz, który zawsze poprawia mi humor.

Serce z kamienia pokazuje również nieco egzotyki, choć po części nam znajomej. Wesoła ferajna towarzysząca Olgierdowi von Everec wyjątkowo przypomina kozacką bandę, skorą do niezbyt bezpiecznych zabaw, żartów, bitki i pitki. Ale ArcziNie! Wszak kozacy są nam bardzo dobrze znani! Cóż, to prawda, lecz wciąż jest to kultura dość odbiegająca od naszej, a przez to trudniej jest się nam z nimi utożsamiać. Jednak przyznać trzeba, że dla zachodnich graczy są oni jeszcze bardziej obcy niż  nasze wesela i gusła. Twórcy pokazali również, że potrafią wykreować cywilizację zupełnie odrębną od tego, co dotychczas można było spotkać w Królestwach Północy. Ofirczycy wyjątkowo odbiegają od pozostałych bohaterów niezależnych swymi bliskowschodnimi klimatami, stanowiąc wyjątkowo wyróżniającą się świeżość.

Czerwone z czerwonym, żółte z żółtym, białe z białym

Mocną stroną pierwszego rozszerzenia Wiedźmina 3 są niewątpliwie postaci. Wspomniany już Olgierd von Everec jest niewątpliwie osobistością złożoną, niezwykle charakterystyczną, z początku nieco odpychającą, lecz wraz z rozwojem głównego wątku nie w sposób jest mu nie zacząć kibicować. Von Everec, poświęcający własną duszę dla ratowania tego, co było mu najdroższe, zatracający się w sieci, jaką zarzucił na niego Pan Lusterko, jest postacią niewątpliwie tragiczną; gdyby nie demoniczne knowania Szklanego człowieka, zapewne nie byłby tak zły, jak w momencie, gdy go poznajemy. Nie można też zapominać o samym Gaunterze o’Dim, niezwykle sprytnym i przebiegłym złu wcielonym o nieprawdopodobnej mocy, wodzącym naiwnych za nos swymi obietnicami, których co prawda nie łamie, ale interpretuje je w dość pokrętny sposób. Nie bez przyczyny w półfinale turnieju grozy o krwawy kufel Ostatniej Tawerny sensacyjnie wyeliminował on jednego z faworytów do sięgnięcia po to zaszczytne trofeum. Grzechem  byłoby nie wspomnieć o mojej ulubionej Shani, uroczej i oddanej niesieniu pomocy medyczce, wykształconej w Akademii Oxenfurckiej; niezamieszana w większe intrygi, pozbawiona nadprzyrodzonych mocy zdecydowanie odróżnia się od otaczających Geralta czarodziejek. Gdy więc otrzymuję wybór – Triss czy Yennefer, bez namysłu zawsze odpowiem: Shani!

Liczko ma gładkie i mowę kwiecistą, czarci ten pomiot z naturą nieczystą

Jednak to nie swojskość ani nawet postaci, choć wykreowane cudownie, nie wywindowały Serca z kamienia na szczyt mojego osobistego rankingu najlepszych gier wszechczasów, a zrobił to klimat. Każda część głównego wątku, jak i zadania poboczne, to wyjątkowo obficie skondensowane doznanie, łechtające każdego, kto uwielbia zatapiać się w świat przedstawiony. Potyczka w kanałach z wielkim ropuchem, walka z niezwykle utalentowanym szermierczo Olgierdem na tle płonącej posiadłości, wspomniana na początku zabawa na weselu pełna prostych, ale wcale nie nudnych zabaw – praktycznie w każdym momencie jesteśmy bombardowani inną, ale jakże niepowtarzalną i solidną atmosferą. Zbieranie ekipy do obrabowania domu aukcyjnego Borsodych jest pełne ciekawych historii, a dialog z kapitanem starającym się uratować zakładników to czysta poezja, za którą autor powinien dostać stos wszelakich nagród. Twórcy jednak przechodzą samych siebie we dworze von Evereców, gdzie klimat staje się tak soczysty i gęsty, że można go kroić nożem. Psychodeliczna atmosfera, pozbawiony twarzy strażnik, opiekuńcze istoty, mrok, straszący duch Iris, wizyty w malowanych obrazach oraz wizje ukazujące nam tragizm historii Olgierda – na tym etapie wszystko współgra ze sobą, tworząc doznania wciskające w fotel, pozwalające bezkreśnie zatopić się w przedstawionej opowieści. Nie można również pominąć fantastycznej pieśni o Panu Lusterko, która towarzyszy nam nieustannie, wprowadzając niepewność i grozę, zwłaszcza gdy w jednym momencie możemy spotkać gromadkę dzieci, śpiewających ten utwór.

Interpretacja znanej w Polsce opowieści w nowoczesny sposób, przemieszanie swojskości z egzotyką, dobrze napisane postacie i perfekcyjnie skondensowany klimat to mieszanka niełatwa do okiełznania, lecz CD Projekt RED poradziło sobie z nią perfekcyjnie, dając nam produkt wysokiej jakości, przewyższający to, co było już udane w podstawowym Wiedźminie 3. Kunszt wykonania zasługuje tu na prawdziwe uznanie i nie spodziewam się, by prędko został on zdetronizowany w moim sercu. Większość graczy wskazuje, że jednak to Krew i wino jest tym lepszym dodatkiem, lecz nie ujmując mu, bo  to rozszerzenie również dopracowane i udane, to jednak Serce z kamienia oferuje na tyle bardziej zagęszczone doznania, że po ujrzeniu napisów końcowych odczuwałem sytość i spełnienie, nie chcąc więcej i będąc w pełni ukontentowany kompletną historią, co wcale nie oznacza, że na jednym przejściu się skończyło.

Exit mobile version