V edycja Sabat Fiction-Fest już za nami. Były tłumy, było sporo atrakcji i cała moc… pytań o najbliższy sklep. Jak kieleckie święto fantastyki uporało się z zabawianiem swych gości?
Za górami, za lasami
Moja przygoda z tegoroczną edycją wiedźmiej imprezy rozpoczęła się jeszcze przed wyruszeniem w drogę bez zebrania drużyny, a to za sprawą pojawienia się kontrowersyjnego wpisu na jednym z popularnych portali. Wielce oburzony użytkownik nie mógł wyjść ze zdziwienia, że organizatorzy poszukują osób chętnych do wykonania foto/wideo relacji z wydarzenia w zamian za częściową lub całkowitą zniżkę na karnet wejściowy. W komentarzach mnogo było głosów popierających zdenerwowanego, ale równie dużo tych, które tłumaczyły takie ogłoszenie porównując ich do helperów, którzy wszak na każdym konwencie pracują w pocie czoła za darmową wejściówkę. Ja tymczasem, nie zważając specjalnie na ten mały konflikt, przygotowywałem się do wyjazdu i ruszyłem w drogę.
Konwent odbywał się w Targach Kielce, sporym kompleksie hal położonym pośrodku… niczego. Daleko było stąd do centrum miasta, spore odległości dzieliły od najbliższej restauracji, gdzie można by posilić się sowitym obiadem, a i sklep spożywczy był sporym rarytasem, kosztującym długą podróż poprzez niezbyt równe chodniki. Ciężko jest mi zliczyć ilość osób, która zaczepiała mnie z pytaniem gdzie można kupić coś na śniadanie.
Samo miejsce zabawy kompletnie nie pasowało do otaczającego go obrazu. Sabat Fiction-Fest zajmował trzy hale, z czego w jednej dostępne były jedynie dwie sale konferencyjne. Pierwsze z pomieszczeń było główną areną zabaw, tu bowiem można było znaleźć większość atrakcji, takich jak arena, wypożyczalnia planszówek, stoiska wystawców, obiekty gastronomiczne, urzekający kącik komiksowy i całe mnóstwo podzielonych tematycznie stanowisk komputerowych. W drugim natomiast oddzielono od siebie ściankami działowymi główną scenę, sleeproomy, pomieszczenia organizatorów oraz znaleźć tu można było pokoje przeznaczone do gier RPG czy też prelekcji. Trzecie w większości odcięte było od konwentu, a dostępne sale stały dumnie na kolumnach, górując nad zamkniętą przestrzenią. Nie można również zapomnieć o terenie wokół zabudowań, gdzie można było znaleźć strzelnicę oraz bardzo oblegany foodtruck z frytkami belgijskimi.
Wyższość technologii nad tradycją
Jak zostało to wspomniane akapit wcześniej, stanowiska komputerowe stanowiły dość sporą część przygotowanych atrakcji. Ba! Śmiało można rzec, że zdecydowanie zdominowały one Sabat Fiction-Fest zajmując niemal połowę całego terenu konwentu. Strefa retro, kącik Gwinta i Heartstone, gry taneczne, muzyczne, turniej CS: GO, FORTNITE, Fifa… Monitory mrugały na bawiących się niemal z każdego kąta i mimo tłumów nie było najmniejszego problemu ze znalezieniem dla siebie wolnego sprzętu. Gorzej jednak w tym zestawieniu wypadły inne rozrywki. Arena pośrodku pierwszej hali, choć oferowała ciekawe atrakcje, przez większość czasu świeciła smutnymi pustkami, a pod główną sceną, miejsc siedzących zabrakło tylko w jednym przypadku. Lekkiego życia nie miały też Larpy i RPGi, choć nie ze względu na brak zainteresowania. Na oba rodzaje atrakcji można było zapisać się poprzez pozostawienie swojego autografu na listach wiszących tuż obok wejścia, a te niemal zapełniły się już w pierwszej godzinie wydarzenia, przez co goście witający tu później zazwyczaj musieli obejść się smakiem. Zaznaczyć też należy, że o ile zabaw z kośćmi, papierem i wyobraźnią było dość sporo do wyboru, tak larpy zostały potraktowane przez organizatorów jak niechciane dzieci. Nie dość, że odbyły się tylko trzy, to jeszcze dwa z nich tego samego dnia, a start wszystkich został ustalony na dokładnie północ. Nie muszę chyba wspominać, że większość wytrwałych miłośników tego rodzaju rozrywki miała o tej porze już dość spore problemy z koncentracją.
