Archanioł Michał to ruska onuca! A nawet gorzej, choć to już nie są hasła PG-13. Czyli koniec świata się rozwija, a Zek wspina się po najeżonych niebezpieczeństwami szczeblach kariery gladiatora.
Na arenie naszej nie jest źle
„Po całych dniach bawimy się/ W coraz to inny trud”. Po pupach i łapach biją zainteresowanych podczas zabawy i poza nią, a konkretnie tłuką się sami gladiatorzy, taka praca. Jeśli nie wiecie, skąd to, do czytania Areny dłużników ściągnijcie sobie dyskografię Kaczmarskiego, wiele wam wytłumaczy. Zwróćcie uwagę zwłaszcza na Raj (Kaczmarski, Gintrowski i Łapiński), Gołkowski inspirował się utworami z tej płyty, wymyślając swój epicki, porąbany koniec świata.
Jak pamiętacie, główny bohater trylogii Komornik powraca w Arenie dłużników, żeby przeżyć apokalipsę raz jeszcze. W świecie po Wszystko, wszędzie, naraz i innych multiwersów naprawdę nie powinno was to dziwić. Teoretycznie Zek wie wszystko o otaczającej go katastrofie, chociaż już w tym tomie dostajemy wskazówki, że szwy zaczynają puszczać i cała ta intryga się rozłazi, zaczynamy mieć do czynienia z rebootem, a nie retellingiem. Ale powoli, najpierw trzeba ponaparzać się mieczami, trójzębami i innym badziew… szlachetnymi narzędziami do zabijania kolegów i koleżanek z firmy.
Zek, chce czy nie, musi chwycić drewniany gladius i nauczyć się fachu dostarczyciela igrzysk. Rozgląda się po coraz bardziej starożytnym Rzymie, testuje granice koszerności, powoli dostrzega, jak współobywatele zaczynają się w tej ogólnoświatowej dupie urządzać. Fabuła rozwija się niespiesznie, ktoś ciągle z kimś się bije, przed kimś spie… ucieka, coś tam kombinuje. Sprytniejsza część ludzkości uczy się wynajdywać luki w boskim prawie i stosować kamuflaż ogłupiający Wysłanników. Nasz chłopak zasadniczo radzi sobie wyśmienicie, to dla niego nie nowinka, tylko czasem rzeczywistość go przygniata i mamrocze sobie złote przeboje różnych bardów, którzy, jak wiadomo, są najlepszą odpowiedzią na totalitarny ustrój.
Sentymentalna panna S
Żeby przetrwać apokalipsę, trzeba wytoczyć najcięższe działa — zebrać się do kupy i działać razem. Przydaje się też stary, dobry trolling, kwitnący w Internetach, ale przecież możliwy i bez nich. Drugi tom Areny to pean na cześć całej sieciowej patologii, w której dostrzega narzędzie, jakby nie było, wolności. Źle wykorzystywanej, nadużywanej, zwyczajnie po chamsku marnowanej na pierdoły, a przecież w istocie swej absolutnie pięknej. I kompletnie niemożliwej. To także pochwała ogólnego pomieszania z poplątaniem, jakie stanowi internetowa kultura palimpsestu, pasty i sampla. Dekonstrukcja, czyli rozpierducha i zgarnianie na kupkę tego, co fajnie błyska i się elegancko kojarzy.
Jak w tak nasyconym roztworze podniosłej bogobojności zbudować społeczność, która stanie razem przeciw tyranowi? No przecież pisząc po murach (które kiedyś runą!) hasła o tym, że Michał Archanioł lubi kozy. I rysując go, bardzo zadowolonego, w towarzystwie siusiaków, niekoniecznie kozich. Proste, skuteczne komunikaty, które nie muszą mieć żadnego pokrycia w faktach, mają jedynie odbrązawiać. Najlepszym lekarstwem na strach jest śmiech, a z Amerykańskich bogów wiemy, że wszelkie mityczne i biblijne bestie żywią się jedynie wiarą i lękiem.
Trak Spartakus lubi to
Arena dłużników zapowiada się na czystą rozrywkę, dużo lżejszą i bardziej beztroską niż Komornik. Gołkowski korzysta tu ze sprawdzonych rozwiązań, rzuca brzydkie słówka i obrazki, nie oszczędza na masakrze, promuje przyjaźń na maksa. Skleja nową apokalipsę z sampli ze swoich poprzednich książek, Biblii, bardów, cenzopap… wszelkiego szlamu zalegającego naszą zbiorową wyobraźnię karmioną Internetem. Rozpycha tekst opisami gladiatorskich potyczek, efektownych cięć, głupich wierszyków o jednym aniołku.
Możecie prześlizgnąć się po tej książce bez większej refleksji, ale jest też opcja zachwycić się cytatami, poszukać tropów, zadumać nad maszynerią ludzkiej natury, która mniej więcej tak reaguje na kryzys klimatyczny, jak otoczenie Zeka na apokalipsę. Arena jest zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu, nawet jeśli podkolorowanym. A do tego cudnie obrazoburczym.
Nasza ocena: 8,5/10
Jak mówi sam autor, piąty tom zamkniętej trylogii, książka obliczona na absurd. Multiwersum, jakiego potrzebujemy na odtrutkę od AD 2022.
Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 8/10
Styl: 10/10
Wydanie i korekta: 10/10