Kto miał okazję wziąć udział w zabawie polegającej na wydostaniu się z pokoju-pułapki, ten na pewno chociaż raz pomyślał sobie: „A co, jeśli stąd nie ma ucieczki?”. W ostatnich latach popularność escape roomów wzrosła i tylko kwestią czasu było powstanie dreszczowca z taką właśnie myślą przewodnią. Przed współczesnymi twórcami horrorów zawsze stoi nie lada wyzwanie, żeby przestraszyć publiczność, która widziała już wszystko. Czy odgrzewanie motywu z klasyka, takiego jak Piła, się opłaciło?
Grupa przyjaciół decyduje się na świętowanie urodzin Tylera (Evan Williams) w niecodzienny jak dla nich sposób. Są to młodzi i bogaci ludzie, dla których rozrywką jest picie drogich trunków w eleganckich lokalach. Z pewną dozą niepewności podejmują wyzwanie. Jadą do tajemniczego miejsca i nieświadomi zagrożenia rozpoczynają przygodę. Na wydostanie się z potrzasku mają jedynie godzinę, ale zanim upłynie połowa tego czasu, imprezowicze pojmą, że zabawa jest niepokojąco brutalna, a rozwiązywanie zagadek nie przybliża ich do ocalenia.
Łamigłówki
Zadania, jakie mają do wykonania uczestnicy zabawy w escape roomie, zwykle wiążą się z wykorzystaniem umiejętności obserwacyjnych, kreatywnością, szybkością działania i umiejętnością logicznego myślenia. Ważna jest zgodna współpraca i niepopadanie w bezsensowne konflikty. Bohaterowie filmu od samego początku zdają się być tym bardzo zaskoczeni i w niezwykle chaotyczny sposób raczej odgadują, jakie kolejne kroki należy wykonać, niż je dedukują. Są uwikłani w dziwne, niejasne relacje. Napięcie między członkami ekipy jest konsekwentnie budowane od samego początku i sugeruje, że będzie jednym z czynników utrudniających wydostanie się z potrzasku.
Gdzie ta groza?
Twórcy filmu Escape Room chyba chcieli postawić na minimalizm. Mocno zaciemnione kadry, duża ilość reaction shotów i bohaterowie, którzy raczej nie budzą w widzach sympatii. Taka mieszanka miała zagwarantować interesujący klimat i postawić nas w roli chłodnych obserwatorów, zupełnie jakbyśmy powinni przyjąć perspektywę oprawcy, a nie współczującego świadka. Według mnie zabieg zadziałał trochę opacznie, łatwiej było się zdystansować, a w konsekwencji znudzić. Nie pomagało też wrażenie, że „gdzieś już to widziałam”, a powtarzalność jest chyba najcięższym grzechem filmowca.
Niewyczerpany temat
Czasami bywa tak, że na kilometr czuć dążenie twórców do pozostawienia sobie furtki. Jeśli to po prostu otwarte zakończenie, dające do myślenia i sugerujące, że pokazywana widzom historia jest jedynie fragmentem z życia bohaterów, to nie mam zastrzeżeń. Jeżeli jednak odnoszę wrażenie, że obietnica kontynuacji, niemalże, wylewa się pretensjonalnie z ekranu, to niestety odczuwam niesmak. Horrorowych tasiemców jest co niemiara, może warto postawić na pojedyncze opowieści? Unikniemy schematyczności, motywu pościgu za sprawcą owych zbrodni i chęci rozkładania na czynniki pierwsze jego modus operandi.
Podsumowanie
Jako fanka gatunku za każdym razem próbuję dostrzec pozytywy. Jestem jednak na tyle wymagająca, że nie zawsze mi się to udaje. W przypadku najnowszej produkcji Willa Wernicka nie zdołałam wykrzesać z siebie entuzjazmu. Film momentami bawił miast straszyć, a nawiązywanie do perypetii miłosnych bohaterów nie wzbudzało większego zainteresowania. Pozostaje mieć nadzieję, że twórcy w porę się opamiętają i zaniechają tej smutnej kalkomanii.
Nasza ocena: 3,7/10
Czasami oczywiste rozwiązania nie są najlepsze. Chociaż tematyka jest na czasie, to lepiej skorzystać z bogatej oferty prawdziwych escape roomów niż męczyć się podczas oglądania wyczynów kogoś innego.
Fabuła: 2/10
Bohaterowie: 2/10
Oprawa wizualna: 6/10
Oprawa dźwiękowa: 5/10