Pisząc o atrakcjach czekających na uczestników oczywiście nie można pominąć stoisk wystawców. Choć nie było ich wiele, ich asortyment był naprawdę bogaty. Nie było najmniejszych problemów ze znalezieniem ciekawych koszulek, toreb, kubków, wisiorków, pluszaków czy podkładek, a i bardziej wysublimowanych rzeczy czy rękodzieła również nie brakowało. Spore zainteresowanie wzbudzało w szczególności bardzo wyróżniające się stanowisko Centrum Nauki Leonardo Da Vinci, gdzie można było obejrzeć takie cuda jak chociażby miniaturki konstrukcji tytułowego geniusza czy zabawy ciekłym azotem. Nauka poprzez zabawę to zdecydowanie strzał w dziesiątkę!
Największą moją uwagę, prócz dopiero co wspomnianego kącika naukowego, przykuły dwa miejsca. Pierwszym z nich było stoisko stylizowane na lokację z gry Fortnite. Czego by nie mówić o grze, połączenie punktu gastronomicznego ze stanowiskami do zmierzenia się w tytułowej produkcji wyglądało naprawdę dobrze, a oferowane tam przekąski i podawane w wielkich, czerwonych kubkach napoje były naprawdę przepyszne. Drugim punktem natomiast był kącik miłośników komiksów, który spokojnie mógłby zostać wzorem dla organizatorów innych konwentów. Odcięty od całej reszty szczelnym murem ścianek działowych po brzegi wypełnionym posegregowanymi tematycznie numerami, wyposażony w wygodne pufy i fotele zdecydowanie zachęcał do odsapnięcia, zwolnienia tempa i zagłębienia się w przyjemnej, kolorowej lekturze.
Organizacja? A na co to komu?
Jak wiadomo, nawet najlepsze pomysły i atrakcje nie wystarczą, jeśli organizacja nie podoła zamierzonym celom. Jak było z tym na Sabat Fiction-Fest? Do teraz nie jestem w stanie jednoznacznie ocenić.
Przygodę z kieleckim konwentem rozpocząłem od ujrzenia kolejki do kas. Nie było to dla mnie zbyt dużym zaskoczeniem, wszak to częste zjawisko na tego typu imprezach, lecz komentarze przybywających zdecydowanie wskazywały na to, że w tym miejscu jest to niezbyt miła niespodzianka. Mimo narzekań wielu, tłum rozładowywany był dość sprawnie, choć nie bez problemu. Helperzy niestety wyraźnie nie byli przygotowani do obsługi większej ilości osób motając się bezradnie i dezinformując się wzajemnie. Szczęśliwie punkt informacji nadrabiał to swoim profesjonalizmem i szybkością reagowania. Muszę przyznać, że siedzący tam ludzie mieli naprawdę łeb na karku i bez problemu rozwiązywali każdy przedstawiony im problem.
Choć teren, na którym odbywało się wydarzenie nie był specjalnie skomplikowany, nie obyło się bez pomocnych drogowskazów. Te w większości były dość dziwnie usytuowane, ponieważ były kartkami przymocowanymi sporą ilością taśmy do… podłogi! Trudno powiedzieć, czy było to rozwiązanie dedykowane miłośnikom siedzenia z nosem w smartfonach, czy zwykła improwizacja, ale o dziwo rzucały się one w oczy i były bardzo pomocne. Szkoda tylko, że blok mangi i anime oraz jedna z trzech sal prelekcyjnych nie doczekały się swoich drogowskazów. W orientacji bardzo przydatną była również niewielka mapa, otrzymywana przy zakupie biletu. Co ciekawe, do mojego identyfikatora prasowego takowa nie została dołączona, a o jej istnieniu dowiedziałem się zupełnie przypadkiem.
Jak wspomniane było to wcześniej, dwie sale prelekcyjne, o bardzo futurystycznym wyglądzie, znajdowały się w hali, która w pozostałej części nie była dostępna. Widząc ustalone na wielkich kolumnach walcowate pomieszczenia byłem nimi początkowo bardzo zachwycony, zwłaszcza pod względem możliwości jakie dawał taki design w rozgrywaniu larpów. Okazało się jednak, iż ich klimatyzacja pozostawiała wiele do życzenia, zmuszając widzów do męczenia się z zaduchem. Sporym problemem był również fakt, że na odciętej części na całego trwały bliżej nieokreślone prace z ciężkim sprzętem, który co jakiś czas skutecznie zakłócał prowadzenie prelekcji w obu pomieszczeniach. Co prawda organizatorzy Sabat Fiction-Festu nie mieli na to wpływu, jednak niesmak pozostał.
