W swoim życiu przeczytałem wiele książek. Jedne były arcydziełami, inne średnie, a jeszcze kolejne po prostu dobre. Miałem też styczność ze złymi pozycjami. Do tych najczęściej zaliczałem biografie czy opracowania historyczne. Czasem w moje ręce wpadały też tytuły, które były jednymi z nielicznych słabych książek w dorobku jakiegoś autora, albo stanowiły zaczątki nowych uniwersów, później urastając do rangi małych arcydzieł. Obok całej tej klasyfikacji znajduje się jeszcze Twierdza Kimerydu.
Tytuł ten miał w założeniu być syntezą kilku gatunków. Cytując Jerzego Franczaka: Twierdza Kimerydu to (…) mutacja fantasy, postapo, powieści przygodowej, prozy psychologicznej i sagi rodzinnej. Taka ilość gatunków w jednym sugeruje, że mamy do czynienia albo z arcydziełem, albo ze złą książką.
Całość została opowiedziana z pierwszoosobowej perspektywy. Chociaż tak naprawdę ciężko tu mówić o opowieści w sensie przedstawiania wydarzeń, ponieważ w każdym rozdziale na akcję przypada może strona, a pozostałe dwadzieścia poświęcono źle napisanym, męczącym i żmudnym opisom rozterek wewnętrznych bohaterów.
Dość ciekawie mimo wszystko wypada świat, w jakim dzieje się fabuła książki. Mamy alternatywną Ziemię, na której naukowcy wskrzesili dinozaury (autorka powinna zapoznać się z przykładowym albumem dotyczącym gadów z minionych czasów, ponieważ w utworze wymienione są cztery grupy, nie gatunki, tych zwierząt) i rozpoczęli serie eksperymentów, czego wynikiem stały się ludzko-dinozaurze hybrydy. Do tego dorzucić należy Europę będącą cesarstwem (jakkolwiek absurdalnie to brzmi) ze stolicą w Vintage. W Ameryce rządzą Indianie, a Afryka pozostaje dzika (przynajmniej tak zrozumiałem).
Tytułowa Twierdza Kimerydu to miasto w Afryce, w którym ma miejsce cała akcja książki. Jak wspomniałem, fabuła opowiedziana jest z perspektywy pierwszej osoby. Kłopot w tym, że wydarzenia wspomniane są enigmatycznie. Coś miało miejsce, jest o tym powiedziane, ale nijak wiadomo, co się tak naprawdę stało. Czytelnik musi sam domyśleć się wszystkiego na podstawie strzępków informacji, które serwują mu w swoich przemyśleniach bohaterowie.
Tych jest czwórka. Spotykamy tutaj naprawdę wesołe indywidua. Mamy panią antropolog, która uciekła z miasta, gdzie doszło do masakry, do Twierdzy Kimerydu, by odkryć, że władca owej był mocodawcą zamachowców, odpowiedzialnych za śmierć jej kolegów z Uniwersytetu, przez co sama staje się niejako zakładniczką (nie pytajcie, ale tyle zrozumiałem, chociaż potem ten obraz i tak się wali). Dalej stykamy się z trójką gadzio-ludzkich hybryd. I tak spotykamy człowieka-półraptora mogącego zrobić wszystko za pieniądze, człowieka-elasmozaura posiadającego przyrodniego brata dinozaura, i cierpiącego na rozdwojenie jaźni człowieka-pterodaktyla, którego jedną połowę stanowi niedoszły, ślamazarny lekarz, a drugą uwielbiająca seks kurtyzana. Cała trójka ma raptem dziewiętnaście lat, co mnie lekko zaskoczyło, ponieważ spodziewałem się nieco starszych bohaterów. Jedynie pani antropolog jest bardziej „wiekowa”, gdyż dobiega trzydziestki.
Muszę nadmienić, że autorka chyba ukochała litery „a” i „t”. Wszystkie przedstawicielki płci pięknej mają w powieści imiona na „a”, na przykład Anna, Abba czy Alicja, natomiast mężczyźni występują głównie z imionami na „t”, jak Tyrs, Tycjan, Teobald czy Tuliusz. Dodatkowo, zastanawiam się, do kogo jest skierowana ta książka. Miejscami zakrawa o pornografię. Praktycznie każdy bohater cierpi na uzależnienie od seksu. I nie ma rozdziału, by temat ten nie wypłynął.
Nie będę się za bardzo czepiał strony graficznej, w końcu to egzemplarz przedpremierowy, aczkolwiek kreska komiksowych wstawek jest fatalna i powinna zostać zmieniona. Przywodzi po prostu na myśl komiksy erotyczne.
Podsumowując, Twierdza Kimerydu Pioruńskiej nie powinna nigdy zostać wydana. Nie da się tego czytać. Fabuła jest miałka, a właściwie jej nie ma. Nie odnotowałem żadnego pozytywnego uczucia poza uśmiechem, kiedy natrafiałem na żarty bardzo niskich lotów. Książka prawdopodobnie stanowi zaczątek serii. Mam nadzieję, że takowa nigdy nie powstanie. Jedynym jasnym punkcikiem jest świat. Dałoby się z niego wykrzesać więcej, ale za to musiałby się wziąć inny autor o lepszym piórze. Nie polecam, a wręcz odradzam.