Sporym niedopatrzeniem było również zorganizowanie sleeproom’ów. Ścianki działowe, które oddzielały je od innych atrakcji i siebie wzajemnie (były osobne dla helperów, ochrony i uczestników) słabo blokowały dźwięki wydobywające się z pozostałych miejsc. Oczywiście nie jest to wielką przeszkodą w ciągu dnia, lecz wieczorem można było się przekonać, że akustyka hal jest bardzo przyjazna dla dalekiego rozprzestrzeniania się dźwięku całodobowych atrakcji. Kontrowersje, przynajmniej dla żarłoków mojego pokroju, budziła również gastronomia. O ile orzeźwiające napoje były łatwo dostępne i naprawdę dobre, a na drobne przekąski też specjalnie narzekać nie można było, o tyle problem stanowiło znalezienie czegoś solidniejszego. Jeden foodtruck z frytkami i tosty od karczmy Fortnite to zdecydowanie za mało, by mówić o porządnym, ciepłym posiłku. Co prawda od konwentów raczej nie oczekuje się prowadzenia restauracji, ale zważając na lokalizację, chociażby namiary na jedzenie z dostawą byłyby czymś mile widzianym. Nie raz widziałem dostawców z pizzą, więc możliwość była, lecz dostępnych dla ogółu namiarów niestety nie spotkałem.
Najbardziej pokrzywdzonym jednak był zdecydowanie dział mangi i anime. Jeden maleńki pokój usytuowany w dość skrytym kącie, pozbawiony jakiegokolwiek drogowskazu zdecydowanie daje wrażenie, że został on dodany do atrakcji na siłę. Brak jakiegokolwiek pomysłu na danie większej ilości atrakcji miłośnikom dalekowschodniej kultury sprawia, że wyraźne wyróżnienie ich w opisie wydarzenia staje się dość naciągane.
Choć mankamentów nie brakowało, zdecydowanie muszę pochwalić warunki, jakie panowały wewnątrz obiektu. Wbrew temu, co padło ze sceny, oraz z wyjątkiem wcześniej wspomnianych dwóch sal prelekcyjnych, klimatyzacja sprawowała się naprawdę wyśmienicie. Mimo lejącego się z nieba żaru, oraz sporych tłumów przewijających się pomiędzy atrakcjami, wewnątrz panował miły chłodek pozwalający cieszyć się z zabawy bez spływających po skroniach kropli potu. No chyba, że nasz oponent właśnie szykował na nas potężne uderzenie w trakcie komputerowej lub planszówkowej rozgrywki, którego finału bardzo się obawialiśmy.
Cosplay to cosplay, nie pogadasz
Największą atrakcją, która zapełniła widownie głównej sceny po brzegi, był oczywiście konkurs cosplay. Choć całość rozpoczęła się z dwudziestominutowym opóźnieniem, a podczas jednego z występów wyraźnie nastąpiły problemy techniczne, zdecydowanie warto było czekać na to widowisko. Miłośnicy tworzenia pięknych kreacji nie zawiedli i pokazali całkiem niezły poziom tego wymagającego ogromu pracy rzemiosła. Stroje to nie wszystko, bo choć były one naprawdę dobrze i pieczołowicie wykonane, nie byłyby kompletne bez scenicznego występu. Tu jednak również nie było się do czego przyczepić, a najlepszym tego dowodem były żywe reakcje widowni. Jurorzy, którzy sami zaprezentowali świetne kreacje, mieli naprawdę ciężki orzech do zgryzienia.
Czy mogę polecić Sabat Fiction-Fest? Na pewno tak, choć wybierając się na ten konwent trzeba zdecydowanie przygotować się na dużo chodzenia i zabrać ze sobą naprawdę wygodne buty. Jeśli podobnie jak ja, nie nadajecie się do korzystania z uroków sleeproomu, nie musicie się też martwić o nocleg, gdyż akurat miejsc do spania w okolicy nie brakuje.